piątek, 25 grudnia 2020

Rozdział 29

Stanęłam przed ogromnie wysokim budynkiem. Poprawiłam kaptur na głowie i weszłam do zadbanego lobby. Podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry, szukam Blaise'a Zabiniego - powiedziałam zachrypniętym głosem. Blondynka za biurkiem zmierzyła mnie wzrokiem i zmarszczyła brwi.
-Nie mogę podawać prywatnych informacji - odparła cały czas patrząc na mnie niepewnie.
-Czy mogłaby pani tylko do niego zadzwonić i powiedzieć-
-Nie ma go w tym momencie w mieszkaniu - powiedziała coraz bardziej zdenerwowana moją osobą. Kiwnęłam głową spokojnie.
-Mogę poczekać na niego? - spytałam zrezygnowana wskazując dłonią na kanapę w kącie recepcji. Dziewczyna kiwnęła głową, a ja podeszłam do kanapy i usiadłam na niej. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam przyjeżdżając tutaj, ale tak bardzo chciałam się odsunąć od rodziny, być jak najdalej Londynu. Wszystko tam było tak okropnie smutne.
Usłyszałam otwierane drzwi i wzniosłam wzrok. W drzwiach stał Zabini. Był trochę bardziej zmęczony na twarzy, ale ubrany był dalej w czarne ciuchy i miał plecak przewieszony przez ramię. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny za ladą. Bardziej z grzeczności.
-Cześć Blaise - powiedziała, a ja zauważyłam, że diametralnie zmieniła ton głosu. Była zdecydowanie milsza. - Ktoś do ciebie przyszedł. Nie wiedziałam czy znasz- 
Blaise zwrócił wzrok w moją stronę i na jego twarz wstąpił uśmiech. Wstałam, a on podszedł do mnie szybko i mocno mnie przytulił. Bardzo mocno starałam się nie rozpłakać w jego ramionach. Był tak ciepły, tak niesamowicie miękki. Tak bardzo za nim tęskniłam. Odsunął się i sam miał lekko mokre oczy. Położyłam dłonie na jego policzkach i przetarłam jego oczy kciukami.
-Nie płacz - poprosiłam z delikatnym uśmiechem. Ten jeszcze raz mnie do siebie przytulił i pocałował w czubek głowy. - Idziemy do ciebie? - spytałam cicho spomiędzy jego ramion. Ten odsunął się i pokiwał głową twierdząco. Zarzuciłam swój plecak na plecy.
-Dziękuję Ashley - powiedział odwracając głowę do blondynki za recepcją. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do windy. Przez całą drogę na jedenaste piętro miał mnie blisko siebie. Nie narzekałam. 
Wyszliśmy z windy i kierowałam się tam gdzie Zabini. Weszliśmy do wąskiego korytarza. Zsunęłam buty w przedpokoju. Ruszyliśmy korytarzem wgłąb mieszkania. Po drodze minęliśmy pokój przypominający salon, z kanapą i telewizorem, jedne zamknięte drzwi i naprzeciwko kuchni Zabini otworzył inne drzwi. Zaprosił mnie gestem dłoni do środka. 
Wnętrze wydawało się ciepłe. Na podłodze był kremowy dywan. Łóżko było na szybko przykryte szarym puchatym kocem. Szafa była uchylona i widać było w niej tylko bardzo dużo czarnych rzeczy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Siadłam na łóżku, a Blaise obok mnie. 
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się lekko. W oczach Zabiniego widziałam prawdziwą radość i troskę.
-Jak się czujesz? - spytał cicho. Nadal patrząc na niego westchnęłam bardzo głęboko. 
-Przez pierwszy miesiąc czułam się źle, okropnie, obrzydliwie. Nie miałam ochoty żyć. Nie chciałam tym jednak nikogo obarczać. Płakałam tylko w nocy. Tylko każdej nocy - wymamrotałam zdartym głosem. - Jeden tydzień gotowałam ja, drugi Ras. Dawaliśmy radę. Drugi miesiąc był lepszy. Przenieśliśmy się do Nory. Ale w pewnym momencie zaczęłam mieć wrażenie, że George ma do mnie żal o śmierć Freda. Wyjechałam po dwóch tygodniach. Czułam się dobrze we własnym domu. Gotowałam tacie. Dużo rozmawialiśmy, ale dalej nie wystarczająco otwarcie, jakbym chciała. Płakałam co noc. Trzeci miesiąc mijał podobnie, ale częstotliwość płaczu się zmieniła. Raz na dwa dni, czasami trzy, gdy było lepiej. W czwartym powoli staję na nogi - Blaise położył dłoń na moim kolanie. Fred zawsze tak robił. Do oczu napłynęły mi łzy. - I jestem tutaj, bo tylko ty mnie rozumiałeś. Tylko tobie mogę powiedzieć wszystko, mimo że nie widzieliśmy się tak długi czas - dodałam już bardzo cicho. Czułam, że po policzkach lecą mi łzy. Prawdziwe, wielkie łzy.
-Nawet nie wiesz jak przez cały ten czas tęskniłem za tobą. Jak często zastanawiałem się jak się czujesz. Jak to wszystko znosisz. Przepraszam, że cię zostawiłem. Że sam poleciałem do Stanów - odparł Blaise także z wielkimi łzami na policzkach. - Czasami było okropnie. Kazali mi torturować ludzi. Nie wiem czy to nie gorsze od zabijania. Ból wymalowany na twarzy uginającej się pod Zaklęciem Niewybaczalnym - dodał tak samo cicho. 
Przytuliłam go mocno do siebie. Blaise płakał w moje ramię. Oboje czuliśmy się zmęczeni. Kurewsko zmęczeni wszystkim co się zdarzyło. Odsunęłam się delikatnie i spojrzałam Zabiniemu w oczy.
-Jak za dawnych czasów - szepnęłam, a ten zaśmiał się lekko. Pogładził mnie po policzku. 
-Jesteś tu pół godziny, a już mi lepiej - wyszeptał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. 
-Napiłabym się - wymamrotałam cicho, a Zabini się zaśmiał ocierając mi policzki. 
-Możemy włączyć chujowy horror i pić wino - odparł, a ja kiwnęłam głową twierdząco. Poprawiłam za dużą bluzę i ruszyłam za Zabinim, który szedł w stronę kuchni. W kuchni siedział jakiś chłopak. Miał czarne, kręcone włosy i piękne niebieskie oczy. 
-Cześć Blaise, myślałem, że jesteś na siłowni - stwierdził chłopak, a ja oparłam się o futrynę drzwi. Blaise otworzył lodówkę.
-Dzisiaj nie idę - odparł Blaise z uśmiechem. Scott zaśmiał się wesoło.
-Mówiłem, że po tygodniu skończy ci się motywacja - dodał chłopak i spojrzał na mnie. - Scott - powiedział wstając i wyciągając dłoń w moją stronę.
-Clementine - odparłam z uśmiechem ujmując jego dłoń. - Miło mi - dodałam, a ten zaśmiał się wesoło. Blaise położył butelkę wina na szafce i zaczął szukać kieliszków.
-Pierwsza dziewczyna jaką Blaise przyprowadził i jeszcze niespotykane imię - zachwycił się Scott. Uśmiechnęłam się lekko.
-Blaise, mamy wystarczająco wina, żeby oglądać w troje chujowy horror? - spytałam, a Zabini spojrzał na mnie i kiwnął twierdząco głową. 
Każdy z nas uśmiechał się wesoło. Od Scotta biła bardzo dobra, wesoła energia. Zarażał nią każdego wokół. Bardzo tego potrzebowałam.
-Clementine, co cię tu sprowadza? - spytał czarnowłosy chłopak. Blaise podał mi jeden kieliszek.
-Chęć odcięcia się od pewnych wydarzeń. Może nie zostawienie czegoś w tyle, bo nie dałabym rady. Nikt by nie dał i wiem, że będzie mnie to nawiedzać do końca życia, ale odetchnięcie. Relax. Zdecydowanie Blaise - odparłam patrząc na Scotta. Zabini stał z kieliszkiem w jednej ręce i winem w drugiej. Na jego twarzy malowała się radość i uczucie. - A ciebie co tu sprowadza? - odparłam.
-Ja uciekam. Od niesprawiedliwości, od złej władzy. Uciekam w poszukiwaniu lepszego miejsca, niż mój rodzimy kraj - odparł, a ja kiwnęłam głową. 
-Czyli wszyscy przeszliśmy przez gówno. Powinniśmy za to wypić - stwierdziłam, a na twarze chłopaków wstąpiły uśmiechy.
-Podobasz mi się Clementine. Dobrze ci z oczu patrzy. Mam nadzieję, że zabawisz tu dłużej - powiedział całkowicie szczerze Scott. Tuż po tym spojrzał na Zabiniego. - Masz niewiele czasu, jeśli nie stanie się twoją dziewczyną za niedługo to ja będę wkraczać do akcji. I tak, to jest obietnica - dodał wesoło. Scott poszedł do salonu.
-Co zrobisz z tą obietnicą? - spytałam drocząc się z nim. Blaise podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham - wyszeptał. Zamrugałam powiekami szybko i dotknęłam jego ust swoimi. Tak bardzo mi tego brakowało. Dotyku, pocałunku, miłości.
Odsunęłam się i oboje z wielkimi uśmiechami ruszyliśmy do salonu. Siadłam na wolnej kanapie, a Blaise położył głowę na moich kolanach i się położył. Scott uśmiechnął się wesoło.
-Czyli nie mam szans - zaśmiał się, a ja z uśmiechem położyłam dłoń na policzku Zabiniego. - Skąd w ogóle się znacie? - dodał. Spojrzałam w kierunku nowego kolegi.
-Poznaliśmy się na pierwszym roku w szkole. Na początku nie pałaliśmy do siebie sympatią. Można wręcz uznać to za nienawiść - zaśmiałam się wesoło. - Dopiero dwa lata temu coś się zmieniło. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać i okazało się, że Zabini nie jest takim bucem jakiego grał - dodałam z uśmiechem i spojrzałam na chłopaka. 
-Nie tylko ja byłem chujem, żeby nie było. Ale potem zaczęliśmy rozmawiać, stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Wtedy podobała mi się inna dziewczyna i poprosiłem Emmie, żeby mi pomogła ją zdobyć. Kilka tygodni później okazało się, że ona wcale mi się nie podoba i od początku chodziło o Emm - dodał, a ja uśmiechnęłam się lekko. 
-Byliśmy razem pół roku. Dosłownie wszystko robiliśmy razem. Potem musieliśmy się rozstać na rok. Nie chciałam, ale tak było prościej. W maju umarł mój brat. W tamten dzień, aż do pogrzebu widzieliśmy się ostatni raz przed dzisiejszym dniem - powiedziałam i spojrzałam na Scotta.
-Wypijmy zdrowie twojego brata - zaproponował Scott. Uśmiechnęłam się.
-Zdecydowanie by tego chciał - odparłam łagodnie i stuknęliśmy się kieliszkami. Brakowało mi takiej dobrej atmosfery, nie przecinanej smutkiem, a pozytywniejszą energią. Po skończonym horrorze poszliśmy do pokoju Blaise'a.
-Emm, staram się o dostanie do Ilvermorny i jutro mam jechać do Massechusetts. Jedziesz ze mną? Skończymy tam ostatni rok? - spytał cicho, a ja spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.
-Myślałam o powrocie do Hogwartu, ale tam byłoby mi za trudno, zdecydowanie za trudno. Ilvermorny brzmi sensownie. Pojadę z tobą - odparłam. Czekała nas długa podróż. 
Następnego dnia wsiedliśmy do autobusu jadącego dwa stany dalej. Całą drogę Blaise trzymał mnie za dłoń i pozwalał spać na swoim ramieniu. Miałam sporo do odespania. Całe cztery miesiące. 
Dojechaliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się ogromny budynek z dwoma postaciami przed drzwiami wejściowymi. Weszliśmy do środka i ruszyłam za Blaisem. Chyba wiedział gdzie idzie. Doszliśmy do ogromnych drewnianych drzwi. Zapukał w nie lekko, a ze środka odezwał się głos, który zapraszał do środka. 
Na środku gabinetu siedziała starsza kobieta o pięknych, długich, ciemnych włosach. Na tabliczce przed nią widniało "Theodora Roche".
-Pan Zabini, dzień dobry. Cieszę się, że Pan dotarł - powiedziała kobieta z uśmiechem. Blaise skinął do niej głową.
-Dzień dobry. Przyprowadziłem jeszcze Clementine Joyce. Również chciałaby tutaj skończyć swój ostatni rok - powiedział chłopak podchodząc do biurka. Uśmiechnęłam się blado do niej.
-Dzień dobry. Bardzo nam miło, że wybrała Pani tę szkołę na kończenie edukacji - powiedziała wesołym głosem.
-Dziękuję bardzo za tą możliwość. Ostatni rok nie był najlepszym dla Świata Magicznego - odparłam spokojnie, a ta kiwnęła głową.
-Najważniejsze, że to wszystko za nami - odparła, a ja poczułam się trochę bardziej jak w domu. - Mam jeszcze jedno pytanie, czy chcecie uczestniczyć w przyporządkowywaniu do jednego z naszych czterech domów? - dodała, a ja spojrzałam na Zabiniego.
-W Hogwarcie byliśmy w dwóch innych domach, i boję się, że będzie podobnie tutaj. Czy byłaby możliwość dopisać się po prostu do jakiegoś? - odpowiedziałam, a ta spojrzała na mnie z uśmiechem i podała mi książkę, w której były nazwiska uczniów z przypisanymi domami.
-Mogę wam pomóc w wyborze. W jakich domach byliście w Hogwarcie? - spytała, a ja spojrzałam na liście. Zobaczyłam nazwisko Malfoy. Draco? Trafił do Wampusa.
-Ja w Slytherinie, Clementine w Gryffindorze - odparł Blaise patrząc na panią dyrektor. Ta kiwnęła głową.
-Mogę zaproponować wam dom Gromoptaka. Mieszkańcy tego domu symbolizują się żądnością przygód. Są duszą naszej szkoły - powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Blaise spojrzał na mnie z uśmiechem. Byłam gotowa zacząć tutaj nowy rozdział w moim życiu.
~~~
Ten rozdział pisało mi się cudownie. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba. Pozdrawiam i Wesołych Świąt ❤

wtorek, 8 grudnia 2020

Rozdział 28

Dawno nie widziałam tak wielkiego tłumu na cmentarzu. Stałam z przodu oparta o George'a. Oboje płakaliśmy cicho. Było naprawdę tragicznie. Tyle osób na raz trzeba było chować. Bitwa o Hogwart to jedna z najgorszych rzeczy jaka przydarzyła się Magicznemu Światu. Wszystko przez łysego debila.
-Dzisiaj pożegnamy naszych braci, siostry, matki, ojców, kolegów i koleżanki. Wszystkich, którzy walczyli o nasze dobro, o dobro naszych dzieci i całego Świata Magicznego - powiedziała Minerwa stojąc koło trumien naszych najbliższych. Słychać było z tyłu głośne zachodzenie się płaczem Hagrida. Nie tylko on płakał. Nikt nawet nie próbował wstrzymywać łez. Każdy płakał jak małe dziecko, niektórzy głośniej, inni ciszej. 
Wiedziałam, że gdzieś w tłumie stoją chowając się Malfoy i Zabini. Chciałabym, żeby byli teraz blisko mnie, ale rozumiałam, że nie mogą tego zrobić. Pogrzeb nie kończył się szybko, wszyscy jeszcze rozmawiali, płakali. Znalazłam Zabiniego w tłumie.
-Emmie - wyszeptał cicho i mocno mnie do siebie przytulił. Ja znowu zaczęłam płakać w jego klatkę piersiową. Czułam, że wiele osób patrzy na mnie bardzo krzywo w tym momencie.
