Wychodząc z Wielkiej Sali zobaczyłam Slughorna gadającego z Zabinim. Oboje się uśmiechali do siebie, chociaż Blaise wyglądał na trochę zaskoczonego. Oczy Slughorna wylądowały na mnie i szybko przywołał mnie do siebie dłonią.
-Clementine Joyce, moja droga. Podejdź - powiedział wesoło nauczyciel, a ja zrobiłam o co prosił dosyć szybko. - Pewnie słyszałaś o Klubie Ślimaka, czyli moim pomyśle na poznawanie lepiej uczniów Hogwartu - dodał radosnym tonem. Kiwnęłam głową z grzeczności, bo nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Ukradkiem spojrzałam na Zabiniego, który był tak samo skołowany jak ja, ale mniej to okazywał.
-W takim razie zapraszam was oboje na spotkanie Klubu Ślimaka w najbliższy czwartek w moim gabinecie. Sprawicie mi wielką przyjemność, gdy przyjdziecie - stwierdził na koniec ściskając nam dłonie i odszedł ucieszony. Zabini odprowadził go wzrokiem do Wielkiej Sali i spojrzał na mnie.
-Czym do cholery jest Klub Ślimaka? - spytał zaskoczonym tonem. Prychnęłam lekko i wzruszyłam ramionami.
-Najwyraźniej dowiemy się w czwartek - stwierdziłam, na co zgodnie Zabini kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie lekko. Przygryzłam wargę i również uśmiechnęłam się delikatnie, tylko bardziej niezręcznie. - Muszę iść do biblioteki - mruknęłam, a Zabini lekko się ożywił.
-Zabawny zbieg okoliczności, umówiłem się tam z Draco - stwierdził i ruszył wolnym krokiem ku bibliotece. Westchnęłam ledwo zauważalnie i wyrównałam z nim krok.
-Zabawny - przyznałam cicho z niezbyt zadowoloną miną. Nie przepadaliśmy za sobą bardzo szczerze. Wiedziałam to od momentu, w którym zaczęliśmy rozmawiać będąc na pierwszym roku. Prawie każdy Ślizgon przechwalał się wtedy swoim czystokrwistym pochodzeniem i przynależnością do Slytherinu.
Szukali przyjaciół, jak twierdzili.
-Zrobiłaś już esej na transmutację do McGonagall? - spytał wspinając się po schodach na pierwsze piętro. Położyłam dłoń na barierce i sunęłam nią do góry.
-Jeszcze nie. Jest jeszcze kilka dni - przyznałam, a on kiwnął ze zrozumieniem głową. - A ty? - spytałam raczej z grzeczności.
-Właśnie idę pisać - obdarzył mnie pełnym uśmiechem. Wyglądał naprawdę miło i niegroźnie. Aż sama zdziwiłam się, że nie wywoływał u mnie spazmów związanych z naszywką domu Węża.
Stanęliśmy przed drzwiami do biblioteki, w których mnie przepuścił. Kiwnęłam głową z wdzięcznością i weszłam do środka.
-Idę poszukać książek na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami - powiedziałam już cichym tonem, żeby nie zdenerwować bibliotekarki. Ten kiwnął głową, a ja ruszyłam do znanej mi półki.
-Jeszcze jedno Joyce - mruknął Zabini, na co się odwróciłam na moment. - To jak dzisiaj dogadywałaś się z hipogryfem Hagrida było naprawdę ciekawe. Widać, że to lubisz - stwierdził cicho. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i zniknęłam za jednym z regałów idąc tylko sobie znaną drogą.
-Clementine Joyce, moja droga. Podejdź - powiedział wesoło nauczyciel, a ja zrobiłam o co prosił dosyć szybko. - Pewnie słyszałaś o Klubie Ślimaka, czyli moim pomyśle na poznawanie lepiej uczniów Hogwartu - dodał radosnym tonem. Kiwnęłam głową z grzeczności, bo nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Ukradkiem spojrzałam na Zabiniego, który był tak samo skołowany jak ja, ale mniej to okazywał.
-W takim razie zapraszam was oboje na spotkanie Klubu Ślimaka w najbliższy czwartek w moim gabinecie. Sprawicie mi wielką przyjemność, gdy przyjdziecie - stwierdził na koniec ściskając nam dłonie i odszedł ucieszony. Zabini odprowadził go wzrokiem do Wielkiej Sali i spojrzał na mnie.
