niedziela, 4 sierpnia 2019

Rozdział 14

Obudziłam się z delikatnym bólem głowy. Przetarłam oczy kłykciami i uchyliłam lekko powieki. Dziewczyny już krzątały się po dormitorium szukając ciuchów i zbierając się na śniadanie. Usiadłam na łóżku i zsunęłam nogi na podłogę. Razem z nimi wylądowała na niej czarna bluza. Zmarszczyłam brwi i podniosłam ją.
-Czy to którejś z was? - spytałam unosząc ją do góry, by była dobrze widoczna.
Dziewczyny spojrzały na mnie i jednoznacznie zaprzeczyły ruchem głowy.
-Jak przyszłaś z Hogsmeade to już miałaś ją na sobie - odparła Lavender. Kiwnęłam głową i zaczęłam się zbierać. Musiała być Zabiniego, bo szafę Longbottoma znam na pamięć. On moją zresztą też.
Kilka minut później byłam gotowa do wyjścia. Przewiesiłam plecak przez ramię i ruszyłam do Pokoju Wspólnego, a następnie do Wielkiej Sali. Po drodze dogonił mnie Neville.
-Jak tam wczorajsza randka? - spytałam wesoło. Ten uśmiechnął się do mnie bardzo delikatnie.
-Udana, pewnie Luna zgodzi się na drugą. Po zajęciach ją spytam - powiedział naprawdę mocno starając się ukryć uśmiech. Poklepałam go po ramieniu radośnie.
-Bardzo się cieszę, zasługujesz na to - odparłam siadając przy naszym stole, na naszych stałych miejscach. Ujęłam dwa tosty i posmarowałam je masłem. Zaraz po tym złapałam za kubek z kawą i upiłam łyka.
-A ty w końcu z kim wczoraj skończyłaś? - spytał Neville odwracając ku mnie głowę. Otworzyłam usta, by wyartykuować odpowiedź.
W tym samym momencie ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Zabiniego. Widziałam trochę zdziwione spojrzenie Longbottoma kątem oka.
-Cześć Blaise, mam coś co należy do ciebie - powiedziałam i zaczęłam grzebać w plecaku. Wyciągnęłam czarną bluzę i podałam mu.
-Emmie, nawet nie pamiętam, że ci ją dawałem - zaśmiał się Ślizgon. Jego śmiech był niesamowicie dźwięczny.
-To po co podszedłeś? - spytałam trochę zdziwiona. Zabrał bluzę i przewiązał ją sobie na biodrach.
-Chciałem ci podziękować za wczoraj. Mam nadzieję również, że się dzisiaj na spotkaniu Klubu Ślimaka zobaczymy - odparł wesoło patrząc mi w oczy. Pokiwałam radośnie głową.
-Jeszcze mnie Slughorn nie zaprosił, ale jeśli to zrobi to jak najbardziej - stwierdziłam, a ten kiwnął głową i ruszył do swojego stolika. Spojrzałam na trochę zaskoczonego Neville'a.
-Czyli z nim skończyłaś? - spytał lekko zawiedzionym głosem. Uśmiech zszedł z mojej twarzy i tylko wzruszyłam ramionami.
-Rasmusa i bliźniaków nie ma. Tobie nie chciałam wchodzić na głowę, bo od dawna się cieszyłeś na tą randkę. Poszłam do baru i przyszedł, pogadaliśmy tylko - wyjaśniłam spokojnie. Longbottom chwilę na mnie patrzył i dotknął mojej dłoni.
-Jeśli tylko spróbuje ci coś zrobić to go zabiję - powiedział nachylając się nad moim uchem. Zaśmiałam się wesoło i zasalutowałam.
Taki przyjaciel to największy skarb.
Powoli zaczęliśmy wychodzić po śniadaniu z Wielkiej Sali. Znowu poczułam dłoń na ramieniu. Tym razem jednak był to Slughorn.
-Słucham Profesorze? - mruknęłam z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego oczy aż się zaświeciły.
-Dzisiaj o 20 w moim gabinecie jest kolejne spotkanie Klubu Ślimaka. Zapraszam cię Clementine - powiedział bardzo wesoło, a ja kiwnęłam głową.
-Postaram się być. Dziękuję za zaproszenie - odparłam i ruszyłam na zajęcia.
~~~
Ruszyłam powoli do gabinetu Slughorna. Nie byłam dalej przekonana co do tych spotkań, ale miałam człowieka, który chciał mi tam pomóc. Nie chciał tak samo jak ja tam siedzieć, ale nie mógł zawieść Slughorna. Ani mnie.
Nacisnęłam na klamkę i uchyliłam drzwi. Wszyscy już byli. Zostało tylko jedno wolne miejsce. Uśmiechnęłam się najpierw do Profesora, potem do Zabiniego, który trzymał to miejsce dla mnie.
-Clementine, witamy - powiedział wesoło Slughorn, a ja kiwnęłam głową w jego stronę siadając koło Ślizgona.
-Dobry wieczór - odparłam wystarczająco głośno, żeby mnie usłyszał.
-Ominęły cię najświeższe ploteczki - stwierdził rozbawiony Zabini nachylając się nad moim uchem.
-Coś ciekawego? - spytałam ujmując szklankę z wodą. Ten zaprzeczył ruchem głowy.
-Nie wiem na co ty tutaj liczysz - odparł wesoło. Wzruszyłam lekko ramionami i upiłam kilka łyków wody.
-Jak już mówisz o ploteczkach to na coś ciekawego - odparłam, a ten rozbawiony dźgnął mnie w bok i już miał coś odpowiedzieć, jednak przerwał mu Profesor.
-Może pan Zabini opowie coś o swoich rodzicach? - zaproponował Slughorn niespodziewanie. Ślizgon spojrzał na niego i z szacunkiem kiwnął głową.
-Moja mama w tym momencie siedzi w domu. W dzień chodzi do pracy w Ministerstwie Mag-
-A twój ojciec? - przerwał mu Potter kąśliwie. Oczywiście musiał o coś takiego zapytać. Wszyscy wiedzieli, że jego rodzice się rozwiedli. Krążyło nieskończenie wiele plotek o tym. O zabiciu jego dziadków przez jego ojca. O separacji. O jego przynależności do Śmierciożerców. Nikt nigdy jednak nie chciał tych plotek zdementować. Porozmawoać z Blaisem.
Zabini zachowując zimną krew spojrzał w jego stronę. Uśmiechnął się bardzo delikatnie.
-Nie mam ojca - powiedział pewnym, niskim głosem.
Miałam wrażenie, że wszystkie rozmowy na ułamek sekundy zamilkły. 
Slughorn zwrócił głowę w moją stronę. Chciał szybko to zatuszować, zapomnieć. Więc czekałam na kolejne kretyńskie pytanie.
-Twój tata musi być dumny z brata - stwierdził wesoło. - Twoja mama najpewno też by była. Niesamowita kobieta - westchnął, przypominając sobie dobre chwilę pełne mojej mamy. - Pamiętam, jak Frances chodziła na moje zajęcia. Wybitnie mądra kobieta. I te jej niesamowite oczy. Zawsze ukazywały taką mądrość w tak młodej osobie - dodał, a ja kiwnęłam głową. Zajął się kolejną osobą.
Lekko posmutniałam, jednak Zabini to zauważył i położył dłoń na moim kolanie. Dokładnie tak, jak robił to Fred.
Uśmiechnęłam się do niego blado. Ten zwężył oczy i nachylił się nade mną.
-Chcesz się stąd wyrwać? - spytał, a ja szybko kiwnęłam twierdząco głową. Blaise złapał za widelec i niby przypadkiem go upuścił. W momencie zanurkował pod stołem, a wracając mocno w niego czymś uderzył. Aż całym stołem zatrzęsło. Wyszedł trzymając się za czubek głowy.
-Blaise, wszystko w porządku? - spytał Slughorn, a Zabini kiwnął głową niemrawo. - Clementine, Blaise chyba gorzej się czuje, mogłabyś go odeskortować do Skrzydła Szpitalnego? - dodał trochę zaniepokojony mężczyzna.
-Dobrze panie profesorze - odparłam i wyciągnęłam ramię w stronę Zabiniego. On podparł się na niej i tak wyszliśmy z gabinetu.
W momencie, gdy zamknęły się za nami drzwi jego dłoń zsunęła się z głowy i uśmiechnął się do mnie.
-Wiedziałam, że nic ci nie jest - zaśmiałam się idąc z nim, dalej pod rękę w stronę schodów. Ten wzruszył ramionami.
-Chciałaś stąd wyjść - przypomniał i zaczął nas kierować w górę zamku. Już chciałam otworzyć usta, by spytać gdzie idziemy. Zabini położył palec na swoich i szedł dalej schodami.
W końcu weszliśmy na siódme piętro. Zaczął chodzić koło ściany, a ja zmarszczyłam brwi.
-Co - przerwało mi otwieranie się ściany. Czy to był ten sławny Pokój Życzeń?
Weszłam do środka, wydawał się dosyć małym pokojem. Jednak cały był wyłożony puszystym, ciemnym dywanem. Na środku stały trzy białe kanapy i kilka foteli w różnych kolorach. Usadowiłam się na jednej z kanap rozkładając na nią nogi. Zabini siadł na fotelu obok mnie. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
-Podoba ci się tutaj? - spytał, na co ja pokiwałam głową twierdząco. - Pomyślałem, że nie chcesz tam rozmawiać o ważnych rzeczach. Tutaj też nie musisz, ale jeśli potrzebujesz o czymś porozmawiać to cię słucham - powiedział patrząc mi pewnie w oczy. Wzniosłam na moment wzrok w górę i  znowu kiwnęłam głową.
-Nie lubię rozmów o mojej mamie - powiedziałam dosyć cicho. Zabini kiwnął głową.
-Dlaczego? - spytał spokojnie. Nie musiał mnie słuchać, jednak sam zaproponował trudną rozmowę.
-Znaczy się, uwielbiam o niej rozmawiać, ale mam wrażenie, że wszyscy ją znali. Ja nie miałam tego przywileju i chyba zazdroszczę tych wszystkich historii z nią - mruknęłam, a Zabini nachylił się nade mną i położył dłoń na mojej dłoni. Uśmiechnęłam się blado.
-Chcesz wiedzieć dlaczego nie mam ojca? - spytał po chwili ciszy Blaise. 
-Jest o tym wiele spekulacji. Każdy znajduje inny powód - odparłam i spojrzałam na niego.
-Wiem - stwierdził. - Od małego byłem ja, mama i ojciec. Wstąpił do Śmierciożerców jak miałem może cztery lata. Wtedy w domu rozpętało się piekło. Moja mama nienawidziła całym sercem Śmierciożerców, czyli automatycznie ojca. Kiedy nie wiedział, jak 'przemówić' do mamy, zaczął stosować wobec nas przemoc. Najpierw bił mamę, potem jeśli dalej na niego krzyczała bił i mnie. Wtedy cichła.
Moja dłoń mocniej ścisnęła dłoń Zabiniego. Cały czas patrzyłam mu w oczy.
-Jak dostałem list z Hogwartu steierdziłem, że nie mogę tak jej zostawić. Powiedziałem mamie, że albo się gdzieś wyprowadzimy, albo nie idę do Hogwartu - przystanął na tym ultimatum, żeby spleść nasze ręce razem. Gładziłam go po dłoni. - Wyprowadziliśmy się. Do tej pory nas nie znalazł. Nie wiem czy szukał. Jednak nikogo już więcej z rodziny nie skrzywdził - przyznał Zabini i uśmiechnął się blado. Kiwnęłam głową.
-Dziękuję, że mi to powiedziałeś - stwierdziłam cicho i uśmiechnęłam się lekko.
-Dziękuję, że słuchałaś - odparł, a ja kiwnęłam głową. Resztę wieczoru rozmawialiśmy o mniej poważnych rzeczach, a ja miałam wrażenie, że powstanie z tego dosyć miła relacja.
O dziwo, bardzo się z niej cieszyłam. Czy aż tak się różniliśmy, czy po prostu nigdy nie rozmawialiśmy poważnie?
~~~
Trochę mnie nie było. Ale stwierdziłam, że może to będę reaktywować? Kto wie. Pozdrawiam z Nowego Jorku.