-Był Malfoy? - spytałam cicho, a Blaise wzruszył lekko ramionami. Może dobrze się ukrył.
Wróciliśmy z pogrzebu do naszego domu na stypę. Molly nie była w stanie jej poprowadzić, dlatego mój tata się zaoferował. Bardzo próbowałam pomagać tacie. Jak najbardziej potrafiłam, podawałam herbatę, grzałam wodę na kawę. Nikt nie miał ochoty na jedzenie, mimo że zostało zamówione i stało na stole w salonie.
Minęła dłuższa chwila zanim poddałam się i poszłam na górę. W oczy cisnęły mi się łzy i zaczęłam lekko rozlewać wodę. Nie dałam rady dłużej. Kątem oka widziałam, że Blaise idzie za mną. Weszłam do swojego pokoju i usiadłam koło łóżka. 
Już nie próbowałam się hamować, zwyczajnie zaczęłam ryczeć mocząc rękawy momentalnie. Cały stres tego dnia rozlewał mi się w tym momencie na policzkach. Nie mogłam tego zahamować. 
Blaise usiadł koło mnie i mnie przytulił. Wsadziłam głowę w jego klatkę piersiową i zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Zabini gładził mnie po głowie, ale także sam płakał. Brakowało mi tego, cholernie mi brakowało jego dotyku. Milczenia, ale w jego ramionach. Trwaliśmy w najsmutniejszej ciszy, jaka istniała do tej pory. 
Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że on był koło mnie, z drugiej ile osób musiało zginąć, żeby mi go oddali. Żebym znowu mogła się z nim zobaczyć. 
-Jak za starych czasów - po jakimś czasie spróbowałam zażartować nieudolnie odsuwając głowę od jego klatki piersiowej. Ten zaśmiał się blado.
-Szkoda, że w takich słabych warunkach - odparł, a ja kiwnęłam głową. Nawet nie wiedziałam co mu powiedzieć. Jedyne co potrafiłam w tym momencie to płakać. Płakać i zasypiać ze zmęczenia.

~perspektywa Blaise'a~

Emm płakała prawie całą noc. Czasami tylko robiła sobie przerwę na zaśnięcie z przemęczenia. Ja robiłem dokładnie to samo, ale dalej nie wiedziałem jak powiedzieć jej o moim wyjeździe. Usiadłem koło niej i ująłem jej twarz w dłonie. Ta przebudziła się na chwilkę.
-Emmie, naprawdę nie wiesz jak cholernie cię kocham. Jesteś najlepszym co mi się w życiu przydarzyło i chciałbym, żebyśmy już zawsze byli razem - wymamrotałem, a ona znowu zalała się łzami. Ja również zacząłem płakać. Smutkiem pomieszanym z radością. 
-Ja ciebie też kocham Blaise. Niesamowicie cię kocham - odparła cicho, a ja wiedziałem, że każde słowo jest prawdą. Było mi cholernie przykro, że musiałem to zrujnować.
-Emmie, ludzie będą mnie szukać. Mnie i mojej mamy, żeby posadzić nas w Azkabanie. Jestem złym człowiekiem, ale nie zasługuję na wylądowanie tam. Zaczęliśmy o tym z mamą rozmawiać i musimy na jakiś czas zniknąć - wyszeptałem, a po moich policzkach poleciało jeszcze więcej łez. 
Clementine kiwała głową, jakby rozumiała, że muszę zniknąć. Jakby wiedziała jakie zagrożenie mnie czeka. Ona to wszystko przecież wiedziała, miała przecież Barty'ego. Widziała co się stało z Voldemortem. Wiedziała, że Malfoyowie też za wszystkie krzywdy zapłacą. Widziała co Molly zrobiła Bellatrix. 
W oczach Clementine znowu zagościły łzy. Miały ją jeszcze długo nie opuścić, ale teraz tylko kiwnęła głową.
-Kiedy jedziecie i gdzie? - wychrypiała cicho. Odetchnąłem głęboko.
-Do Nowego Jorku, tam mama ma znajomych. Powiedzieli, że nas przyjmą. Jedziemy dzisiaj wieczorem - odparłem, a ona spojrzała na mnie i mocno się wtuliła w moją klatkę piersiową.
-Pomóc ci się spakować? - spytała cicho. Pocałowałem ją w czubek głowy.
-Jeśli tylko chcesz - odparłem cicho, a ta kiwnęła głową i spojrzała na mnie. Musnąłem delikatnie jej usta swoimi. - Bardzo cię kocham - dodałem, a ta uśmiechnęła się blado.
-Idę powiedzieć tacie - wymamrotała i poszła na dół. Przejechałem dłonią włosy i poprawiłem czarną koszulę. Em wróciła po chwili i kiwnęła głową. Złapałem ją za dłoń i ruszyliśmy na dół. Kiwnąłem głową jej tacie siedzącemu z kubkiem kawy w kuchni. 
-Bardzo miło było cię poznać, uważajcie na siebie w Ameryce z mamą - powiedział patrząc na mnie. Podszedłem do niego i mocno uścisnąłem mu rękę.
-Dziękuję bardzo. Wy też na siebie uważajcie - poprosiłem, a tata Clementine kiwnął głową. Droga do mojego domu była spokojna i po kilku chwilach stanęliśmy w progu. Uchyliłem drzwi.
-Cześć mamo - powiedziałem głośno, a ona wychyliła głowę z sypialni.
-Cześć Blaise. Cześć Clementine - odparła z rozwichrzonymi włosami. Zeszła na dół i mocno przytuliła Emmie. - Moje kondolencje - powiedziała cicho.
-Dziękuję - odparła cicho Emmie. Czułem, że bardzo próbowała nie płakać. - Przyszłam wam pomóc - wymamrotała po chwili. Mama kiwnęła głową.
-Pomóż Blaise'owi się spakować w takim razie. Nie bierzemy dużo rzeczy, tylko ubrania i najpotrzebniejsze przedmioty - odparła, a my poszliśmy na górę do mnie. Emm podeszła do szafy i zaczęła mi podawać ciuchy, które układałem w kupkach w pudełkach tekturowych. Umówiliśmy się z mamą, że każdemu z nas przysługują dwa pudełka kartonowe i jedna średniej wielkości walizka. Taką ilość rzeczy byliśmy w stanie zabrać.
-Musisz sobie kupić coś w innym kolorze niż czarny - stwierdziła podając mi piątą czarną bluzę. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem.
-Jeszcze powiedz, że źle w czarnym wyglądam - odparłem, a ta spojrzała na mnie z delikatnym rozbawieniem na twarzy. Emm zaprzeczyła ruchem głowy, a ja uśmiechnąłem się do niej. Okropnie mi będzie jej brakować. Przez kolejne dwie godziny pakowaliśmy moje rzeczy w pudełka i walizkę. 
-Coś jeszcze? - spytała rozglądając się po pokoju. Ja podszedłem do stolika nocnego i wziąłem ramkę z naszym zdjęciem zrobionym w moim dormitorium. Emm uśmiechnęła się do mnie widząc, że pakuję to do walizki. Podeszła do mnie i mnie mocno przytuliła. Dokładnie w ten sposób mieliśmy spędzić kolejne kilka godzin. Nadszedł w końcu moment, kiedy pod dom przyjechał samochód, który miał zawieźć nas na lotnisko. 
-Bardzo cię kocham skarbie - wyszeptałem mocno przytulając Emmie do siebie. Clementine nie płakała, ale była strasznie smutna. Spojrzała mi w oczy.
-Ja ciebie też bardzo kocham. Będę za tobą tęsknić. Pisz do mnie - odparła cicho, a ja kiwnąłem głową i mocno wpiłem się w jej usta. Potem wsiadłem z mamą do samochodu i machałem do Clementine przez okno. 
Dawno nikogo tak mocno nie kochałem. Dawno tak bardzo nie było mi przykro, że muszę kogoś zostawić. Ale wiedziałem, że się zobaczymy i to było najważniejsze.
~~~
Kolejny smutny, dziwny rozdział. Nie wiedziałam jak go napisać, ale chyba mi się udało. Pozdrawiam.