piątek, 3 kwietnia 2020

Rozdział 22

Obudziłam się, kiedy Zabini jeszcze spał. Uśmiechnęłam się lekko do jego spokojniej twarzy. Dzisiaj miał odbyć się mecz Quidditcha między Gryfonami, a Ślizgonami. Ostatnie dni były bardzo stresujące i chodził często na treningi z chłopakami.
Ja wtedy zazwyczaj zostawałam u nich w dormitorium i uczyłam się na zajęcia, spałam, albo gdzieś chodziłam z Nevillem. Longbottom nie miał jednak dla mnie tyle czasu ile wcześniej, bo zajmował się swoją dziewczyną. Okazało się, że Luna też go kocha, albo chociaż bardzo bardzo lubi.
Blaise wczoraj przyszedł z treningu ledwo żywy, więc chłopaki zostawili go w spokoju dzisiaj i poszli sami rano potrenować.
Dotknęłam jego twarzy delikatnie i musnęłam ustami jego usta. Jego oczy minimalnie się otworzyły. Na twarzy wyrósł uśmiech.
-Ale jesteś śliczna - powiedział jeszcze zachrypniętym od snu głosem. Zaśmiałam się wesoło i przytuliłam do jego klatki piersiowej.
-Świetnie wam pójdzie dzisiaj - odparłam cicho, a ten przytulił mnie mocno. Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. - Pójdę się umyć - stwierdziłam spokojnie, a ten kiwnął głową.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Zabrałam ręcznik i ruszyłam do łazienki. Zaczęłam ściągać koszulkę, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do dormitorium.
-Blaise, do jasnej cholery, przecież wiesz, jak bardzo mnie kochasz. Wiesz, że to chodzi o mnie, a nie o Clementine - usłyszałam znajomy głos i zamarłam na chwilę.
-O czym ty mówisz Pansy? - spytał zdziwiony głos Zabiniego. Chyba aż wstał z łóżka.
-Wiem, że chodziło o mnie. Ta umowa. Nie musisz kłamać. Nie musisz już udawać, że ją lubisz - wybełkotała Parkinson.
-Pansy, na początku faktycznie chodziło o ciebie. Ale przestało - powiedział spokojnie Blaise. - Już naprawdę nie chodzi o ciebie. To nie o ciebie się staram, a o Emmie. To z nią chcę być i ją kocham - dodał Zabini, a ja zmarszczyłam zaskoczona brwi.
-Czy ty siebie słyszysz? Naprawdę chcesz zaryzykować i być z jakaś Gryfonką? - zaczęła krzyczeć.
-Pansy, błagam cię. Chcę spokojnie dzisiaj zagrać mecz, albo go oglądnąć, wiedząc, że nie będziesz się wpieprzać tam gdzie cie nie chcą - powiedział chłopak, a ja aż wciągnęłam powietrze.
-Jesteś chujem Zabini. Największym jakiego widziałam - odparła tylko Pansy i trzasnęła drzwiami. Wychyliłam głowę z łazienki i spojrzałam na Zabiniego z wzrokiem "co tu się do cholery stało". On wzruszył ramionami.
-Nie wiem słońce, ale czuję, że na tym się nie skończy - stwierdził wzdychając. Podeszłam do niego i przytuliłam się. Ten pogładził mnie po plecach.
-Słyszałam co powiedziałeś o mnie - szepnęłam cicho, a Blaise odsunął się ode mnie i uśmiechnął lekko.
-To prawda, kocham cię Emmie, ale nie jesteś zobligowana do tego, żeby mi to mówić, jeśli nie jesteś tego pewna w tym momencie - odparł z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
-Dziękuję - powiedziałam i w końcu poszłam się umyć.
Czas do meczu szybko minął. Ruszyliśmy na stadion. Najpierw Blaise miał sprawdzić w szatni czy go potrzebują. Jeśli nie to miał dołączyć do mnie. Dzisiaj miałam siedzieć w miejscu dla Ślizgonów. Jak weszłam na trybuny to jedyne miejsce wolne, dla dwóch osób było za Parkinson.
Podeszłam tam i usiadłam na nim spokojnie. Spojrzałam na boisko.