-Czym do cholery jest Klub Ślimaka? - spytał zaskoczonym tonem. Prychnęłam lekko i wzruszyłam ramionami.
-Najwyraźniej dowiemy się w czwartek - stwierdziłam, na co zgodnie Zabini kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie lekko. Przygryzłam wargę i również uśmiechnęłam się delikatnie, tylko bardziej niezręcznie. - Muszę iść do biblioteki - mruknęłam, a Zabini lekko się ożywił.
-Zabawny zbieg okoliczności, umówiłem się tam z Draco - stwierdził i ruszył wolnym krokiem ku bibliotece. Westchnęłam ledwo zauważalnie i wyrównałam z nim krok.
-Zabawny - przyznałam cicho z niezbyt zadowoloną miną. Nie przepadaliśmy za sobą bardzo szczerze. Wiedziałam to od momentu, w którym zaczęliśmy rozmawiać będąc na pierwszym roku. Prawie każdy Ślizgon przechwalał się wtedy swoim czystokrwistym pochodzeniem i przynależnością do Slytherinu.
Szukali przyjaciół, jak twierdzili.
-Zrobiłaś już esej na transmutację do McGonagall? - spytał wspinając się po schodach na pierwsze piętro. Położyłam dłoń na barierce i sunęłam nią do góry.
-Jeszcze nie. Jest jeszcze kilka dni - przyznałam, a on kiwnął ze zrozumieniem głową. - A ty? - spytałam raczej z grzeczności.
-Właśnie idę pisać - obdarzył mnie pełnym uśmiechem. Wyglądał naprawdę miło i niegroźnie. Aż sama zdziwiłam się, że nie wywoływał u mnie spazmów związanych z naszywką domu Węża.
Stanęliśmy przed drzwiami do biblioteki, w których mnie przepuścił. Kiwnęłam głową z wdzięcznością i weszłam do środka.
-Idę poszukać książek na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami - powiedziałam już cichym tonem, żeby nie zdenerwować bibliotekarki. Ten kiwnął głową, a ja ruszyłam do znanej mi półki.
-Jeszcze jedno Joyce - mruknął Zabini, na co się odwróciłam na moment. - To jak dzisiaj dogadywałaś się z hipogryfem Hagrida było naprawdę ciekawe. Widać, że to lubisz - stwierdził cicho. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i zniknęłam za jednym z regałów idąc tylko sobie znaną drogą.
~~~
Spojrzałam na zielonookiego chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie w fotelu. Przysunęłam nogi do siebie.
-Na pewno wiesz, czym jest ten Klub Ślimaka? - spytałam cicho. Ten kiwnął głową i zwrócił wzrok na mnie z palącego się kominka.
-Kiedyś babcia mi opowiadała. Rodzice mieli wielu znajomych tam. Opowiadali babci - mruknął i delikatnie dotknął mojej dłoni. - Clem, on patrzy na ludzi w sposób materialistyczny. Miał za przyjaciela właściciela Miodowego Królestwa, bo wiedział kim może zostać w przyszłości - mruknął, a ja spojrzałam z lekkim politowaniem na niego.
-Nev, kochanie, będzie dobrze. Ja mam tylko Rasmusa, tylko z tego mogę być znana - odparłam cicho patrząc mu głęboko w oczy. Ten kiwnął niepewnie głową i pogładził mnie po dłoni.
-Będzie tam wielu Ślizgonów. Uważaj na siebie - wymamrotał, a ja zaśmiałam się lekko i również pogładziłam jego dłoń.
-Dramatyzujesz - odparłam zabawnie i dotknęłam lekko jego nosa. Ten westchnął i wrócił do pergaminu dzierżonego na kolanach. Ja zsunęłam jego dłoń ze swojej i zaczęłam się zastanawiać nad coraz milszym zachowaniem Zabiniego.
Czyżby szykowała się jakaś pułapka? Miałam się czegoś obawiać? Czy wręcz przeciwnie, nagle okazywał się lepszym człowiekiem?
W to ostatnie tak bardzo wątpiłam, ale z drugiej strony tak bardzo chciałam wierzyć. Zupełnie jak z Bartym Crouchem Juniorem. Niby okrutny morderca, ale w moim sercu dalej będzie sierotą, która pomagała mi się pozbierać z zadrapanych kolan.
Spojrzałam na mężczyznę siedzącego koło mnie. Jego zielone oczy wpatrywały się w pergamin oraz czasami z książkę leżącą na jednym z jego kolan. Tak bardzo nie chciałam, żeby coś mu się stało w jego domu. Tak bardzo mi na nim zależy. Był przy mnie w wielu dziwnych, okrutnych, bezsensownych chwilach. Jest najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Nigdy mnie nie oceniał, nigdy nie pisnął słowa o tym, jak głupim człowiekiem jestem. A jestem niesamowicie głupim człowiekiem. Dalej nie wiem, czemu on właściwie się ze mną zadaje. Nigdy nie chciałam wiedzieć. Bo gdyby się nad tym zastanowił, straciłabym go. Nie zasługuję na tak niesamowitego człowieka. Na Longbottoma.
Jego wzrok spoczął na moich lekko rozkojarzonych oczach.
-Clem, powinnaś iść spać. Odprowadzić cię? - spytał cicho. Kiwnęłam głową spokojnie, a on wstał zostawiając na fotelu pergamin oraz książkę. Wsunęłam rękę pod jego ramię. Nie wiedziałam, czemu jestem tak nagle zmęczona.
-Dlaczego mi pomagasz? - wymamrotałam cicho. Mój głos był zmęczony, ale dalej słyszałam w nim dużą nutę zaskoczenia całym zdarzeniem. Neville westchnął lekko i uśmiechnął się do mnie.
-Lubię cię. Niesamowicie cię lubię Clementine. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, odkąd pomogłaś mi znaleźć Teodore. Pewnie nawet nie wiesz jak było to dla mnie ważne - mruknął wspinając się po schodach do mojego dormitorium. - To tak jakbyś ty zgubiła Rasmusa, albo któregoś z bliźniaków Weasley - dodał, a ja zaśmiałam się lekko.
-To musiało być niesamowicie ważne wydarzenie - wymamrotałam, a ten kiwnął głową twierdząco. - W tamtym momencie poznałam niesamowitego człowieka, którego dzisiaj mogę nazywać przyjacielem, ale który może trochę nie ma racji co do Klubu Ślimaka. Zobaczę - obwieściłam otwierając drzwi do dormitorium. Zatrzymałam się w drzwiach.
Swój wzrok zwróciłam na Longbottoma. Jego wzrok był lekko zrezygnowany.
-Jeśli pozwoli nam kogoś przyprowadzić czuj się zaproszony. Nie tylko, żebyś się przekonał, że Slughorn może nie być takim okropnym człowiekiem, ale też żeby się trochę rozerwać - odparłam z uśmiechem. - Zasługujesz na to - dodałam, co spotkało się ze śmiechem Longbottoma.
-Za to cię kocham Joyce. Zawsze potrafisz mnie rozbawić - stwierdził i zaczął powoli schodzić po schodach.
-Neville - mruknęłam, na co na moment przystanął. - Zasługujesz na wiele. Nie wiem jak cię przekonać, ale po prostu mi uwierz. Clementine, twojej przyjaciółce - dodałam patrząc na tył jego głowy. Ten raz kiwnął głową i zaczął schodzić na dół po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi do dormitorium i westchnęłam głęboko.
Nigdy nie wiedziałam, czemu ma tak niską samoocenę, tak dziwnie do wszystkiego podchodzi. Wiedziałam o problemach z jego rodzicami, jednak nie wszystko to tłumaczyło.
Prawda?
~~~
Ja wiem, że ten rozdział pod koniec stał się nagle zadziwiająco czuły i chaotyczny, ale proszę nie winić mnie, a butelkę czerwonego półsłodkiego wina. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.
-Nev, kochanie, będzie dobrze. Ja mam tylko Rasmusa, tylko z tego mogę być znana - odparłam cicho patrząc mu głęboko w oczy. Ten kiwnął niepewnie głową i pogładził mnie po dłoni.
-Będzie tam wielu Ślizgonów. Uważaj na siebie - wymamrotał, a ja zaśmiałam się lekko i również pogładziłam jego dłoń.
-Dramatyzujesz - odparłam zabawnie i dotknęłam lekko jego nosa. Ten westchnął i wrócił do pergaminu dzierżonego na kolanach. Ja zsunęłam jego dłoń ze swojej i zaczęłam się zastanawiać nad coraz milszym zachowaniem Zabiniego.
Czyżby szykowała się jakaś pułapka? Miałam się czegoś obawiać? Czy wręcz przeciwnie, nagle okazywał się lepszym człowiekiem?
W to ostatnie tak bardzo wątpiłam, ale z drugiej strony tak bardzo chciałam wierzyć. Zupełnie jak z Bartym Crouchem Juniorem. Niby okrutny morderca, ale w moim sercu dalej będzie sierotą, która pomagała mi się pozbierać z zadrapanych kolan.
Spojrzałam na mężczyznę siedzącego koło mnie. Jego zielone oczy wpatrywały się w pergamin oraz czasami z książkę leżącą na jednym z jego kolan. Tak bardzo nie chciałam, żeby coś mu się stało w jego domu. Tak bardzo mi na nim zależy. Był przy mnie w wielu dziwnych, okrutnych, bezsensownych chwilach. Jest najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Nigdy mnie nie oceniał, nigdy nie pisnął słowa o tym, jak głupim człowiekiem jestem. A jestem niesamowicie głupim człowiekiem. Dalej nie wiem, czemu on właściwie się ze mną zadaje. Nigdy nie chciałam wiedzieć. Bo gdyby się nad tym zastanowił, straciłabym go. Nie zasługuję na tak niesamowitego człowieka. Na Longbottoma.
Jego wzrok spoczął na moich lekko rozkojarzonych oczach.
-Clem, powinnaś iść spać. Odprowadzić cię? - spytał cicho. Kiwnęłam głową spokojnie, a on wstał zostawiając na fotelu pergamin oraz książkę. Wsunęłam rękę pod jego ramię. Nie wiedziałam, czemu jestem tak nagle zmęczona.
-Dlaczego mi pomagasz? - wymamrotałam cicho. Mój głos był zmęczony, ale dalej słyszałam w nim dużą nutę zaskoczenia całym zdarzeniem. Neville westchnął lekko i uśmiechnął się do mnie.
-Lubię cię. Niesamowicie cię lubię Clementine. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, odkąd pomogłaś mi znaleźć Teodore. Pewnie nawet nie wiesz jak było to dla mnie ważne - mruknął wspinając się po schodach do mojego dormitorium. - To tak jakbyś ty zgubiła Rasmusa, albo któregoś z bliźniaków Weasley - dodał, a ja zaśmiałam się lekko.
-To musiało być niesamowicie ważne wydarzenie - wymamrotałam, a ten kiwnął głową twierdząco. - W tamtym momencie poznałam niesamowitego człowieka, którego dzisiaj mogę nazywać przyjacielem, ale który może trochę nie ma racji co do Klubu Ślimaka. Zobaczę - obwieściłam otwierając drzwi do dormitorium. Zatrzymałam się w drzwiach.
Swój wzrok zwróciłam na Longbottoma. Jego wzrok był lekko zrezygnowany.
-Jeśli pozwoli nam kogoś przyprowadzić czuj się zaproszony. Nie tylko, żebyś się przekonał, że Slughorn może nie być takim okropnym człowiekiem, ale też żeby się trochę rozerwać - odparłam z uśmiechem. - Zasługujesz na to - dodałam, co spotkało się ze śmiechem Longbottoma.
-Za to cię kocham Joyce. Zawsze potrafisz mnie rozbawić - stwierdził i zaczął powoli schodzić po schodach.
-Neville - mruknęłam, na co na moment przystanął. - Zasługujesz na wiele. Nie wiem jak cię przekonać, ale po prostu mi uwierz. Clementine, twojej przyjaciółce - dodałam patrząc na tył jego głowy. Ten raz kiwnął głową i zaczął schodzić na dół po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi do dormitorium i westchnęłam głęboko.
Nigdy nie wiedziałam, czemu ma tak niską samoocenę, tak dziwnie do wszystkiego podchodzi. Wiedziałam o problemach z jego rodzicami, jednak nie wszystko to tłumaczyło.
Prawda?
~~~
Ja wiem, że ten rozdział pod koniec stał się nagle zadziwiająco czuły i chaotyczny, ale proszę nie winić mnie, a butelkę czerwonego półsłodkiego wina. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.