niedziela, 19 kwietnia 2020

Rozdział 23

Wszystko bardzo szybko mijało. Nikt nie wiedział jakim cudem za 2 tygodnie miał być koniec roku. Mieliśmy się porozjeżdżać do domów.
Jednak nic nie mogło być takie proste. Nad Magicznym Światem zawisło widmo łysego skurwiela. Pogłoski, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać powrócił i był mocniejszy, niż kiedykolwiek. Osobiście nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Wiedziałam, że żyje, że chce nas wszystkich Nie Czystokrwistych zgładzić. Codziennie płakałam z tego powodu w ramię Zabniniego. I to nie było tak, że tylko ja byłam rozdartą babą. Od długiego czasu spałam u Blaise'a w dormitorium. Rodzice Flinta zażądali, by wcześniej wrócił do domu, więc było nas troje w dormitorium.
Codziennie Draco przynosił coraz to gorsze i bardziej mrożące krew w żyłach nowości.
Płakaliśmy wszyscy. Draco, Blaise i ja. Codziennie.
Siadłam przy obiedzie. Neville już przestał pytać czemu mam opuchnięte oczy i czy wszystko dobrze. Nie było dobrze, nikt nawet nie próbował tak kłamać. Każdy z nas wiedział, że szykuje się coś wielkiego. Coś co zatrzęsie posadami tej szkoły. Tylko dlaczego dwie tragedie miały się zadziać dzień po dniu? 
Nad nami zaczęły latać sowy z listami. Nie liczyłam na żaden list i żadnego nie dostałam. Przeżuwałam bez wyrazu na twarzy tosta. Neville mnie szturchnął ramieniem i pokazał głową na drzwi. Ku nim kierował się przerażony Zabini. Już z daleka widziałam łzy na jego twarzy. Ściskał jakiś papier w dłoni. Kiwnęłam głową Neville'owi i ruszyłam za chłopakiem. Szedł szybko, niesamowicie szybko i zanosił się jeszcze duszonym szlochem.
-Blaise - krzyknęłam za nim próbując go dogonić. Ten na moment się zatrzymał i spojrzał na mnie. Podbiegłam do niego i ujęłam jego dłoń. - Chodźmy do ciebie - szepnęłam, a on nawet nie próbował protestować, tylko posłusznie zaczął iść na dół. Weszliśmy do Pokoju Wspólnego, a potem do dormitorium. Blaise wszedł pierwszy, a ja zamknęłam drzwi. Jak tylko słychać było kliknięcie drzwi usłyszałam przerażająco zdewastowany płacz Zabiniego. Odwróciłam się, siedział z plecami przy ścianie koło swojego łóżka i płakał. Podeszłam do niego i usiadłam na łóżku. Ten położył głowę na moich kolanach i przytulił moje nogi do siebie. Z moich oczu mimowolnie poleciał wodospad łez.
-Co się stało? - wyszeptałam próbując brzmieć jak najspokojniej. Ten tylko podał mi pozginaną kartkę i płakał dalej. Położyłam dłoń na jego głowie i gładziłam ją delikatnie. Otworzyłam kartkę.
'Blaise, masz czas do północy na zjawienie się we dworze, inaczej twoja matka zginie.'
Nie wiem czy byłam zła, czy przerażona. Nie wiedziałam co mam czuć. Nie potrafiłam nazwać tego co w tym momencie zachodziło w mojej głowie. Odsunęłam głowę Zabiniego i usiadłam między jego udami, a stopy splotłam za jego plecami. Mocno go do siebie przytuliłam.
On tylko płakał. Zacisnął mocno pięści na swojej koszuli, którą miałam na sobie. Płakałam z nim. Nie potrafiłam nic innego zrobić. Nie byłam w stanie się ruszyć, pocieszyć go. Nie powiem mu, że wszystko będzie dobrze, bo to będzie pierdolenie.
-Kocham cię - zdołałam tylko wybełkotać, a on jeszcze mocniej do mnie przywarł i jeszcze głośniej zaczął płakać. Moje serce rozpadło się na miliony kawałków.
Do pokoju wszedł przestraszony Dracon. Odwróciłam głowę tylko na tyle, żeby pokazać nosem kartkę leżącą na łóżku. Chwilę potem cała nasza trójka, przyklejona do siebie bardzo mocno płakała w swoje ramiona.
Wszyscy zdecydowanie mieliśmy dość, a jeszcze nic się nie stało. Jeszcze nawet się nie zaczęło. Godzinę po tym, może dwie Blaise zaczynał się uspokajać. Ja patrzyłam tępo w ścianę za nami. Cała nasza trójka miała powolne odleżyny od drewnianej podłogi.
-Blaise, musisz się pakować - wyszeptałam dotykając jego głowy. Ten spojrzał na mnie pustymi oczami. Ujęłam jego twarz i delikatnie pocałowałam go w czoło, potem w prawe oko i lewe oko, nos, na moment zatrzymałam się na ustach. Poruszył twarzą dopiero przy nich. Mocno przycisnął swoje wargi do moich. Odsunął się.
-Dobrze - powiedział zdartym głosem i wstał. Spojrzałam na Draco. Wszyscy mieliśmy w oczach żal i pustkę jednocześnie. Wstałam i podałam dłoń Malfoyowi. Ten ujął ją i wstał. Pogładziłam go po głowie, a on pocałował mnie we włosy tuż nad skronią. 
Zaczęliśmy o siebie niesamowicie mocno dbać w ostatnim czasie. Każde z nas było dla drugiego jak największym oparciem. Podeszłam do Blaise'a. 
-Będziesz pakować - stwierdziłam cicho, a ten kiwnął głową i podszedł do skrzyni. Otworzył ją, a ja podawałam mu koszule, spodnie, piżamy, bluzy. Zostawiłam tylko jedną czarną bluzę. Ściągnęłam z siebie koszulę, którą miałam na sobie i też mu ją podałam. Ten spojrzał na mnie i kiwnął lekko głową. Założyłam na siebie bluzę wiszącą w szafie. Zapięłam ją do połowy. Blaise spakował jeszcze kilka zeszytów i jakieś dwa podręczniki. Zatrzymał się na moment i spojrzał na mnie.
-Em, musimy zerwać. Nie możesz się wahać czy mnie zabić, gdy będę po drugiej stronie - powiedział zimnym głosem patrząc mi w twarz. 
-Nie - powiedziałam pewnym głosem. Zabini podszedł do mnie i położył dłonie na moich policzkach.
-Skarbie, proszę. To będzie ostatnia rzecz, o którą cię kiedykolwiek poproszę - wyszeptał przysuwając swoje czoło do mojego. Był pewien tej decyzji. 
-Nie - powtórzyłam tak samo pewnym głosem jak wcześniej. Ten zamknął na moment powieki. Jego policzki znowu stały się mokre. Dokładnie tak jak moje. Nie wiedziałam, że ludzie są w stanie wyprodukować tak wielką ilość płynów.
-Błagam - wymamrotał przerażonym głosem. - Zrób to dla mnie - dodał otwierając oczy. Widziałam, że był sparaliżowany strachem. Kiwnęłam twierdząco głową wbrew sobie.
-W momencie, gdy przekroczysz próg Pokoju Wspólnego nie będziemy razem? - spytałam całkowicie wbrew sobie i wyciągnęłam w jego stronę mały palec. Ten objął mój mały palec swoim i przytulił mnie mocno do siebie całując w czoło. Zamknęłam oczy głęboko wdychając zapach perfum Zabiniego. Po kilku krótkich minutach odsunął się ode mnie.
-Muszę już iść, nie chcę, żeby coś jej zrobili - powiedział patrząc to na mnie, to na Malfoya. Wszyscy kiwaliśmy głowami w ten sam sposób. Blaise podszedł do Draco.
-Będziemy się widzieć, ale uważaj na siebie - usłyszałam łamiący się głos Smoka. Podeszłam do drzwi. Chciałam się pożegnać na osobności. Mimo że Draco wiedział i widział bardzo dużo, to to pożegnanie chciałam odbyć bez świadków. 
-Opiekuj się Emmie, tak jak ona będzie się opiekować tobą - powiedział Blaise odsuwając się od Malfoya. Oboje kiwnęli głowami. Blaise wyszedł ze mną na korytarz i zamknęliśmy drzwi. 
Spojrzałam na Zabiniego, a on mocno wpił się w moje usta. Całowaliśmy się w pośpiechu, łapczywie. Powoli brakowało powietrza. Żadne z nas nie zwracało na to uwagi. W końcu musieliśmy się od siebie odkleić. Spojrzałam na Zabiniego z lekko zaróżowiałymi policzkami. Wiedziałam, że moje włosy są potargane, a jego koszula pomięta.
-Nawet nie wiesz jak cholernie cię kocham - powiedział całując mnie w czoło. Pogładziłam go po policzku.
-Ja ciebie też - odparłam z bladym uśmiechem. - Teraz idź, pozdrów mamę - dodałam, a ten kiwnął głową i ostatni raz mnie pocałował. Ruszył na dół i w momencie, gdy przekroczył próg Pokoju Wspólnego wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Że teraz muszę traktować go jak Śmierciożercę, jeśli będzie stał po przeciwnej stronie i musiał mi coś zrobić. Weszłam do dormitorium nie przejmując się jak wyglądam. Spojrzałam na Draco. Siedział na swoim łóżku z oczami wbitymi w dłonie.
-Przyjdą tu jutro. Na chwilę. Nie znienawidź mnie za to co będą kazali mi zrobić - powiedział chłopak. Usiadłam za nim na łóżku i położyłam mu dłoń na plecach.
-Nie znienawidzę - wyszeptałam. - Żadnego z was nie znienawidzę - dodałam jeszcze ciszej. Draco kiwnął głową. 
-Jestem zmęczony - powiedział cicho patrząc na mnie. Oparłam się o zagłówek łóżka i wsunęłam nogi pod kołdrę.
-Połóż się. Ja i tak nie dam rady zasnąć - wyszeptałam, a ten kiwnął głową. Malfoy przebrał się w piżamę i położył głowę na poduszce. Podkulił lekko nogi. Położyłam dłoń na jego głowie delikatnie ją głaskając. Nie wiem co jutro Draco zrobi. Nie chciałam wiedzieć. Najważniejsze było to, że go nie opuszczę. Tego byłam pewna i dotrzymałam słowa. 
Nie spałam całą noc. Nie dałam rady. Dopiero nad ranem udało mi się zmrużyć oko. Jak się obudziłam Draco już nie było, a za oknem słońce już zaszło. Czułam, że coś złego się musiało stać. Miałam wrażenie, że cały Hogwart zamarł. Dopięłam bluzę i ruszyłam na zewnątrz. Widziałam, że inni uczniowie to samo przeczuwali i wielu w piżamach schodziło na dół po schodach.
Malfoy, co się stało do cholery.
Na początku tłumu ludzi słyszałam jakieś krzyki, ktoś coś bełkotał. Nikt nie wiedział co się dzieje. Wszyscy szli coraz szybciej. Na ustach uczniów było tylko nazwisko dyrektora.
Dumbledore?
Draco, co wyście zrobili?
Wreszcie wylądowałam blisko drzwi. Starałam się wypatrzeć w tłumie jakąkolwiek znaną i lubianą twarz. Dopiero jak przeszłam przez drzwi ktoś chwycił mnie za rękę. Za mną stał przerażony Longbottom. Ścisnęłam jego dłoń mocniej.
Smoku, do jasnej cholery.
Ludzie wpadali na siebie. Starali się nie przepychać, ale było to fizycznie niemożliwe. Na ustach były już dwa słowa. Jedno poznałam wcześniej. Nazwisko dyrektora. Drugie nie przechodziło mi przez gardło tak spokojnie.
UMARŁ.
KURWA KURWA KURWA
Nagle wszystko potoczyło się szybko. McGonagall zakryła ciało dyrektora białą płachtą. Ktoś kazał być cicho. Ludzie zaczęli unosić różdżki z żarzącymi się końcówkami do góry, do nieba. Mimowolnie też to zrobiłam. Spojrzałam na Longbottoma.
-Muszę iść - wyszeptałam i chowając różdżkę zaczęłam się przepychać do Zamku. Ruszyłam biegiem po schodach na dół. Wpadłam do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nie było żywej duszy po drodze. Wbiegłam do dormitorium. Słyszałam tylko odgłos prysznica.
-Draco? - powiedziałam głośno z lękiem w głosie. Dotknęłam klamki, poruszyłam nią. Drzwi były otwarte. Weszłam do środka. Łazienka była zaparowana. Doszedł do mnie odgłos cichego płaczu. Otworzyłam drzwi kabiny. Sięgnęłam, żeby wyłączyć wodę. Malfoy siedział w brodziku bez koszulki i płakał ściskając mocno swoje kolana. Weszłam do środka i podałam mu dłoń.
-Smoku, musisz wstać - powiedziałam łagodnym głosem. Ten spojrzał na mnie spomiędzy opuchniętych od płaczu oczu. 
-Nie zabiłem go - wychrypiał, a ja kiwnęłam głową. Ujął moją dłoń i podniósł się. Podałam mu ręcznik i na moment wyszłam po jego piżamy. Wróciłam i podałam mu je.
-Ubierz się - powiedziałam cicho i wróciłam do pokoju. Sama się przebrałam w swoje. Chciałam tylko iść spać. Po chwili z łazienki wyszedł Draco w piżamach. Ujęłam jego dłoń i wsadziłam do łóżka. Położyłam się obok i przykryłam nas kołdrą. Po policzkach Malfoya dalej płynęły łzy. - McGonagall nalega, żeby wrócić do domów po pogrzebie Dumbledore'a - stwierdziłam cicho. Malfoy skulił się jeszcze bardziej. - Do trzeciego tygodnia lipca powinnam być w domu. Możesz do mnie przyjeżdżać, jeśli tylko będziesz chciał. Tylko wysyłaj sowy. Jeśli ci odpiszę to jestem, dobrze? - spytałam gładząc go po mokrych włosach. Draco pokiwał głową.
-To był Snape, ja nie dałem rady - wyszeptał, a ja kiwnęłam głową i pocałowałam go w ucho. 
-Śpij - szepnęłam, a ten odwrócił się do mnie plecami. Przytuliłam lekko jego plecy. 
To była kolejna noc, której nie będzie mi dane zasnąć.
Miało być ich znacznie, znacznie więcej.
~~~
Ten rozdział miał zawierać więcej rzeczy, jednak tak bardzo przepełniała mnie pustka po stracie Blaise'a, że postanowiłam zawrzeć ją tutaj w większości rozdziału. Pozdrawiam.

piątek, 3 kwietnia 2020

Rozdział 22

Obudziłam się, kiedy Zabini jeszcze spał. Uśmiechnęłam się lekko do jego spokojniej twarzy. Dzisiaj miał odbyć się mecz Quidditcha między Gryfonami, a Ślizgonami. Ostatnie dni były bardzo stresujące i chodził często na treningi z chłopakami.
Ja wtedy zazwyczaj zostawałam u nich w dormitorium i uczyłam się na zajęcia, spałam, albo gdzieś chodziłam z Nevillem. Longbottom nie miał jednak dla mnie tyle czasu ile wcześniej, bo zajmował się swoją dziewczyną. Okazało się, że Luna też go kocha, albo chociaż bardzo bardzo lubi.
Blaise wczoraj przyszedł z treningu ledwo żywy, więc chłopaki zostawili go w spokoju dzisiaj i poszli sami rano potrenować.
Dotknęłam jego twarzy delikatnie i musnęłam ustami jego usta. Jego oczy minimalnie się otworzyły. Na twarzy wyrósł uśmiech.
-Ale jesteś śliczna - powiedział jeszcze zachrypniętym od snu głosem. Zaśmiałam się wesoło i przytuliłam do jego klatki piersiowej.
-Świetnie wam pójdzie dzisiaj - odparłam cicho, a ten przytulił mnie mocno. Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. - Pójdę się umyć - stwierdziłam spokojnie, a ten kiwnął głową.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Zabrałam ręcznik i ruszyłam do łazienki. Zaczęłam ściągać koszulkę, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do dormitorium.
-Blaise, do jasnej cholery, przecież wiesz, jak bardzo mnie kochasz. Wiesz, że to chodzi o mnie, a nie o Clementine - usłyszałam znajomy głos i zamarłam na chwilę.
-O czym ty mówisz Pansy? - spytał zdziwiony głos Zabiniego. Chyba aż wstał z łóżka.
-Wiem, że chodziło o mnie. Ta umowa. Nie musisz kłamać. Nie musisz już udawać, że ją lubisz - wybełkotała Parkinson.
-Pansy, na początku faktycznie chodziło o ciebie. Ale przestało - powiedział spokojnie Blaise. - Już naprawdę nie chodzi o ciebie. To nie o ciebie się staram, a o Emmie. To z nią chcę być i ją kocham - dodał Zabini, a ja zmarszczyłam zaskoczona brwi.
-Czy ty siebie słyszysz? Naprawdę chcesz zaryzykować i być z jakaś Gryfonką? - zaczęła krzyczeć.
-Pansy, błagam cię. Chcę spokojnie dzisiaj zagrać mecz, albo go oglądnąć, wiedząc, że nie będziesz się wpieprzać tam gdzie cie nie chcą - powiedział chłopak, a ja aż wciągnęłam powietrze.
-Jesteś chujem Zabini. Największym jakiego widziałam - odparła tylko Pansy i trzasnęła drzwiami. Wychyliłam głowę z łazienki i spojrzałam na Zabiniego z wzrokiem "co tu się do cholery stało". On wzruszył ramionami.
-Nie wiem słońce, ale czuję, że na tym się nie skończy - stwierdził wzdychając. Podeszłam do niego i przytuliłam się. Ten pogładził mnie po plecach.
-Słyszałam co powiedziałeś o mnie - szepnęłam cicho, a Blaise odsunął się ode mnie i uśmiechnął lekko.
-To prawda, kocham cię Emmie, ale nie jesteś zobligowana do tego, żeby mi to mówić, jeśli nie jesteś tego pewna w tym momencie - odparł z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
-Dziękuję - powiedziałam i w końcu poszłam się umyć.
Czas do meczu szybko minął. Ruszyliśmy na stadion. Najpierw Blaise miał sprawdzić w szatni czy go potrzebują. Jeśli nie to miał dołączyć do mnie. Dzisiaj miałam siedzieć w miejscu dla Ślizgonów. Jak weszłam na trybuny to jedyne miejsce wolne, dla dwóch osób było za Parkinson.
Podeszłam tam i usiadłam na nim spokojnie. Spojrzałam na boisko.
-Co ty tu właściwie robisz? Nie masz swojej wydzielonej części trybun? - prychnęła Parkinson odwracając się do mnie. Spojrzałam na nią, ale spuściłam wzrok na boisko. - Halo, to nie jest twoje miejsce - próbowała dalej Pansy. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na nią.
-Pansy, to, że Blaise jest ze mną, a nie z tobą, nie pozwala ci w żadnym wypadku mnie obrażać czy w ten sposób się do mnie odzywać - odparłam bardzo spokojnym tonem. W tłumie zauważyłam jak Blaise przeciska się w moją stronę. Miał być koło mnie za moment.
-Nie znasz go, on cię nawet nie kocha - wycedziła przez zęby.
-Okej - odparłam wzruszając ramionami i przesunęłam się, żeby Zabini mógł usiąść koło mnie. Ta usiadła z niesmakiem na twarzy. Spojrzałam na chłopaka. Miał w dłoni dwa batoniki, z czego jeden podał mi.
-Zostały mi jakieś zapasy, pomyślałem, że możesz chcieć - powiedział z uśmiechem, a ja kiwnęłam wesoło głową.
-Dziękuję - odparłam ujmując batonika. - Nie potrzebują cię dzisiaj? - spytałam, a Blaise pokiwał głową. Chwilę później gra się rozpoczęła.
Quidditch był jak zawsze komentowany przez Lee Jordana, dobrego kolegę bliźniaków i Rasmusa. Opisywał idealnie każdy ruch. Komentował bardzo bezstronnie, a przy punktach pomagała mu pani Hooch.
Blaise położył dłoń na mojej i ujął ją lekko nie spuszczając wzroku z boiska. Bardzo się ekscytował grą.
Gdzieś w oddali mignęło mi coś złotego. Złoty Znicz. Ślizgoni mieli miażdżącą przewagę. Tylko złapanie Złotego Znicza coś by zmieniło w tabeli wyników. I dokładnie 13 minut później tak się stało. Harry złapał Złoty Znicz.
Gryfoni wygrali. Co prawda 30 punktami, ale wygrali.
-U mnie jest impreza w Pokoju Wspólnym, idziesz ze mną? - spytałam, a Blaise z uśmiechem kiwnął głową. Rozweselona hałastra szła z nami. Wszyscy cieszyli się z wygranej. Weszliśmy do Pokoju Współnego Gryfonów. Impreza rozkręcała się powoli, ale widziałam, że na jednym ze stolików leżał poncz, albo jakieś inne picie. Wśród nich oczywiście dało się znaleźć mocniejsze trunki, tylko trzeba było wiedzieć gdzie szukać.
-Co ty tu właściwie robisz? Nie masz swojego Pokoju Wspólnego? - spytała zapowietrzając się Granger, która podeszła do nas. Zmarszczyłam brwi zdziwiona i już otwierałam usta, żeby jej coś odpowiedzieć.
-Granger, naprawdę, wyjmij kija z dupy i po prostu się baw. Nie pierwszy raz jest tutaj ktoś z innego domu, a ty robisz problem, tylko dlatego, że jestem Ślizgonem, albo nie lubisz Clementine - powiedział spokojnym głosem, tak żeby usłyszała tylko Hermiona. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy Granger zrobiła się czerwona na twarzy. Chciała odpowiedzieć coś okropnego, nawet otwierała usta, ale nic z nich nie wyszło. Odeszła niepyszna od nas do Pottera, pewnie się poskarżyć. Spojrzałam na Zabiniego rozbawiona.
-Pięknie rozegrane - stwierdziłam i stanęłam na palcach, by dostać się ustami do jego ust, które delikatnie musnęłam. Poczułam, że jego twarz wygina się w uśmiechu. Odsunęłam się, a ten objął mnie ramieniem i ponownie wsunął dłoń w jedną z tylnych kieszeni moich spodni.
Impreza powoli gęstniała w alkohol. Każdy był już delikatnie pijany, więc żeby nie zostać w tyle poszłam po kolejną porcję. Wracając do Zabiniego zderzyłam się z jakąś dziewczyną z niższego roku, która przestraszona spojrzała na mnie. Jej alkohol wylądował na moich spodniach, a ja tylko uniosłam lekko swoje kubeczki w górę.
-Bardzo cię przepraszam - powiedziała skruszona. Uśmiechnęłam się do niej rozbawiona.
-Nie ma problemu, naprawdę. Wypierze się - odparłam nie będąc wcale zła. Nie byłam takim okropnym człowiekiem, za jakiego zapewne uważało mnie pół Hogwartu. A to wszystko tylko dlatego, że Blaise był ze Slytherinu. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a ja śmiejąc się wesoło z sytuacji podeszłam do Zabiniego, którego to wszystko bawiło.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział zabierając ode mnie jeden kubeczek. Upił łyka alkoholu.
-Specjalnie dla ciebie - stwierdziłam wesoło, a ten objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. - A tak serio, muszę zmienić spodnie. Idziesz ze mną? - dodałam, a ten ochoczo kiwnął głową. Ruszyliśmy z kubeczkami w dłoniach do mojego dormitorium. Uchyliłam drzwi badając czy nikogo na pewno nie ma. Tym razem mieliśmy szczęście.
Tuż po wejściu Zabini rzucił się na moje łóżko i spojrzał na mnie badawczo. Podeszłam do szafy i zsunęłam z siebie spodnie. Zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu innych.
-Dla mnie mogłabyś tak zostać - stwierdził cicho, a ja uśmiechnęłam się lekko odwracając się do niego w samym swetrze. Przechyliłam głowę w bok patrząc na jego oświetloną blaskiem księżyca sylwetkę.
-W takim razie nie dziw się, że potem będą na mnie dziwnie patrzeć - odparłam rozbawiona i ruszyłam w jego stronę. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego udach okrakiem kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Dłonie Zabiniego powędrowały na moje odkryte biodra.
-Pamiętasz tę koszulę? - spytał z lekkim uśmiechem. Ja kiwnęłam twierdząco głową i zaczęłam powoli rozpinać jej guziki. - Miałem ją na sobie, jak pierwszy raz poczułem, że ktoś się o mnie troszczy, że jest ktoś, kto mnie nie opuści i dla kogo nie dałbym rady być dupkiem już nigdy w życiu - stwierdził błądząc wzrokiem po moim ciele.
-Miałeś ją na sobie, gdy ja zauważyłam, że wcale ciebie nie nienawidzę, a wręcz przeciwnie, zaczęło mi wtedy zależeć na tobie. Na tym, abyś był szczęśliwy - szepnęłam w odpowiedzi. Ten uśmiechnął się i położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego, kiedy ostatni guzik jego koszuli był rozpięty.
-Już wtedy byłem w tobie szaleńczo zakochany, ale jeszcze nie potrafiłem tego nazwać czy przyznać przed samym sobą - wymamrotał, gdy zbliżyłam twarz do jego twarzy. - Gdy zostałaś ze mną w nocy, nie posiadałem się ze szczęścia. Trzymanie ciebie w ramionach było dla mnie czymś tak niesamowitym, przepełniało mnie tyloma emocjami, a ja przecież tylko cię przytulałem - dodał patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie i musnęłam jego usta swoimi.
-Pokazałam ci, że można spać z kobietą w łóżku i wcale nie oznacza to seksu? - spytałam rozbawiona w jego usta. Ten ścisnął lekko moje biodra i zaczął podsuwać mój sweter do góry.
-Pokazałaś mi, że podziały na lepszych i gorszych nie mają sensu - odparł, a ja uniosłam ręce, by ściągnął ze mnie sweter. - Pokazałaś mi, co znaczy kochać - wyszeptał patrząc prosto w moje oczy, a ja z pasją wpiłam się w jego usta. Jego dłonie błądziły po moich plecach, a ja zsuwałam z niego koszulę. Po chwili wszystko upadło na podłogę, a my zanurzyliśmy się w szczeniackiej miłości, która na ten moment była jednym z najpiękniejszych epizodów w moim życiu.
~~~
Naprawdę dobrze pisało mi się ten rozdział. Nie wiem co jeszcze powiedzieć, naprawdę.