-Co ty tu właściwie robisz? Nie masz swojej wydzielonej części trybun? - prychnęła Parkinson odwracając się do mnie. Spojrzałam na nią, ale spuściłam wzrok na boisko. - Halo, to nie jest twoje miejsce - próbowała dalej Pansy. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na nią.
-Pansy, to, że Blaise jest ze mną, a nie z tobą, nie pozwala ci w żadnym wypadku mnie obrażać czy w ten sposób się do mnie odzywać - odparłam bardzo spokojnym tonem. W tłumie zauważyłam jak Blaise przeciska się w moją stronę. Miał być koło mnie za moment.
-Nie znasz go, on cię nawet nie kocha - wycedziła przez zęby.
-Okej - odparłam wzruszając ramionami i przesunęłam się, żeby Zabini mógł usiąść koło mnie. Ta usiadła z niesmakiem na twarzy. Spojrzałam na chłopaka. Miał w dłoni dwa batoniki, z czego jeden podał mi.
-Zostały mi jakieś zapasy, pomyślałem, że możesz chcieć - powiedział z uśmiechem, a ja kiwnęłam wesoło głową.
-Dziękuję - odparłam ujmując batonika. - Nie potrzebują cię dzisiaj? - spytałam, a Blaise pokiwał głową. Chwilę później gra się rozpoczęła.
Quidditch był jak zawsze komentowany przez Lee Jordana, dobrego kolegę bliźniaków i Rasmusa. Opisywał idealnie każdy ruch. Komentował bardzo bezstronnie, a przy punktach pomagała mu pani Hooch.
Blaise położył dłoń na mojej i ujął ją lekko nie spuszczając wzroku z boiska. Bardzo się ekscytował grą.
Gdzieś w oddali mignęło mi coś złotego. Złoty Znicz. Ślizgoni mieli miażdżącą przewagę. Tylko złapanie Złotego Znicza coś by zmieniło w tabeli wyników. I dokładnie 13 minut później tak się stało. Harry złapał Złoty Znicz.
Gryfoni wygrali. Co prawda 30 punktami, ale wygrali.
-U mnie jest impreza w Pokoju Wspólnym, idziesz ze mną? - spytałam, a Blaise z uśmiechem kiwnął głową. Rozweselona hałastra szła z nami. Wszyscy cieszyli się z wygranej. Weszliśmy do Pokoju Współnego Gryfonów. Impreza rozkręcała się powoli, ale widziałam, że na jednym ze stolików leżał poncz, albo jakieś inne picie. Wśród nich oczywiście dało się znaleźć mocniejsze trunki, tylko trzeba było wiedzieć gdzie szukać.
-Co ty tu właściwie robisz? Nie masz swojego Pokoju Wspólnego? - spytała zapowietrzając się Granger, która podeszła do nas. Zmarszczyłam brwi zdziwiona i już otwierałam usta, żeby jej coś odpowiedzieć.
-Granger, naprawdę, wyjmij kija z dupy i po prostu się baw. Nie pierwszy raz jest tutaj ktoś z innego domu, a ty robisz problem, tylko dlatego, że jestem Ślizgonem, albo nie lubisz Clementine - powiedział spokojnym głosem, tak żeby usłyszała tylko Hermiona. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy Granger zrobiła się czerwona na twarzy. Chciała odpowiedzieć coś okropnego, nawet otwierała usta, ale nic z nich nie wyszło. Odeszła niepyszna od nas do Pottera, pewnie się poskarżyć. Spojrzałam na Zabiniego rozbawiona.
-Pięknie rozegrane - stwierdziłam i stanęłam na palcach, by dostać się ustami do jego ust, które delikatnie musnęłam. Poczułam, że jego twarz wygina się w uśmiechu. Odsunęłam się, a ten objął mnie ramieniem i ponownie wsunął dłoń w jedną z tylnych kieszeni moich spodni.
Impreza powoli gęstniała w alkohol. Każdy był już delikatnie pijany, więc żeby nie zostać w tyle poszłam po kolejną porcję. Wracając do Zabiniego zderzyłam się z jakąś dziewczyną z niższego roku, która przestraszona spojrzała na mnie. Jej alkohol wylądował na moich spodniach, a ja tylko uniosłam lekko swoje kubeczki w górę.
-Bardzo cię przepraszam - powiedziała skruszona. Uśmiechnęłam się do niej rozbawiona.
-Nie ma problemu, naprawdę. Wypierze się - odparłam nie będąc wcale zła. Nie byłam takim okropnym człowiekiem, za jakiego zapewne uważało mnie pół Hogwartu. A to wszystko tylko dlatego, że Blaise był ze Slytherinu. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a ja śmiejąc się wesoło z sytuacji podeszłam do Zabiniego, którego to wszystko bawiło.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział zabierając ode mnie jeden kubeczek. Upił łyka alkoholu.
-Specjalnie dla ciebie - stwierdziłam wesoło, a ten objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. - A tak serio, muszę zmienić spodnie. Idziesz ze mną? - dodałam, a ten ochoczo kiwnął głową. Ruszyliśmy z kubeczkami w dłoniach do mojego dormitorium. Uchyliłam drzwi badając czy nikogo na pewno nie ma. Tym razem mieliśmy szczęście.
Tuż po wejściu Zabini rzucił się na moje łóżko i spojrzał na mnie badawczo. Podeszłam do szafy i zsunęłam z siebie spodnie. Zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu innych.
-Dla mnie mogłabyś tak zostać - stwierdził cicho, a ja uśmiechnęłam się lekko odwracając się do niego w samym swetrze. Przechyliłam głowę w bok patrząc na jego oświetloną blaskiem księżyca sylwetkę.
-W takim razie nie dziw się, że potem będą na mnie dziwnie patrzeć - odparłam rozbawiona i ruszyłam w jego stronę. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego udach okrakiem kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Dłonie Zabiniego powędrowały na moje odkryte biodra.
-Pamiętasz tę koszulę? - spytał z lekkim uśmiechem. Ja kiwnęłam twierdząco głową i zaczęłam powoli rozpinać jej guziki. - Miałem ją na sobie, jak pierwszy raz poczułem, że ktoś się o mnie troszczy, że jest ktoś, kto mnie nie opuści i dla kogo nie dałbym rady być dupkiem już nigdy w życiu - stwierdził błądząc wzrokiem po moim ciele.
-Miałeś ją na sobie, gdy ja zauważyłam, że wcale ciebie nie nienawidzę, a wręcz przeciwnie, zaczęło mi wtedy zależeć na tobie. Na tym, abyś był szczęśliwy - szepnęłam w odpowiedzi. Ten uśmiechnął się i położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego, kiedy ostatni guzik jego koszuli był rozpięty.
-Już wtedy byłem w tobie szaleńczo zakochany, ale jeszcze nie potrafiłem tego nazwać czy przyznać przed samym sobą - wymamrotał, gdy zbliżyłam twarz do jego twarzy. - Gdy zostałaś ze mną w nocy, nie posiadałem się ze szczęścia. Trzymanie ciebie w ramionach było dla mnie czymś tak niesamowitym, przepełniało mnie tyloma emocjami, a ja przecież tylko cię przytulałem - dodał patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie i musnęłam jego usta swoimi.
-Pokazałam ci, że można spać z kobietą w łóżku i wcale nie oznacza to seksu? - spytałam rozbawiona w jego usta. Ten ścisnął lekko moje biodra i zaczął podsuwać mój sweter do góry.
-Pokazałaś mi, że podziały na lepszych i gorszych nie mają sensu - odparł, a ja uniosłam ręce, by ściągnął ze mnie sweter. - Pokazałaś mi, co znaczy kochać - wyszeptał patrząc prosto w moje oczy, a ja z pasją wpiłam się w jego usta. Jego dłonie błądziły po moich plecach, a ja zsuwałam z niego koszulę. Po chwili wszystko upadło na podłogę, a my zanurzyliśmy się w szczeniackiej miłości, która na ten moment była jednym z najpiękniejszych epizodów w moim życiu.
~~~
Naprawdę dobrze pisało mi się ten rozdział. Nie wiem co jeszcze powiedzieć, naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz