sobota, 29 września 2018

Rozdział 9

Wychodząc z Wielkiej Sali zobaczyłam Slughorna gadającego z Zabinim. Oboje się uśmiechali do siebie, chociaż Blaise wyglądał na trochę zaskoczonego. Oczy Slughorna wylądowały na mnie i szybko przywołał mnie do siebie dłonią.
-Clementine Joyce, moja droga. Podejdź - powiedział wesoło nauczyciel, a ja zrobiłam o co prosił dosyć szybko. - Pewnie słyszałaś o Klubie Ślimaka, czyli moim pomyśle na poznawanie lepiej uczniów Hogwartu - dodał radosnym tonem. Kiwnęłam głową z grzeczności, bo nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Ukradkiem spojrzałam na Zabiniego, który był tak samo skołowany jak ja, ale mniej to okazywał.
-W takim razie zapraszam was oboje na spotkanie Klubu Ślimaka w najbliższy czwartek w moim gabinecie. Sprawicie mi wielką przyjemność, gdy przyjdziecie - stwierdził na koniec ściskając nam dłonie i odszedł ucieszony. Zabini odprowadził go wzrokiem do Wielkiej Sali i spojrzał na mnie.
-Czym do cholery jest Klub Ślimaka? - spytał zaskoczonym tonem. Prychnęłam lekko i wzruszyłam ramionami.
-Najwyraźniej dowiemy się w czwartek - stwierdziłam, na co zgodnie Zabini kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie lekko. Przygryzłam wargę i również uśmiechnęłam się delikatnie, tylko bardziej niezręcznie. - Muszę iść do biblioteki - mruknęłam, a Zabini lekko się ożywił.
-Zabawny zbieg okoliczności, umówiłem się tam z Draco - stwierdził i ruszył wolnym krokiem ku bibliotece. Westchnęłam ledwo zauważalnie i wyrównałam z nim krok.
-Zabawny - przyznałam cicho z niezbyt zadowoloną miną. Nie przepadaliśmy za sobą bardzo szczerze. Wiedziałam to od momentu, w którym zaczęliśmy rozmawiać będąc na pierwszym roku. Prawie każdy Ślizgon przechwalał się wtedy swoim czystokrwistym pochodzeniem i przynależnością do Slytherinu.
Szukali przyjaciół, jak twierdzili.
-Zrobiłaś już esej na transmutację do McGonagall? - spytał wspinając się po schodach na pierwsze piętro. Położyłam dłoń na barierce i sunęłam nią do góry.
-Jeszcze nie. Jest jeszcze kilka dni - przyznałam, a on kiwnął ze zrozumieniem głową. - A ty? - spytałam raczej z grzeczności.
-Właśnie idę pisać - obdarzył mnie pełnym uśmiechem. Wyglądał naprawdę miło i niegroźnie. Aż sama zdziwiłam się, że nie wywoływał u mnie spazmów związanych z naszywką domu Węża.
Stanęliśmy przed drzwiami do biblioteki, w których mnie przepuścił. Kiwnęłam głową z wdzięcznością i weszłam do środka.
-Idę poszukać książek na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami - powiedziałam już cichym tonem, żeby nie zdenerwować bibliotekarki. Ten kiwnął głową, a ja ruszyłam do znanej mi półki.
-Jeszcze jedno Joyce - mruknął Zabini, na co się odwróciłam na moment. - To jak dzisiaj dogadywałaś się z hipogryfem Hagrida było naprawdę ciekawe. Widać, że to lubisz - stwierdził cicho. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i zniknęłam za jednym z regałów idąc tylko sobie znaną drogą.
~~~
Spojrzałam na zielonookiego chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie w fotelu. Przysunęłam nogi do siebie. 
-Na pewno wiesz, czym jest ten Klub Ślimaka? - spytałam cicho. Ten kiwnął głową i zwrócił wzrok na mnie z palącego się kominka.
-Kiedyś babcia mi opowiadała. Rodzice mieli wielu znajomych tam. Opowiadali babci - mruknął i delikatnie dotknął mojej dłoni. - Clem, on patrzy na ludzi w sposób materialistyczny. Miał za przyjaciela właściciela Miodowego Królestwa, bo wiedział kim może zostać w przyszłości - mruknął, a ja spojrzałam z lekkim politowaniem na niego.
-Nev, kochanie, będzie dobrze. Ja mam tylko Rasmusa, tylko z tego mogę być znana - odparłam cicho patrząc mu głęboko w oczy. Ten kiwnął niepewnie głową i pogładził mnie po dłoni.
-Będzie tam wielu Ślizgonów. Uważaj na siebie - wymamrotał, a ja zaśmiałam się lekko i również pogładziłam jego dłoń.
-Dramatyzujesz - odparłam zabawnie i dotknęłam lekko jego nosa. Ten westchnął i wrócił do pergaminu dzierżonego na kolanach. Ja zsunęłam jego dłoń ze swojej i zaczęłam się zastanawiać nad coraz milszym zachowaniem Zabiniego.
Czyżby szykowała się jakaś pułapka? Miałam się czegoś obawiać? Czy wręcz przeciwnie, nagle okazywał się lepszym człowiekiem?
W to ostatnie tak bardzo wątpiłam, ale z drugiej strony tak bardzo chciałam wierzyć. Zupełnie jak z Bartym Crouchem Juniorem. Niby okrutny morderca, ale w moim sercu dalej będzie sierotą, która pomagała mi się pozbierać z zadrapanych kolan.
Spojrzałam na mężczyznę siedzącego koło mnie. Jego zielone oczy wpatrywały się w pergamin oraz czasami z książkę leżącą na jednym z jego kolan. Tak bardzo nie chciałam, żeby coś mu się stało w jego domu. Tak bardzo mi na nim zależy. Był przy mnie w wielu dziwnych, okrutnych, bezsensownych chwilach. Jest najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Nigdy mnie nie oceniał, nigdy nie pisnął słowa o tym, jak głupim człowiekiem jestem. A jestem niesamowicie głupim człowiekiem. Dalej nie wiem, czemu on właściwie się ze mną zadaje. Nigdy nie chciałam wiedzieć. Bo gdyby się nad tym zastanowił, straciłabym go. Nie zasługuję na tak niesamowitego człowieka. Na Longbottoma.
Jego wzrok spoczął na moich lekko rozkojarzonych oczach.
-Clem, powinnaś iść spać. Odprowadzić cię? - spytał cicho. Kiwnęłam głową spokojnie, a on wstał zostawiając na fotelu pergamin oraz książkę. Wsunęłam rękę pod jego ramię. Nie wiedziałam, czemu jestem tak nagle zmęczona.
-Dlaczego mi pomagasz? - wymamrotałam cicho. Mój głos był zmęczony, ale dalej słyszałam w nim dużą nutę zaskoczenia całym zdarzeniem. Neville westchnął lekko i uśmiechnął się do mnie.
-Lubię cię. Niesamowicie cię lubię Clementine. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, odkąd pomogłaś mi znaleźć Teodore. Pewnie nawet nie wiesz jak było to dla mnie ważne - mruknął wspinając się po schodach do mojego dormitorium. - To tak jakbyś ty zgubiła Rasmusa, albo któregoś z bliźniaków Weasley - dodał, a ja zaśmiałam się lekko.
-To musiało być niesamowicie ważne wydarzenie - wymamrotałam, a ten kiwnął głową twierdząco. - W tamtym momencie poznałam niesamowitego człowieka, którego dzisiaj mogę nazywać przyjacielem, ale który może trochę nie ma racji co do Klubu Ślimaka. Zobaczę - obwieściłam otwierając drzwi do dormitorium. Zatrzymałam się w drzwiach.
Swój wzrok zwróciłam na Longbottoma. Jego wzrok był lekko zrezygnowany.
-Jeśli pozwoli nam kogoś przyprowadzić czuj się zaproszony. Nie tylko, żebyś się przekonał, że Slughorn może nie być takim okropnym człowiekiem, ale też żeby się trochę rozerwać - odparłam z uśmiechem. - Zasługujesz na to - dodałam, co spotkało się ze śmiechem Longbottoma.
-Za to cię kocham Joyce. Zawsze potrafisz mnie rozbawić - stwierdził i zaczął powoli schodzić po schodach.
-Neville - mruknęłam, na co na moment przystanął. - Zasługujesz na wiele. Nie wiem jak cię przekonać, ale po prostu mi uwierz. Clementine, twojej przyjaciółce - dodałam patrząc na tył jego głowy. Ten raz kiwnął głową i zaczął schodzić na dół po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi do dormitorium i westchnęłam głęboko.
Nigdy nie wiedziałam, czemu ma tak niską samoocenę, tak dziwnie do wszystkiego podchodzi. Wiedziałam o problemach z jego rodzicami, jednak nie wszystko to tłumaczyło.
Prawda?
~~~
Ja wiem, że ten rozdział pod koniec stał się nagle zadziwiająco czuły i chaotyczny, ale proszę nie winić mnie, a butelkę czerwonego półsłodkiego wina. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

wtorek, 18 września 2018

Rozdział 8

Drzwi otworzyły się wraz z dźwiękiem wesołego śmiechu. Zbyt dobrze go znałam. Zmarszczyłam brwi wstając z łóżka Neville'a. Zielone oczy Pottera wierciły dziurę w moim brzuchu.
-Będę się zbierać. Do jutra - powiedziałam z bladym uśmiechem skierowanym do Longbottoma. Ten kiwnął lekko głową, a ja wyszłam szybko z dormitorium. Nie chciałam zamieniać nawet słowa z tym idiotą. Nie miałam ochoty denerwować się bardziej. Szczególnie teraz, gdy zachowanie jednego ze Ślizgonów wywoływało u mnie zdziwienie.
Zaczęłam wspinać się po schodach prowadzących do damskich dormitoriów. Wsunęłam swoje ciało do własnego dormitorium i nie patrząc nawet na współlokatorki weszłam pod kołdrę. Nasunęłam ją na nos i mocno zamknęłam oczy. Zasnęłam zadziwiająco szybko.
Równie szybko zostałam obudzona. Któraś z dziewczyn, nie chciałam wiedzieć która, zrzuciła coś ciężkiego na podłogę wywołując niesamowity huk.
-Ludzie próbują spać - wyszło spomiędzy moich zaciśniętych szczęk. Nie próbowałam otwierać oczu. Nie miałam na to kompletnie siły. Automatycznie poszłam spać.
-Emmy, za 10 minut zajęcia - usłyszałam zdyszany głos nad uchem. Uchyliłam powieki natychmiastowo. Ujrzałam nad sobą gotowego na zajęcia Longbottoma. Uśmiechnęłam się tylko do niego i zaczęłam latać po dormitorium jak oparzona.
-Nawet nie wiem, jak mogę ci dziękować, że po mnie przyszedłeś - wymamrotałam pomiędzy dopinaniem spodni, a szukaniem ciemnego swetra w szafie. Ten zaśmiał się lekko rozwalając się na moim łóżku.
-Zgarnąłem dla ciebie dwa tosty. Wiesz, jeśli Joyce nie ma na śniadaniu to coś musiało się stać - stwierdził, a ja zaśmiałam się spinając włosy w niskiego kucyka. Zarzuciłam szatę na siebie i zabierając tosta z wyciągniętej dłoni Neville'a wybiegłam z dormitorium. On biegł za mną.
Pierwsza miała być Opieka nad Magicznymi Zwierzętami. Jak mogłam być tak głupia i zaspać przed moją ulubioną lekcją? Jak mogłam nie pomóc Hagridowi w przygotowaniu zajęć jak zawsze? Byłam poważnie zła na siebie i bardzo wdzięczna mojemu przyjacielowi, który deptał mi po piętach.
Wpadliśmy na Błonia z kilkuminutowym spóźnieniem. Hagrid już zaczął coś mówić o zasadach obowiązujących na zajęciach. Takie same jak co roku.
Nie wolno podchodzić do zwierząt, jeśli prowadzący nie powie tego wyraźnie. 
Nie denerwować nieznanych zwierząt, bo nigdy nie wiadomo jak zareagują. 
Była tego cała masa. Znałam wiele zwierząt, więc zazwyczaj akurat mnie one nie obowiązywały. Poza tym zawsze traktowałam je z należytym szacunkiem, więc nigdy nie miały powodu się na mnie denerwować.
-Clementine, Neville, witajcie - powiedział wesoło Hagrid na moment odrywając się od monologu o zasadach bezpieczeństwa. Uśmiechnęłam się wesoło do profesora.
-Przepraszamy za spóźnienie, to był ostatni raz. Obiecuję - stwierdziłam, a ten kiwnął głową rozbawiony i kontynuował wykład. Neville nachylił się nad moim uchem.
-Tak się cieszę, że masz z nim dobry kontakt. Snape już by nam połowę punktów domu odjął - wyszeptał ze śmiechem. Kiwnęłam rozumnie głową. Brzmiało zdecydowanie jak Nietoperz.
-Dzisiaj mam wam do pokazania pewne majestatyczne zwierzę. Wiem, że na trzecim roku już mieliśmy o nich zajęcia, ale skoro mam możliwość pokazać wam je jeszcze raz, to czemu nie skorzystać - stwierdził z uśmiechem i zaczął nas prowadzić w głąb lasu.
Na środku potężnej polany stał majestatyczny, zadziwiająco różowawy hipogryf. Zdecydowanie był jednym z najpiękniejszych zjawisk jakie dane mi było ujrzeć w moim życiu.
-To jest hipogryf, jak już pewnie wiecie. Hybryda orła i konia. Żywi się padliną, ale także jest drapieżnikiem, więc zdarza mu się polować. Ten to Klębolot - powiedział ze stoickim spokojem. Hipogryf delikatnie chował dziób pod lewe skrzydło. - Czy ktoś chciałby go dosiąść? - spytał, a moja dłoń spokojnie się podniosła na wysokość mojej głowy. Byłam dogłębnie zachwycona tym idealnym stworzeniem.
Hagrid kiwnął głową, gdyż nikt inny się nie zgłosił. Przywołał mnie ruchem dłoni do siebie. Ja podeszłam na bezpieczną odległość. Rubeus już miał wszystko znowu objaśniać, jednak ja z największym szacunkiem pokłoniłam się Kłębolotowi. Ten spojrzał na mnie i również się ukłonił. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Bardzo spokojnie podeszłam do hipogryfa i wyciągnęłam dłoń. W momencie jego dzióbek znalazł się pod moją dłonią. Gładziłam jego delikatne pióra na głowie.
-Polubił cię - stwierdził wesoło Hagrid. Uśmiechnęłam się szerzej i podeszłam do hipogryfa jeszcze bliżej. Ten położył głowę na moim ramieniu i lekko pacnął swoim policzkiem o mój. Poczułam dłonie Hagrida na mojej talii. Zaczął mnie podnosić, abym mogła usiąść na hipogryfie. Gdy już znalazłam się na jego grzbiecie nic nie było ważne. Głupie spojrzenia Ślizgonów stojących koło Gryffonów, jak na trzecim roku. Gryffoni za to mieli dość radosne twarze.
W obu z tych grup była jedna osoba, która tam nie pasowała. W Gryffońskiej oczywiście Potter, który swoim grymasem wymalowanym ostro na twarzy od razu obrzydził mi dzisiejszy dzień. U Ślizgonów zaś zauważyłam lekki cień uśmiechu na twarzy Zabiniego, gdy wpatrywał się we mnie.
Wzruszyłam ramionami i wzniosłam się do góry. Poczułam wiatr we włosach obejmując dłońmi szyję Kłębolota. Wsunęłam palce w pióra znajdujące się na jego bokach.
Zaczęliśmy lecieć nad wielkim jeziorem. Spojrzałam w dół i uśmiechnęłam się do swojego odbicia widocznego w oddali w wodzie. Czułam się po prostu wolna. Hipogryf powoli zaczął zniżać lot, aby wylądować na polanie między Gryffonami i Ślizgonami. Wylądowaliśmy, a ja schodząc czułam, że uśmiech na mojej twarzy od dawna nie był taki wielki.
~~~
Weszłam na Wielką Salę i ruszyłam na swoim codziennym miejscu. Neville siadł koło mnie z uśmiechem.
-Dawno nie widziałem cię tak radosnej - stwierdził wesoło. Zwróciłam na niego wzrok i obdarzyłam uśmiechem.
-Wiem, ale to było tak niesamowite. Naprawdę kocham te zwierzęta - odparłam ujmując widelec leżący koło mojego talerza. - Ogólnie wszystkie zwierzęta - dodałam wbijając widelec w ziemniaka. Neville kiwnął głową lekko.
Na Wielkiej Sali pojawiły się sowy pocztowe i zaczęły rozdawać listy. Wśród nich zobaczyłam Świstoświnkę. Mocno się zdziwiłam, bo Rasmus musiałby od razu mi odpisać na list. Ta usiadła przede mną, a ja dałam jej kawałek tosta. Zabrałam jej z nóżki list i odwinęłam go.
'Kochana Emms,
Tak bardzo się ucieszyliśmy, jak nam napisałaś, że Filch zakazuje używania naszych wynalazków.
Wiedziałem, że tak kiedyś będzie, ale że nawet Filch. We troje stwierdziliśmy, że to osiągnięcie co najmniej życiowe.
Bardzo dobrze nas wyczułaś, nie wiem czemu zawsze czytamy wszystko razem. Szczególnie twoje listy. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to.
Po drugie, jasna cholera, Nietoperz ma was uczyć OPCM'u? 
CZY DUMBLEDORE JUŻ DO RESZTY ZWARIOWAŁ?
Trzymaj się tam. Pozdrów Neville'a i uważaj na siebie.
Kocham, Rasmus.'
Uśmiechnęłam się do listu i schowałam go do wewnętrznej kieszeni szaty.
-Rasmus cię pozdrawia - powiedziałam patrząc na  Neville'a, który w tym momencie preżuwał kurczaka. Kiwnął głową wesoło. - Po obiedzie idę do biblioteki. Poszukam książek o magicznych zwierzętach, których jeszcze nie czytałam - mruknęłam.
-Chyba nie ma takich książek - zaśmiał się wesoło Longbottom. Kiwnęłam rozumnie głową. Faktycznie to mogła być prawda. Odkąd chodzę do Hogwartu zajęcia z Magicznymi Stworzeniami były moimi ulubionymi. W domu, w Londynie miałam bardzo dużo książek kupionych w Esach i Floresach. Przynajmniej miałam z kim to dzielić. To było najważniejsze.
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem. Trochę mi z tym zeszło, ale jestem na drugim roku studiów i w ogóle, więc było warto się starać. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 3 września 2018

Rozdział 7

Wejściu na Wielką Salę jak zwykle towarzyszył wesoły, ale też, przez pierwszoroczniaków głównie, lekko przerażony szmer. Dzieciaki starały się nie plątać pod nogami, przez co o mało się o nie nie przewracaliśmy. Starałam się iść szybko i pewnie. Ażeby usiąść na własnym siedzeniu.
W tym roku będzie koło mnie więcej wolnego miejsca, nie żeby ktoś chciał to wykorzystać, ale nie wiedziałam, czy siedzenie z wyższym rocznikiem, jak to mieliśmy w zwyczaju, jeszcze wliczało się w rutynę.
Wsunęłam się szybko na jedno z miejsc przy ławie Gryffonów, po czym pociągnęłam dłoń Neville'a ku sobie, żeby usiadł obok mnie. Uśmiechnęłam się do przyjaciela i zaczęłam rozglądać po pustych jeszcze stołach. Jak zawsze nasz stół był położony jak najdalej Ślizgońskiego. Jakoś nie pałaliśmy do siebie wielką przyjaźnią.
Dzieciaki ustawiły się w przestraszonym tłumie przed stołem profesorów, prawie wsadzając nosy w mównicę Dumbledore'a. Zaśmiałam się na ten widok i mój wzrok mimowolnie skierował się w stronę najdalszego stołu. Ciemnobrązowe oczy obserwowały mnie do momentu, w którym spojrzałam tam. Wtedy szybko odwrócił wzrok udając zainteresowanie słowami Malfoya.
W co ty grasz Zabini? Czy na pewno chcę grać w to z tobą?
-Witajcie drodzy uczniowie - powiedział Albus wchodząc na mównicę, dzięki czemu skierował całą naszą uwagę na siebie.- Hogwart jest zaszczycony tym, że dołączacie w tym roku do nas. Czeka was rok czarodziejskiej edukacji. Pan Filch, nasz woźny, prosił mnie, żeby powiedzieć o ścisłym zakazie używania jakichkolwiek przedmiotów kupionych w Magicznych Dowcipach Weasleyów.
Na moją twarz wpłynął ogromny uśmiech. Czułam się jak dumna siostra, bo doskonale wiedziałam jak trójka moich mężczyzn byłaby dumna z tego przytyku od Filcha.
-Miło mi powitać wśród nas nowego członka ciała pedagogicznego, profesora Slughorna. Jest moim byłym kolegą i zgodził się objąć ponownie stanowisko nauczyciela eliksirów - dodał Dumbledore, a w momencie, gdy koło niego wstawał starszy, wpół łysy mężczyzna, po sali rozległ się cichy odgłos zawodu oraz zaskoczenia.
To musiało znaczyć, że Snape...
-Natomiast profesor Snape obejmie stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią - dokończył, a mój wzrok wylądował na tak samo skrzywionym Neville'u. Zmarszczyłam brwi i nachyliłam się nad nim.
-Co tu się do cholery wyprawia? - spytałam szeptem. Jedyne co uzyskałam w odpowiedzi to lekko przestraszony wzrok i bezradne wzruszenie ramionami. Przetarłam twarz dłonią, a Tiara Przydziału zaczęła już rozkładać pierwszoroczniaków po domach. Cieszyłam się ze świeżaków w Gryffindorze, jednak bardzo słabo to okazywałam.
Nie było lepiej nawet, gdy jedzenie pojawiło się na stołach. Mechanicznie brałam kęsy obiadu i przeżuwałam je. Nie chciało mi się rozmawiać z innymi uczniami, Neville rozumiał to jak nigdy sam też nie inicjując konwersacji.
Prefekci zaczęli zbierać świeżaki do siebie, żeby zaprowadzić ich do Pokoi Wspólnych i Dormitoriów. Wstałam razem z nimi i zgarniając swój kufer wdrapałam się na górę. Zależało mi tylko na rzuceniu bagażu do dormitorium i napisaniu listu do Rasmusa.
-To jest portret, który będzie was wpuszczał do Pokoju Wspólnego i Dormitoriów. Hasło to Veritaserum. Lepiej je zapamiętajcie - powiedział jakiś czwartoroczny prefekt. Weszłam z chmarą dzieciaków i pobiegłam na górę. Postawiłam kufer w nogach mojego łóżka. Siadłam przy biurku wyciągając pergamin i pióro.
'Kochany Rasmusie, 
Na pewno się ucieszycie, kiedy powiem tobie wam, że sam Filch prosił naszego szanownego dyrektora, aby przestrzec przed używaniem produktów z TWOJEGO WASZEGO SKLEPU!
Wiedziałam, że to wywoła uśmiech na twojej waszych twarzy.
Z drugiej jednak strony Slughorn, ten starszy nauczyciel, pojawił się i zajął stanowisko nauczyciela Eliksiów. Nie zgadniesz czego będzie uczył Nietoperz!
Obrony przed Czarną Magią, rozumiesz?
Co tu się dzieje.
Pozdrawiam, Emms.'
Westchnęłam zwijając pergamin. Odłożyłam pióro na miejsce, po czym wstałam z siedzenia. Cały plan samowystarczalności i nietęsknienia od samego początku właśnie wziął w łeb. Potruchtałam do Sowiarni, żeby szybko wysłać list.
Ludzie zbierali się na schodach, które starały się nie wariować. Szłam w przeciwną stronę przepychając się przez tłum uczniów. Bardzo nie chciałam nikogo poturbować. Słabo mi szło.
Prawie potknęłam się o kilka kufrów i zagubione dzieciaki. Wzruszyłam ramionami.
-Uważaj jak idziesz - mruknął mocny głos, gdy prawie weszłam komuś na plecy. Machnęłam na to ręką i ruszyłam dalej. - Oczywiście Joyce - dodał ten sam głos lekko rozbawiony. Na sekundę się odwróciłam, by tylko pokazać środkowego palca Zabiniemu, którego głos był aż nadto charakterystyczny. Ten zmarszczył brwi. Czułam, że było to bardzo nierozważne z mojej strony. Uczucie minęło jak tylko zniknęłam za zakrętem.
Dotruchtałam do wieży zachodniej i uchyliłam drzwi do Sowiarni. Nie miałam swojej sowy, ale od jakiegoś czasu Weasleyowie, a bardziej sam Ronald, stwierdził, że jeśli tylko będę potrzebować sowy to bez problemu mogę pożyczać jego Świstoświnkę, bo sam rzadko wysyła listy. Wsunęłam moje nędzne ciało do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
-Świnka - mruknęłam, a szara sówka usiadła mi na ramieniu bardzo szybko machając skrzydełkami. Uśmiechnęłam się lekko i przywiązałam jej list do nóżki. - Dasz to Rasmusowi? - spytałam gładząc ją po główce. Ta skrzywiła ją lekko i odleciała mi z ramienia. Spojrzałam za nią i wyszłam z Sowiarni. Naprzeciwko drzwi stał Zabini w czarnej koszuli z założonymi na piersi.
-Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam wzdychając lekko. Ten spojrzał na mnie i opuścił ręce. Zmarszczyłam brwi.
-Przepraszam za słowa Malfoya z pociągu. Wiem, że Draco nie zdobędzie się na przeprosiny, a do Neville'a nie chciałem się bezpośrednio zwracać - mruknął, a ja tylko patrzyłam na niego zdziwiona. Mimowolnie moje usta lekko się rozchyliły w geście zdziwienia. Kiwnęłam lekko głową.
-Przepraszam za wcześniejszego środkowego palca - odparłam ciszej, niż on. Zabini lekko się uśmiechnął i machnął lekko ręką.
-Nie ma problemu. Trochę sobie zasłużyłem - stwierdził i zaśmiał się delikatnie. Dalej byłam w głębokim szoku, ale na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech.
-Trochę tak - przyznałam kiwając delikatnie głową. Zza rogu wyłonił się Crabe. Zabini kiwnął na niego głową i ruszył w jego stronę uśmiechając się do mnie. Zniknęli w korytarzu prowadzącym na dół.
Musiałam przyznać, to było dziwne, niepodobne do Zabiniego czy innego Ślizgona, ale takie miłe. Z lekkim uśmiechem zaczęłam schodzić na dół i kierować się do Pokoju Wspólnego. Nie mogłam się doczekać miny Longbottoma, kiedy usłyszy to wszystko.
-Veritaserum - wymamrotałam, a Gruba Dama wpuściła mnie do środka. Na fotelach nikogo ciekawego nie było. Gdzieś w kącie mignęli mi Thomas i Finnigan męczący siostry Patil swoimi głupimi żartami.
Wdrapałam się po schodach do dormitorium opatrzonego w numer pięć i zapukałam do drzwi. Od razu złapałam za klamkę, nie czekając nawet na odpowiedź. Wsunęłam głowę w drzwi i zobaczyłam Neville'a leżącego na łóżku z książką w dłoni.
-Rób kawę, mam takie nowości, że będziesz mnie jeszcze dziesięć razy pytać czy mówię prawdę - powiedziałam zamykając drzwi za sobą i rzuciłam się na łóżko tuż obok niego.
-Szlag Emmy, uwielbiam cię - stwierdził ze śmiechem zamykając książkę. Poprawił się na łóżku, a ja zaczęłam opowiadać.
Na twarz Longbottoma z każdą sekundą wchodziło coraz większe zdziwienie. Już wiem jak wyglądał mój wyraz twarzy, gdy to się działo. Strasznie głupio.
-Czekaj, Emmy, jesteś pewna, że to był Zabini? - spytał dalej zaskoczony Neville. Kiwnęłam ponownie głową
-Jego nie da się z nikim innym pomylić. Doskonale to wiesz - wymamrotałam, a ten oparł się o ścianę za nim. Przejechałam po jego pościeli dłonią i westchnęłam lekko. - Przynajmniej przeprosił, mimo że nie musiał - dodałam wzdychając. Longbottom kiwnął lekko głową. Rozglądnęłam się po pustym dormitorium. Ważne, że nie było nikogo, kto mógłby coś głupiego powiedzieć.
Prócz nas rzecz jasna.
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.