wtorek, 8 grudnia 2020

Rozdział 28

Dawno nie widziałam tak wielkiego tłumu na cmentarzu. Stałam z przodu oparta o George'a. Oboje płakaliśmy cicho. Było naprawdę tragicznie. Tyle osób na raz trzeba było chować. Bitwa o Hogwart to jedna z najgorszych rzeczy jaka przydarzyła się Magicznemu Światu. Wszystko przez łysego debila.
-Dzisiaj pożegnamy naszych braci, siostry, matki, ojców, kolegów i koleżanki. Wszystkich, którzy walczyli o nasze dobro, o dobro naszych dzieci i całego Świata Magicznego - powiedziała Minerwa stojąc koło trumien naszych najbliższych. Słychać było z tyłu głośne zachodzenie się płaczem Hagrida. Nie tylko on płakał. Nikt nawet nie próbował wstrzymywać łez. Każdy płakał jak małe dziecko, niektórzy głośniej, inni ciszej. 
Wiedziałam, że gdzieś w tłumie stoją chowając się Malfoy i Zabini. Chciałabym, żeby byli teraz blisko mnie, ale rozumiałam, że nie mogą tego zrobić. Pogrzeb nie kończył się szybko, wszyscy jeszcze rozmawiali, płakali. Znalazłam Zabiniego w tłumie.
-Emmie - wyszeptał cicho i mocno mnie do siebie przytulił. Ja znowu zaczęłam płakać w jego klatkę piersiową. Czułam, że wiele osób patrzy na mnie bardzo krzywo w tym momencie.
-Był Malfoy? - spytałam cicho, a Blaise wzruszył lekko ramionami. Może dobrze się ukrył.
Wróciliśmy z pogrzebu do naszego domu na stypę. Molly nie była w stanie jej poprowadzić, dlatego mój tata się zaoferował. Bardzo próbowałam pomagać tacie. Jak najbardziej potrafiłam, podawałam herbatę, grzałam wodę na kawę. Nikt nie miał ochoty na jedzenie, mimo że zostało zamówione i stało na stole w salonie.
Minęła dłuższa chwila zanim poddałam się i poszłam na górę. W oczy cisnęły mi się łzy i zaczęłam lekko rozlewać wodę. Nie dałam rady dłużej. Kątem oka widziałam, że Blaise idzie za mną. Weszłam do swojego pokoju i usiadłam koło łóżka. 
Już nie próbowałam się hamować, zwyczajnie zaczęłam ryczeć mocząc rękawy momentalnie. Cały stres tego dnia rozlewał mi się w tym momencie na policzkach. Nie mogłam tego zahamować. 
Blaise usiadł koło mnie i mnie przytulił. Wsadziłam głowę w jego klatkę piersiową i zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Zabini gładził mnie po głowie, ale także sam płakał. Brakowało mi tego, cholernie mi brakowało jego dotyku. Milczenia, ale w jego ramionach. Trwaliśmy w najsmutniejszej ciszy, jaka istniała do tej pory. 
Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że on był koło mnie, z drugiej ile osób musiało zginąć, żeby mi go oddali. Żebym znowu mogła się z nim zobaczyć. 
-Jak za starych czasów - po jakimś czasie spróbowałam zażartować nieudolnie odsuwając głowę od jego klatki piersiowej. Ten zaśmiał się blado.
-Szkoda, że w takich słabych warunkach - odparł, a ja kiwnęłam głową. Nawet nie wiedziałam co mu powiedzieć. Jedyne co potrafiłam w tym momencie to płakać. Płakać i zasypiać ze zmęczenia.

~perspektywa Blaise'a~

Emm płakała prawie całą noc. Czasami tylko robiła sobie przerwę na zaśnięcie z przemęczenia. Ja robiłem dokładnie to samo, ale dalej nie wiedziałem jak powiedzieć jej o moim wyjeździe. Usiadłem koło niej i ująłem jej twarz w dłonie. Ta przebudziła się na chwilkę.
-Emmie, naprawdę nie wiesz jak cholernie cię kocham. Jesteś najlepszym co mi się w życiu przydarzyło i chciałbym, żebyśmy już zawsze byli razem - wymamrotałem, a ona znowu zalała się łzami. Ja również zacząłem płakać. Smutkiem pomieszanym z radością. 
-Ja ciebie też kocham Blaise. Niesamowicie cię kocham - odparła cicho, a ja wiedziałem, że każde słowo jest prawdą. Było mi cholernie przykro, że musiałem to zrujnować.
-Emmie, ludzie będą mnie szukać. Mnie i mojej mamy, żeby posadzić nas w Azkabanie. Jestem złym człowiekiem, ale nie zasługuję na wylądowanie tam. Zaczęliśmy o tym z mamą rozmawiać i musimy na jakiś czas zniknąć - wyszeptałem, a po moich policzkach poleciało jeszcze więcej łez. 
Clementine kiwała głową, jakby rozumiała, że muszę zniknąć. Jakby wiedziała jakie zagrożenie mnie czeka. Ona to wszystko przecież wiedziała, miała przecież Barty'ego. Widziała co się stało z Voldemortem. Wiedziała, że Malfoyowie też za wszystkie krzywdy zapłacą. Widziała co Molly zrobiła Bellatrix. 
W oczach Clementine znowu zagościły łzy. Miały ją jeszcze długo nie opuścić, ale teraz tylko kiwnęła głową.
-Kiedy jedziecie i gdzie? - wychrypiała cicho. Odetchnąłem głęboko.
-Do Nowego Jorku, tam mama ma znajomych. Powiedzieli, że nas przyjmą. Jedziemy dzisiaj wieczorem - odparłem, a ona spojrzała na mnie i mocno się wtuliła w moją klatkę piersiową.
-Pomóc ci się spakować? - spytała cicho. Pocałowałem ją w czubek głowy.
-Jeśli tylko chcesz - odparłem cicho, a ta kiwnęła głową i spojrzała na mnie. Musnąłem delikatnie jej usta swoimi. - Bardzo cię kocham - dodałem, a ta uśmiechnęła się blado.
-Idę powiedzieć tacie - wymamrotała i poszła na dół. Przejechałem dłonią włosy i poprawiłem czarną koszulę. Em wróciła po chwili i kiwnęła głową. Złapałem ją za dłoń i ruszyliśmy na dół. Kiwnąłem głową jej tacie siedzącemu z kubkiem kawy w kuchni. 
-Bardzo miło było cię poznać, uważajcie na siebie w Ameryce z mamą - powiedział patrząc na mnie. Podszedłem do niego i mocno uścisnąłem mu rękę.
-Dziękuję bardzo. Wy też na siebie uważajcie - poprosiłem, a tata Clementine kiwnął głową. Droga do mojego domu była spokojna i po kilku chwilach stanęliśmy w progu. Uchyliłem drzwi.
-Cześć mamo - powiedziałem głośno, a ona wychyliła głowę z sypialni.
-Cześć Blaise. Cześć Clementine - odparła z rozwichrzonymi włosami. Zeszła na dół i mocno przytuliła Emmie. - Moje kondolencje - powiedziała cicho.
-Dziękuję - odparła cicho Emmie. Czułem, że bardzo próbowała nie płakać. - Przyszłam wam pomóc - wymamrotała po chwili. Mama kiwnęła głową.
-Pomóż Blaise'owi się spakować w takim razie. Nie bierzemy dużo rzeczy, tylko ubrania i najpotrzebniejsze przedmioty - odparła, a my poszliśmy na górę do mnie. Emm podeszła do szafy i zaczęła mi podawać ciuchy, które układałem w kupkach w pudełkach tekturowych. Umówiliśmy się z mamą, że każdemu z nas przysługują dwa pudełka kartonowe i jedna średniej wielkości walizka. Taką ilość rzeczy byliśmy w stanie zabrać.
-Musisz sobie kupić coś w innym kolorze niż czarny - stwierdziła podając mi piątą czarną bluzę. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem.
-Jeszcze powiedz, że źle w czarnym wyglądam - odparłem, a ta spojrzała na mnie z delikatnym rozbawieniem na twarzy. Emm zaprzeczyła ruchem głowy, a ja uśmiechnąłem się do niej. Okropnie mi będzie jej brakować. Przez kolejne dwie godziny pakowaliśmy moje rzeczy w pudełka i walizkę. 
-Coś jeszcze? - spytała rozglądając się po pokoju. Ja podszedłem do stolika nocnego i wziąłem ramkę z naszym zdjęciem zrobionym w moim dormitorium. Emm uśmiechnęła się do mnie widząc, że pakuję to do walizki. Podeszła do mnie i mnie mocno przytuliła. Dokładnie w ten sposób mieliśmy spędzić kolejne kilka godzin. Nadszedł w końcu moment, kiedy pod dom przyjechał samochód, który miał zawieźć nas na lotnisko. 
-Bardzo cię kocham skarbie - wyszeptałem mocno przytulając Emmie do siebie. Clementine nie płakała, ale była strasznie smutna. Spojrzała mi w oczy.
-Ja ciebie też bardzo kocham. Będę za tobą tęsknić. Pisz do mnie - odparła cicho, a ja kiwnąłem głową i mocno wpiłem się w jej usta. Potem wsiadłem z mamą do samochodu i machałem do Clementine przez okno. 
Dawno nikogo tak mocno nie kochałem. Dawno tak bardzo nie było mi przykro, że muszę kogoś zostawić. Ale wiedziałem, że się zobaczymy i to było najważniejsze.
~~~
Kolejny smutny, dziwny rozdział. Nie wiedziałam jak go napisać, ale chyba mi się udało. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz