środa, 20 maja 2020

Rozdział 25

Komentarz na początek, zmieniłam koncepcję historii i dlatego zmieniłam ten rozdział. Jeśli czytaliście go wcześniej, to zapraszam do przeczytania jeszcze raz. Zmienił się! 
Pozdrawiam, Black.
~~~
Przy kolacji ustaliliśmy gdzie kto śpi. Ron wziął do siebie Harry'ego, Ginny Hermionę, Ras uparł się, żeby spać u George'a, więc mi przypadł pokój Charliego, a ze mną poszedł Fred. Mimo że Charlie był sam w tym pokoju były tam dwa łóżka.
Położyłam się w jednym z nich w piżamach i czekałam na Freda, który właśnie poszedł się umyć. Schowałam list od Zabiniego w torbie leżącej blisko łóżka i zgasiłam światło zostawiając lampkę. Kilka minut później do pokoju wszedł Weasley ze zmierzwionymi, mokrymi włosami.
-Śpisz w tym bliżej wyjścia i jak przyjdą potwory ty z nimi walczysz - stwierdziłam patrząc na niego. Fred uśmiechnął się wesoło.
-Tak jest szefowo - odparł salutując. Moment później wpakował się do łóżka bliżej drzwi. Spojrzałam w jego stronę i uśmiechnęłam się blado. - Odkąd przyjechałaś jesteś taka smutna. Coś się stało? - spytał cicho patrząc na mnie.
-Naprawdę chcesz o tym słuchać? - mruknęłam cicho, a Fred kiwnął twierdząco głową. - To wszystko posypało się w dosłownie dwa dni. Najpierw Blaise dostał list od Śmierciożerców, że jeśli nie wstąpi w ich szeregi zrobią coś złego jego matce. Wyboru za bardzo nie miał, ale płakaliśmy cały dzień. To jest ostatni dzień, w którym widziałam Zabiniego i ostatni dzień bycia razem - mruknęłam, a Fred się obruszył.
-Nie jesteście razem? - spytał zdziwiony, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Blaise stwierdził, że najlepiej będzie jak się rozstaniemy, bo jest szansa wtedy, że będę miała mniej litości dla niego, jeśli kiedykolwiek staniemy przeciwko sobie - odparłam, a Weasley kiwnął głową. - Następnego dnia umarł Dumbledore. Draco się załamał. Znowu płakaliśmy. Ostatnie pół roku bardzo dużo w trójkę płakaliśmy. Niesamowicie dużo, ale wydaje mi się, że gdyby nie Blaise i Draco nie byłoby mnie tutaj - dodałam, a Fred usiadł na swoim łóżku. 
-Nawet tak nie mów - wyszeptał przestraszony. Uśmiechnęłam się lekko.
-Dlatego tak się cieszę, że jednak byli - odparłam, a Fred kiwnął głową delikatnie.
-Potrzebujesz, żeby z tobą spać? Czujesz się bezpiecznie? - spytał jak prawdziwy starszy brat. Westchnęłam głęboko i kiwnęłam twierdząco głową. Fred wstał ze swojego łóżka i wsunął się pod kołdrę mojego.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy.
-Dziękuję - wyszeptałam cicho. Weasley pocałował mnie w czubek głowy delikatnie.
Brakowało mi czułości i dotyku.
-Idziemy spać? - spytałam cicho. Ten kiwnął głową i wyłączył lampkę. Odwróciłam się, a on przytulił się do moich pleców.
-Dobrej nocy Emmie - wyszeptał Fred blisko mojego ucha. Uśmiechnęłam się i szybko zasnęłam.
Nadszedł dzień Wesela Fleur i Billa. Kiedy wstałam Freda już nie było w łóżku. Założyłam dresy i ruszyłam na dół. W kuchni zobaczyłam gotującą Molly z Hermioną, Ginny i Ronem u jej boku. Nie zwrócili nawet na mnie uwagi, więc wyszłam na zewnątrz. Wielki biały namiot już był rozłożony, a chłopaki nosili stoły i krzesła. Nikt chyba jeszcze nie zajął się ich dekorowaniem. Wzięłam białe obrusy ze stolika w kącie i zaczęłam rozkładać je na ułożonych już stołach.
-Dzień dobry - usłyszałam wesoły głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam radosną twarz Freda. Uśmiechnęłam się do niego.
-Dzień dobry. Stwierdziłam, że skoro nikt tego nie robi to ja mogę - odpowiedziałam, a ten kiwnął głową i pocałował mnie w czubek głowy. Zaśmiałam się wesoło.
-Twoja osoba towarzysząca musi być szczęściarzem - stwierdził radośnie, a mój uśmiech lekko zelżał. Nie było szans, żeby Zabini tutaj był. Nawet nie chciałam tego. Chciałam go zobaczyć, ale wiedziałam, że jeśli go ujrzę to wszystko minie. Moja zaciętość. Moja silna wola. Był moim słabym punktem.
Fred spojrzał na mnie i przytulił mnie do siebie.
- Przepraszam, że to powiedziałem - mruknął, a ja kiwnęłam głową.
-Nie ma problemu. Pójście samej też jest spoko, będę miała was wszystkich wokół siebie - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Fred zmarszczył lekko brwi.
-Możemy iść razem. Powiem Angelinie, że ją przepraszam, ale nie dam rady - odparł, a ja od razu zaprzeczyłam ruchem głowy. Widać było, że powiedział to niechętnie, ale jak najbardziej rozumiałam jego postawę.
-Zaprosiłeś dziewczynę, która ci się podoba, to masz z nią iść - powiedziałam poważnie i uśmiechnęłam się zaraz po tym. Ten zasalutował mi i pogładził po głowie. - Ale obiecaj, że będziesz się mimo wszystko dobrze bawić - dodał ciszej, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Wysunęłam w jego stronę mały paluszek, a ten objął go swoim.
-Obiecuję.
Nadszedł czas wesela.
Włosy miałam puszczone, lekki makijaż nałożony. Teraz wsuwałam się w długą, granatową sukienkę. Fred siedział na łóżku próbując zawiązać krawat.
-Zapniesz mi sukienkę? - spytałam, a ten wzniósł oczy na mnie. Uśmiechnął się lekko i wstał. Podszedł do mnie i zaczął sunąć zamkiem w górę sukienki. Patrzyłam na niego w lustrze z uśmiechem. Odwróciłam się jak skończył i wyciągnęłam mu krawat spod kołnierzyka. - Dobrze wyglądasz bez niego - szepnęłam, a ten wesoło kiwnął głową. - Angelina oszaleje na twoim punkcie - dodałam radośnie.
-Fred, Angelina przyszła - usłyszałam krzyk George'a z dołu. Odsunęłam się od chłopaka i pogładziłam go lekko po policzku.
-Pójdę z tobą. Poszukam Neville'a - odparłam, a ten kiwnął głową i oboje ruszyliśmy na dół. Uśmiechnęłam się w stronę Angeliny. - Cześć - powiedziałam wesoło i ruszyłam do wyjścia. Weszłam do namiotu i przy moim stoliku siedział już Longbottom i Luna.
-Emmie - powiedział z wesołym uśmiechem chłopak i mocno mnie przytulił.
-Dawno się nie widzieliśmy - przyznałam radośnie i usiedliśmy.
Niedługo po tym rozpoczęła się ceremonia. Była naprawdę piękna. Molly płakała w pierwszym rzędzie, a Arthur udzielał ślubu. Siedziałam między Fredem, a Longbottomem.
-Są dla siebie stworzeni - powiedział cicho Neville w moją stronę. Kiwnęłam głową twierdząco.
-Wyglądają świetnie - dodałam, a ten uśmiechnął się. Po ceremonii znowu usiedliśmy przy stolikach. Fred zaoferował się, że pójdzie po trzy drinki. Do mnie dosiadła się Angelina.
-Clementine, Fred coś o mnie dzisiaj mówił? - spytała, a ja spojrzałam na nią badawczo. - Myślę, że dzisiaj powie mi, że chce, żebyśmy byli razem - dodała z wielkim uśmiechem. Kiwnęłam głową.
-Coś o tobie wspominał - przyznałam radośnie, ale nie wiedziałam czy ma takie zamiary. Wiedziałam tylko tyle, że ona mu się podoba. Angelina uśmiechnęła się wesoło, a Fred wrócił z trzema kubkami.Upiłam trochę ze swojego i wyczułam smak Ognistej. Uśmiechnęłam się do Weasley'a. Nachyliłam się nad jego uchem. - Zaproś Johnson do tańca - mruknęłam, a ten kiwnął głową.
Przy moim stoliku często zmieniał się skład. Każdy tańczył z każdym, ale utwory były bardzo skoczne i szybkie. W końcu orkiestra stwierdziła, że puści coś spokojnego.
-Zatańczysz ze mną? - spytał pierwszy raz tej nocy Fred wyciągając ku mnie dłoń. Twarz Angeliny miała nieodgadnioną minę. Ja spojrzałam na niego pytająco, czy jest pewien, że tę piosenkę chce zatańczyć ze mną. Kiwnął twierdząco głową. Stanęliśmy na parkiecie. Moja dłoń wylądowała na jego ramieniu, a jego na moim boku. Położyłam brodę na jego piersi. Oczami widziałam co jest za jego ramieniem, ale tylko oczy mi poza nie wystawały. 
-Dziękuję, że mnie wspierasz - wyszeptałam Fredowi na ucho. Ten uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Piosenka się skończyła. 
-Dziękuję za taniec - powiedział Weasley kłaniając się lekko. Ponownie kiwnęłam głową.
-Idę na górę - powiedziałam nachylając się nad jego uchem. Ten kiwnął głową. Zaczęłam iść w stronę domu, ale Rasmus mnie przywołał.
-Gdzie idziesz?
-Do toalety - odparłam z uśmiechem, a ten kiwnął głową. Weszłam do domu i poszłam schodami na górę. Weszłam do pokoju Charliego, który nie mógł się pojawić na weselu. Nie świeciłam świateł. Usiadłam na łóżku.
Z namiotu dochodziła skoczna muzyka, a mi się chciało tylko płakać. Nie potrafiłam się dobrze bawić wiedząc, że ktoś w tym momencie może być zabijany, torturowany. Że ktoś kogo znam może być po jedne, albo po drugiej stronie barykady. Pozwoliłam sobie na uronienie kilku łez. Nie chcę nikogo obarczać moim smutkiem. Nikt nie jest na to gotowy, ani nie powinien nawet się...
Nagle rozległ się huk na zewnątrz. Słychać było dużo ludzkiego krzyku. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam biec na dół. Na zewnątrz namiot był zdewastowany. Niektórzy zbierali się z ziemi. Nie mogłam namierzyć wzrokiem Rasmusa i Rona. To wszystko działo się tak szybko. Jeszcze widziałam kilku Śmierciożerców uciekających po niebie.
Ras wyszedł po chwili spod stołu i podbiegł do mnie mocno mnie przytulając.
-Co się stało? - wymamrotałam.
-Śmierciożercy, zaatakowali nas. Hermiona, Harry i Ron gdzieś się deportowali - odparł i zaczął iść ze mną szybko do Nory. Wszyscy robili dokładnie to samo. Nikt nie wiedział co się dzieje.
Dokładnie tak zaczynała się Bitwa między dobrem, a złem. Dopiero potem okazało się, że Rufus Scrimgeour umarł z rąk Śmierciożerców i wszyscy musieli być ostrożni w dokładnie każdym aspekcie życia.
Jeszcze tej samej nocy po tym, jak zostali w Norze tylko domownicy siedzieliśmy w salonie. Niektórzy jeszcze w sukienkach i w garniturach, inni już w domowych ciuchach. 
-Każdy, powtarzam każdy ma mieć plecak spakowany na wszelki wypadek. Spodnie, bluzy, śpiwory, namioty. Każdy musi mieć to w swoim plecaku, gdyby to znowu się powtórzyło - instruowała Molly. Fred obejmował mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Dalej miałam na sobie sukienkę, na którą naciągnęłam sweter z wielkim C na piersi. Wszyscy wyglądali na bardzo zatrwożonych.
Nikt nie wiedział co się dzieje, co się stanie i dlaczego to się dzieje. Nastał najgorszy okres w całej historii Magicznej i wszyscy z nas mieli to przeżyć. Prawie wszyscy. 

wtorek, 12 maja 2020

Rozdział 24

Następnego dnia wszyscy zaczęli się zbierać. Pakowali bagaże. Na peronie stał Hogwart Express chcąc rozwieźć uczniów wcześniej do domów. Za mną szedł Draco, który wyglądał jak zbity pies. Rozglądaliśmy się po Hogwart Expressie i w jakimś przedziale zauważyłam Neville'a, który siedział z Luną. Zapukałam lekko w w drzwi. Neville spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado kiwając głową żebyśmy weszli. Otworzyłam drzwi. Longbottom pomógł mi z moim kufrem, położył go na szafce, a  Draco dał sobie radę ze swoim. Usiadłam przy oknie.
-Jak się czujecie? - spytałam cicho patrząc na przyjaciela. Luna zwróciła na mnie wzrok i uśmiechnęła się lekko.
-Nie jest najgorzej. Szkoda tylko dyrektora - mruknęła, a ja kiwnęłam głową. Malfoy zsunął buty i położył głowę na moich udach. Przykryłam go jego płaszczem, który powiesił przy wejściu i pogładziłam po głowie.
Nie wiedziałam czy ktoś po mnie przyjedzie na dworzec. Czy chcę kogoś narażać przez wyjście z domu. W tym momencie kompletnie nic nie wiedziałam.
Podróż do Londynu przebiegła w ciszy. Nikt nie chciał się odzywać. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
Na dworcu pożegnałam się z Longbottomem i Luną. Draco szedł za mną nieprzytomny. Rozglądnęłam się po dworcu. W końcu ujrzałam rudą czuprynę Freda.
-Draco, skarbie, jeśli tylko będziesz chciał to przychodź do mnie. Do trzeciego tygodnia lipca na pewno będę, tylko pamiętaj o sowach - poprosiłam patrząc w jego nieobecne oczy. Malfoy wzniósł je na moją osobę i kiwnął głową.
-Do zobaczenia - wyszeptał i mocno mnie przytulił. Pogładziłam go po plecach lekko. Kiedy się odsunął zniknął szybko w tłumie, a ja ruszyłam ku Fredowi. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z lekko sztucznym uśmiechem. Kiwnęłam głową i przytuliłam go lekko.
-Rasmus nie mógł przyjechać? - spytałam spokojnie. Weasley tylko potwierdził ruchem głowy. Wsiadłam do samochodu i zaczęliśmy jechać.
-Słyszałem o Albusie - powiedział cicho chłopak. Starałam się jak mogłam, żeby powstrzymać się przed ryknięciem płaczem. Nie dawałam rady.
-Fred - wyszeptałam i chrząknęłam. - Zawieź mnie do domu, proszę - dodałam jeszcze ciszej, a ten kiwnął głową i dojechaliśmy w ciszy.
O tej porze jeszcze nikogo w domu nie było. Weasley wniósł mój kufer na górę i ustawił go w pokoju. Usiadłam na łóżku.
-Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytał cicho, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Byłam na skraju wrzasku i łkania. Tak bardzo chciałam, żeby wyszedł. Co też zrobił, a w momencie, gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych ryknęłam płaczem. Nie potrafiłam się opanować, puściły wszystkie tamy.
wodospad łez
Starałam się utrzymywać emocje na wodzy przy bracie i tacie. Nie chciałam ich obarczać kolejnymi okropnymi rzeczami. Tata już miał problemy w pracy, a Ras coraz mniej czasu spędzał w sklepie. Wcześniej go zamykali, bo bali się, że coś może im się stać.
Nadeszła sobota. Stanęłam przed lodówką w celu wybrania czy chcę sok pomarańczowy, czy jednak wodę. W okno zastukała sowa. Podeszłam do niej i wpuściłam do środka. Zabrałam mały świstek papieru z jej nóżki. Na karteczce naklejony był zielony smok. Odwróciłam ją i napisałam ołówkiem leżącym na szafce 'Zapraszam'.
Pół godziny później w moich progach pojawił się najbardziej pożądany Ślizgon wśród piątego i szóstego roku. Uśmiechnęłam się lekko do Draco.
-Nie przeszkadzam? - spytał trochę zestresowany. Zaprzeczyłam ruchem głowy, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć w drzwiach salonu stanął Rasmus.
-Co on tu robi? - spytał złym tonem. Mina Draco zmieniła się na trochę przestraszoną. Spojrzałam na brata.
-Przyszedł mnie odwiedzić - odparłam i machnęłam do Malfoya, żeby szedł za mną. 
-Clementine Joyce, do jasnej cholery, on jest jednym z nich - warknął Ras. Nie zatrzymałam się ani na sekundę wchodząc ze Smokiem po schodach. 
-Czepiaj się swoich znajomych, nie moich - mruknęłam i zamknęłam za nami drzwi mojego pokoju. Spojrzałam na Draco i mocno go do siebie przytuliłam. Tak bardzo cieszyłam się, że nic mu nie jest. Że żyje.
Malfoy oplótł swoje ręce wokół mnie i czułam, że moje ramię zaczyna być mokre. Sama również zaczęłam płakać. W końcu znalazł się ktoś kto rozumiał chociaż trochę mój ból. Nie wszyscy znali ludzi po tamtej stronie. Nie wszyscy kochali ludzi po tamtej stronie.
-Emmie, jestem tym wszystkim taki zmęczony. Nie mogę spać po nocach - wyszeptał w moje ramię. Pogładziłam go po plecach.
-Prześpij się chwilę u mnie. Obudzę cię za jakiś czas, przed 18 - powiedziałam spokojnie, a ten spojrzał na mnie z wyraźną ulgą na twarzy. Pocałował mnie w czoło lekko i zsuwając z siebie spodnie wpakował mi się do łóżka. Uśmiechnęłam się lekko.
-Blaise pytał się czy też może przyjść - wymamrotał cicho. Spojrzałam na niego i zaprzeczyłam z bólem głową. 
-J-Ja... Wyjaśnię mu to - mruknęłam cicho, a Draco kiwnął głową. Nie minął moment, a Malfoy spał jak małe dziecko pochrapując czasami. Ujęłam kartkę i długopis. 
'Drogi Blaise,
Piszę, aby spytać co u ciebie? Co u twojej mamy? 
Mam nadzieję, że cała akcja skończyła się dobrze. Pozdrów ją ode mnie.
Za niedługo będę jechać do Nory, bo tam ma być Wesele Billa i Fleur. 
Na które zresztą mieliśmy iść razem . Może przeżyję towarzystwo brata. Może go nie uduszę.
Mówiąc Pisząc szczerze, Draco wygląda jak wrak. Wiem, że ty także pewnie tak wyglądasz. 
Ja nie jestem w tym gorsza, dlatego proszę cię, abyś zajął się Draco, a Draco tobą. 
Obaj jesteście bardzo odważnymi i dobrymi mężczyznami. Dacie sobie radę.'
Moja ręka na moment odmówiła posłuszeństwa, tak jak zresztą oczy, które zaszły mi łzami.
'Brakuje mi ciebie Blaise. Brakuje wspólnego śmiechu. Wspólnego płaczu.'
Twoich oczu wpatrzonych we mnie.
Twoich ust wciśniętych mocno w moje.
Twoich rąk przytulających mnie mocno do siebie.
Twojego uśmiechu dodającego mi otuchy.
'Ale sam wiesz, że gdybyś się tu pojawił twoja ostatnia wola, 
czyli moja bezwzględność - tego by nie było.
Będziemy się mam nadzieję, za jakiś czas widzieć.
Ściskam, Clementine.'
Zgięłam kartkę i westchnęłam głęboko. Kontynuowałam czytanie książki. Drzwi na moment się otworzyły i zaglądnął do środka Rasmus. Wsadziłam zakładkę w książkę i położyłam ją na łóżku. Wyszłam przed pokój zamykając cicho drzwi.
-Jesteś bardzo nieodpowiedzialna - powiedział Rasmus. Zmarszczyłam brwi lekko.
-Jestem dobrą przyjaciółką. To on i Blaise byli dla mnie w Hogwarcie oparciem. Wiedzieli co mówić, kiedy przytulić, kiedy płakać ze mną. Teraz nie wymieniamy ze sobą żadnych istotnych informacji. Nie wiem co planuje Czarny Pan, a Draco nie ma pojęcia co się dzieje tutaj. Dlaczego mielibyśmy zdradzać swoje obozy, skoro Draco może za to umrzeć, a ja nie będę na nic naciskać - odparłam patrząc mu w oczy. 
-Ufam ci - stwierdził Ras i zszedł na dół do kuchni. Westchnęłam głęboko i weszłam znowu do swojego pokoju.
Dokładnie tydzień później sowa Draco znowu zawitała w moim oknie. Znowu odpisałam 'Zapraszam'. Tym razem Rasmus nie miał nic do powiedzenia. Nie wyszedł nawet z pokoju.
-Jak się czujesz? - spytałam, gdy już siedzieliśmy z Malfoyem u mnie w pokoju.Ten usiadł na łóżku i spojrzał na mnie.
-Źle - powiedział szczerze. - Ale niesamowicie się cieszę, że mogłem cię zobaczyć - dodał i uśmiechnął się. Dawno nie widziałam tego grymasu na jego twarzy. Ja również się lekko uśmiechnęłam.
-Jeśli chcesz to idź spać, nie ma problemu - mruknęłam, a ten spojrzał na mnie z ulgą w oczach i zsunął z siebie spodnie. Usiadł na łóżku.
-Mam dla ciebie coś od Zabiniego - powiedział cicho, a ja usiadłam obok niego na łóżku. Wsunął się pod kołdrę i wyciągnął z kieszeni koszuli jakąś kartkę.
-Dziękuję - odparłam ujmując ją. Położyłam rękę na głowie Draco, a on jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zasnął w momencie. Sama wsunęłam nogi pod kołdrę. Otworzyłam delikatnie kartkę. Była zapisana zawijasami Zabiniego. Otarłam oczy z łez, żeby widzieć litery.
'Droga Clementine,
Z mamą wszystko w porządku. Bardzo ci dziękuje, że opiekowałaś się jej niezdarnym, 
nieobliczalnym (jej słowa), ale jakże słodkim (już nie jej) synem.' 
Uśmiechnęłam się wesoło do kartki. Pierwszy raz od tak długiego czasu naprawdę miałam maleńki powód do radości. Otarłam jeszcze raz łzy.
'Masz się dobrze bawić na weselu. Nie za dużo pić, to zarezerwuj na kiedyś, ale dobrze bawić. 
Staram się dbać o Draco, ale ten zidiociały kretyn jest skretyniałym idiotą. 
Mimo to dajemy sobie radę i o nas się nie musisz martwić. Znajdź kogoś, kto o ciebie będzie dbał.
Em, rozumiem, dlaczego mnie teraz u ciebie nie ma i bardzo szanuję twoją decyzję. 
Bardzo mi ciebie brakuje. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Całuję, Blaise.'
Przeczytałam ten list jeszcze kilka razy. Nie chciałam więcej czytać. Nie chciałam mieć problemu. Schowałam go do kieszeni spodni. Czułam, że przez długi czas będzie ze mną chodził. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że aż tak długo.
Nadszedł dzień przewożenia Harry'ego do Nory. Wszyscy mieli w tym uczestniczyć. Było nas 16 osób. Każdy miał swoją parę i jedna osoba z pary musiała zamienić się w Pottera. Do mnie przypadł mój brat, Rasmus. Hermiona rozdała fiolki z eliksirem wielosokowym.
-Uważajcie na siebie - poprosił Remus, z którym leciał George. Wszyscy kiwnęli głowami znając plan na pamięć. Ruszyliśmy spokojnie, niektórzy na miotłach, inni na Testrelach. Nawet motocykl Syriusza zagrał tu jakąś rolę.
Najpierw było spokojnie. Każdy leciał swoją drogą. Nikt nikomu nie zawadzał. Wtedy zaczęło się w powietrzu roić od Śmierciożerców. Wszyscy strzelali na ślepo zaklęciami, które miały ogłuszać. Przynajmniej te nasze. Ich były śmiertelne. Wszystko skończyło się szybko, widziałam tylko upadającą klatkę z Hedwigą, ktoś spadł z miotły. W tym szale nikt nie wiedział kto.
Zaczęliśmy patrzeć na rany dopiero pod Norą. A raczej w Norze.
-Moody nie żyje - usłyszałam zaraz po wejściu przez drzwi frontowe. Głos Hagrida był donośny. Moment po tym na ziemi wylądował George, który powoli wracał do swojej formy i Remus.
-Szybko, zwolnijcie kanapę - krzyczał Lupin. Po twarzy Weasleya leciała krew. Rasmus poleciał szybko za nimi i usilnie starał się pomóc Lupinowi odratować to co zostało z ucha chłopaka.
Gdy tylko Fred wylądował na ziemi, pognał do bliźniaka. Molly siedziała przy synu i starała się jak najbardziej załagodzić rany.
-Co z nim? - Artur upadł na kolana przed George'm, a Fred nie mógł wydusić ani jednego słowa. George poruszył się lekko.
-Jak się czujesz, Georgie? - szepnęła Molly. George pomacał sobie głowę.
-Jak uduchowiony - wymamrotał chłopak.
-Co mu się stało? - wychrypiał Fred z przerażoną miną. - Mózg ma uszkodzony?
-Jak uduchowiony - powtórzył George, otwierając oczy i patrząc na bliźniaka. - Widzisz... Jestem trochę uduchowiony, ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Molly zaszlochała głośno starając się wycierać dalej krew z chłopaka. Twarz Freda odzyskała zwyklejszą barwę.
-To żałosne - powiedział Fred. - Naprawdę żałosne. Jest tyle dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym uduchowionym?
-Mamo - powiedział George do płaczącej Molly. - Teraz będzie ci już łatwiej nas odróżnić - dodał i nawet ja się lekko uśmiechnęłam.
Nawet w obliczu takiej tragedii nie tracili humoru. Byłam niesamowicie wdzięczna za istnienie tej dwójki. Niesamowicie.
~~~
I jest kolejny. Pozdrawiam.