niedziela, 23 grudnia 2018

Rozdział 13

Stanęłam w drzwiach Wielkiej Sali ramię w ramię z Longbottomem. Mieliśmy idealny plan. Zjeść śniadanie, zanieść walizki i jak najszybciej ruszać z wszystkimi do Hogsmeade. W końcu była niedziela, prawda? Najlepszy dzień na dokupienie słodyczy czy innych potrzebnych rzeczy.
Czyli pewnie dalej słodyczy, tylko o wiele większą ilość. Może Piwo Kremowe? Albo Ognistą, jeśli uda mi się ją tylko kupić.
Usiadłam koło Longbottoma łapiąc cokolwiek było w pobliżu i spokojnie układając z tego śniadanie. Wyszło mi coś na wzór kanapki, z wieloma dziwnymi, zazwyczaj nie łączącymi się składnikami. Wgryzłam się w tosta i spojrzałam na swojego przyjaciela, który wzrokiem co jakiś czas uciekał ku stołowi Krukonów.
-Zaprosiłeś ją wreszcie do Hogsmeade? - spytałam tuż po przełknięciu dużego gryza. Ten spojrzał na mnie trochę nieprzytomnie. - Lunę - dodałam ujmując kubek z parującą kawą. Ten kiwnął niepewnie głowa, a na jego policzkach rozlał się delikatny rumieniec.
-Zgodziła się pójść ze mną do Herbaciarni dzisiaj - powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego wesoło. Upiłam kawy i położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę - odparłam wesoło, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. Z oczu biło ciepło i wdzięczność. - Kocham cię, a ty jak najbardziej zasługujesz na szczęście - dodałam, a ten ujął moją dłoń i ścisnął ją w podzięce.
-Ja ciebie też kocham - mruknął wesoło i już w lepszym humorze dokończył śniadanie. Po skończonym posiłku ruszyliśmy zanieść szybko bagaże, których nie było jakoś specjalnie dużo, ale żadnemu z nas nie chciało się ich targać do Hogsmeade. Wchodząc po schodach prowadzących do dormitorium trochę posmutniałam. Pierwsze wyjście do Hogsmeade bez prawie nikogo bliskiego.
Bliźniaków nie ma, tak samo jak Rasmusa. Neville ma randkę. A ja muszę sobie znaleźć nowych znajomych, bo nie mam z kim wychodzić na Ognistą.
Longbottom czekał na mnie przy obrazie Grubej Damy. Uśmiechnęłam się do niego i razem zeszliśmy na dół w miejsce zbiórki. Masa dzieciaków zebrała się tuż za opiekunami domów. Widziałam wielkie szczęście na twarzach tych, którzy szli tam pierwszy raz i trochę znudzenie na tych, w moim wieku.
Położyłam dłoń na ramieniu Neville'a, a ten spojrzał na mnie. Był trochę zdenerwowany tym wszystkim.
-Poradzisz sobie, leć do niej - mruknęłam, a ten kiwnął głową i mnie opuścił. Wszyscy ruszyliśmy za McGonagall. Najpierw słodycze czy Ognista? Pierwsze po drodze było Miodowe Królestwo, ale byłam gotowa poświęcić się i pójść najpierw Gospody pod Świńskim Łbem. Po drodze wielu uczniów odchodziło do kilku sklepów, a w wąskie i oddalone uliczki niewielu się zapuszczało. Weszłam do środka i zobaczyłam, że za ladą nie stoi, tak jak byłow  zwyczaju, Aberforth Dumbledore, tylko jakiś młodszy chłopak, ale zdecydowanie już zniszczony przez życie.
Usiadłam przy ladzie i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Jego brązowe włosy zatańczyły na jego głowie, gdy tylko podchodził do mnie. Zielone oczy emanowały szczęściem wymieszanym z wielkim doświadczeniem życiowym. Jego lewy płatek ucha był pokryty kilkoma kolczykami, a spod podwiniętej do rękawów koszuli wystawały ślady kolorowych tatuaży.
-Co podać? - spytał oddając uśmiech lekko. Zdecydowałam się zaryzykować i spróbować szczęścia.
-Szklaneczkę Ognistej - powiedziałam dosyć poważnym tonem. Ten pokręcił głową z rozbawieniem, ale nalał mi alkoholu. Uśmiechnęłam się do niego wesoło i ujęłam ją.
-Dziękuję - powiedziałam i upiłam sporego łyka ze szklaneczki. Chłopak ponownie się zaśmiał i poszedł obsłużyć innego klienta. Usłyszałam za plecami dzwoneczek zwiastujący, że ktoś nowy wszedł do Gospody. Nikogo się nie spodziewałam, więc kiedy ktoś położył dłoń na moim ramieniu nieznacznie podskoczyłam na siedzeniu.
-Spokojnie Emmie, przepraszam - powiedział wesoło Zabini pojawiając się za mną Bóg raczy wiedzieć skąd. Spojrzałam na niego ze szklanką Ognistej w dłoni.
-Przestraszyłeś mnie - przyznałam i uśmiechnęłam się lekko. Ten usiadł koło mnie przy ladzie. - Gdzie masz znajomych? - spytałam lekko zdziwiona, że nie jest obstawiony Malfoyem, Goylem, Crabbem i Parkinson. Ten wzruszył ramionami.
-Malfoy stwierdził, że musi coś załatwić i oni powiedzieli, że pójdą z nim. Mi się natomiast nie chciało - mruknął spokojnie. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. - A ty czemu sama siedzisz? - dodał, a ja dopiłam duszkiem szklaneczkę Ognistej. Barman od razu to zauważył i nalał dwie szklaneczki. Uśmiechnęłam się do niego promienie.
-Bliźniacy są w domu. Rasmus również, a Neville jest w Herbaciarni. Muszę sobie znaleźć znajomych - mruknęłam wędrując wzrokiem za chłopakiem. Zabini uśmiechnął się rozbawiony.
-Jeśli chodzi o znajomych od kieliszka to służę pomocą - powiedział ujmując szklankę i wlewając w siebie połowę napoju. Zwróciłam na niego wzrok również się uśmiechając. Podniosłam szklaneczkę w jego stronę
-W takim razie Blaise, za znajomych od Ognistej - stwierdziłam, na co on stuknął swoją szklanką o moją. Pokręciłam z politowaniem głową. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę mogła uznać Zabiniego za kogoś więcej, niż idiotę lubiącego dokuczać Gryffonom, tylko dlatego, że był w Slytherinie. 
Oboje dopiliśmy alkohol znajdujący się w szklankach. Znowu z tyłu rozbrzmiał dzwonek zwiastujące przyjście nowych ludzi. Nawet się nie obracałam. Nie przychodziło tutaj zbyt wielu ciekawych typów. 
-Mam propozycję - usłyszałam nieśmiały głos Zabiniego. Spojrzałam na niego znad pustej szklaneczki. - Zagramy w grę. Zadajemy sobie pytania, ale jeśli ktoś nie chce na nie odpowiedzieć pije łyka alkoholu - dodał, a ja kiwnęłam głową spokojnie.
-Chcesz mnie poznać? Czy tylko się rozczarować? - odparłam z wesołym uśmiechem. Ten spojrzał na barmana, który zaproszony wzrokiem Zabiniego nalał nam jeszcze raz kolejkę.
-Zadałbym ci to samo pytanie - odparł wesoło. Spojrzałam na chłopaka za barem, który zręcznie rozlał nam jeszcze Ognistej. Czułam, że nie wrócę na dwóch nogach do Hogwartu.
-Okej, ja zacznę. Czemu tak nas tępicie? Co wam zrobił kiedykolwiek Gryffindor? - spytałam ujmując moją pełną szklankę obdarowując barmana wdzięcznym wzrokiem. Ten uśmiechnął się dalej bardzo wesoło. Zabini również ujął swoją.
-Wydaje mi się, że to nie jest tak, że nienawidzimy wszystkich Gryffonów, ale są u was jednostki, które tak się wywyższają swoim idiotyzmem, że przekłada się to na relację z wami wszystkimi - mruknął patrząc na mnie spokojnie. - Taka Granger. Nawet ty jej nie lubisz - dodał, a ja kiwnęłam głową rozbawiona.
-To już inna historia - zaśmiałam się doskonale wiedząc czego będzie dotyczyć kolejne pytanie. Ten uśmiechnął się.
-Opowiadaj - powiedział rozbawiony i walnął mnie lekko w ramię. Spojrzałam na alkohol i położyłam go na blacie.
-Wszystko zaczęło się od kłótni z Potterem, którego szczerze nienawidzę. To, że on mnie tak nienawidzi wpłynęło też na nią. Przez to na drugim roku w Święta wydarłam się na nią i nazwałam ją Szlamą w przypływie emocji. Najbardziej ma mi za złe to, że Weasleyowie poparli moją stronę. Że poszli za mną - wymamrotałam i zapominając upiłam trochę alkoholu. - Wiadome, że Molly opierdoliła mnie strasznie za tą Szlamę, ale jednak to ja wtedy byłam ich rodziną. To o mnie się troszczyli odkąd Rasmus zaczął zadawać się z bliźniakami. I tutaj też wychodzą moi bracia. Zawsze razem z nimi wpadałam w kłopoty, za co obrywał Gryffindor, więc święta Granger miała mi to za złe - zakończyłam upijając ponownie alkohol. Usta Zabiniego wyginały się w lekkim uśmiechu.
-Naprawdę zalazłaś jej za skórę - powiedział wyciągając przed siebie dłoń, by mi pogratulować. Ze śmiechem ścisnęłam ją.
-Przyjemność po mojej stronie - stwierdziłam rozbawiona. Tą samą dłonią ujęłam alkohol i spojrzałam na niego ponownie. 
-Czuję, że za takie dwie szklaneczki nie będzie kogo zbierać - mruknął Blaise. Zaśmiałam się i spojrzałam na barmana.
-Możemy zapłacić? - spytałam, a ten kiwnął ochoczo głową. Położyłam dwa galeony na ladzie licząc na szybko, że wyjdzie trochę mniej za ilość szklaneczek. Wstałam z siedzenia.
-Reszta jeszcze - powiedział chłopak, a ja spojrzałam na niego. Machnęłam dłonią, że naprawdę nie trzeba. - Jestem Will - dodał kiwając z wdzięcznością głową.
-Clementine - odparłam, gdy Zabini już stał w drzwiach czekając na mnie. Ruszyłam do chłopaka. Ten podsunął mi swoje ramię, na którym chętnie się wsparłam.
-Idziemy gdzieś jeszcze? - spytał trochę niewyraźnym głosem. Kiwnęłam twierdząco głowa i zaprowadziłam go do Miodowego Królestwa licznie zapełnionego naszymi kolegami i koleżankami. Teraz naprawdę ani mi, ani Blaise'owi nie wydawało się to przeszkadzać. 
Pakowaliśmy do koszyka najróżniejsze słodycze, co tylko wpadło nam w ręce. Paczek Fasolek Wszystkich Smaków było z dziesięć. Z wypchanym po brzegi koszykiem dotarliśmy do kasy weseli, jak nigdy wcześniej.
Gdy Zabini kładł pieniądze na ladzie po mojej głowie przemknęło, jakim cudem ja nigdy nie zauważyłam, że to jest taki normalny człowiek. Taki dobry kolega, o ile to było dobre stwierdzenie. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałam, niczego nie podejrzewałam, wtedy tylko dobrze się bawiłam.
~~~
Chwilę mnie tu nie było, ale stwierdziłam, że kiedyś w końcu trzeba wrócić, prawda? Także życzę wszystkim Wesołych Świąt, pozdrawiam i zapraszam do komentowania.