-Zaraz przyjdę na obiad, tylko to rzucę do dormitorium – zapewniłam z uśmiechem i potruchtałam na górę do Wieży Gryffońskiej. Weszłam po schodach do własnego dormitorium, a kartki wypadły mi z rąk na samym progu. Przeklęłam pod nosem i zaczęłam je zbierać.
-Damie nie przystoi takie słownictwo – usłyszałam senny głos dochodzący ze strony mojego łóżka. Wzniosłam głowę prędko ujmując różdżkę w dłoń. Wymierzyłam ją dokładnie w sam środek czaszki przeciwnika. Barty uniósł dłonie nad głowę.
-Co ty tu robisz? – mruknęłam opuszczając różdżkę. – Ktoś mógł cię zobaczyć – dodałam złym tonem.
-Chciałem cię zobaczyć i może dokończyć to co zaczęliśmy w łazience – stwierdził z okropnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zmarszczyłam brwi.
-Nic nie będziemy dokańczać – mruknęłam oburzona. Teraz to Barty zmarszczył brwi. Usiadł na moim łóżku.
-Chyba nie rozumiem. Tam zdawałaś się taka przekonana. Co się stało? Czy to przez Zabiniego? Nagle zaczęło ci na nim zależeć? – spytał, a z każdym słowem jego ton był coraz mniej miły. Dalej ściskałam różdżkę w dłoni na wszelki wypadek.
-Przestań – poprosiłam odsuwając się w stronę drzwi. – Idź stąd – dodałam spokojniej. Kolor twarzy Croucha powoli przypominał odcień włosów bliźniaków. Powoli podnosiłam różdżkę w jego stronę, bo co moment się przybliżał do mnie.
-Jesteś skończoną idiotką – warknął, po czym zniknął w kłębach czarnej mgły. Oparłam się o drzwi i zjechałam po nich plecami z bezsilności. Przetarłam oczy, żeby nie było widać w nich łez. Pozbierałam resztę kartek i wyszłam z dormitorium. Ruszyłam na dół nawet nie patrząc na to, kto siedzi na fotelach czy kanapie. Wyszłam z Pokoju Wspólnego i ruszyłam po schodach do Lochów. Weszłam za jakimiś Ślizgonkami do środka. Nie obchodziło mnie co oni sobie wszyscy o mnie myślą. Omiotłam tylko pokój za Zabinim, którego tam nie było. Wspięłam się po schodach i zapukałam do ich dormitorium.
-Proszę – odezwał się ze środka głos Malfoya. Otworzyłam drzwi. Flint i Malfoy siedzieli każdy na swoim łóżku i o czymś gadali. Tylko Zabini leżał, ale kiedy mnie zobaczył usiadł.
-Nie przeszkadzam? – spytałam cicho, a Blaise szybko zaprzeczył ruchem głowy. Podeszłam do jego łóżka i położyłam się koło niego. Ten oparł się o poduszki i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego bok zamykając oczy. Nie chciałam siedzieć w swoim dormitorium sama. Nie chciałam, żeby wrócił. Żeby go nakryli i zabrali do Azkabanu. Z drugiej strony nie chciałam mieć z Crouchem nic wspólnego. Kompletnie nic.
Usta Zabiniego dotknęły mojego czoła, gdy Flint i Malfoy kontynuowali rozmowę o Quidditchu. Uśmiechnęłam się blado. Czułam się tak dobrze w jego ramionach. Starałam się jednak nie zapominać dlaczego jesteśmy tak blisko. Dalej to tylko przedstawienie. Ale równie dobrze mógł mnie wyrzucić, albo powiedzieć, że przeszkadzam.
Nie zrobił tego. Nigdy mnie nie odrzucił jak do tej pory. Tak bardzo nie chciałam tego niczym burzyć. Tak dobre mieliśmy relacje, mimo że jeszcze niedawno nienawidziliśmy się tak mocno, że trudno było rozstrzygnąć kto kogo bardziej.
Z tego wszystkiego nawet nie wiem kiedy usnęłam oparta o klatkę piersiową Zabiniego.
~perspektywa
Zabiniego~
Do pokoju rozległo się pukanie.
-Proszę – mruknął Draco. Drzwi do dormitorium uchyliły się ukazując Emmie. Widać było, że coś złego się stało. Miała lekko zaczerwienione oczy. Płakała?
-Nie przeszkadzam? – spytała cicho, a ja usiadłem na łóżku i zaprzeczyłem ruchem głowy. Ona podeszła do mojego łóżka i położyła się koło mnie. Objąłem jej ciało ramieniem i zacząłem gładzić po plecach.
-Następny mecz naprawdę musimy wygrać. Żeby nie było jak w tamtym roku, że zaczęliśmy dobrze, a potem Gryffoni nas wyprzedzili – mruknął Flint, na co pokiwał twierdząco głową Malfoy.
-To wszystko przez Pottera – przyznałem, a oni spojrzeli na mnie. – Gdyby nie on nie mieliby nic. Nie potrafiliby nawet odbić piłki. Może poza Weasleyami - dodałem.
-Okej, ale w tym roku nie ma bliźniaków – zauważył Draco. Kiwnąłem głową i nachyliłem się nad czołem Emmie. Pocałowałem je lekko.
-To lepiej dla nas – przyznał Flint. Spojrzał najpierw na zegarek, potem na Draco. – Blaise, my idziemy na kolację. Przynieść wam coś? – spytał patrząc na Emmie, która zasnęła. Kiwnąłem głową twierdząco.
-Byłbym wdzięczny – stwierdziłem, a ci wyszli z dormitorium.
Spojrzałem na Gryffonkę i westchnąłem lekko. Czemu ta piwnooka dziewczyna zaczęła dla mnie tyle znaczyć? Czemu czuję się przy niej tak niesamowicie dobrze? Dlaczego mi zależy na tym, żeby była szczęśliwa?
Wzniosłem wzrok na sufit i podrapałem się po nosie. Przytuliłem ją do siebie mocniej. Nie mogłem teraz jej powiedzieć czegoś głupiego. Nie spotykamy się naprawdę. Tutaj chodzi o Pansy. Ale czy Parkinson dalej mi się tak podoba jak kiedyś?
Zdecydowanie nie. Teraz czułem o wiele większą więź z Emmie. Ale ona dalej udawała. Dalej pamiętała o zakładzie. Prawda?
To normalne, że przyszła do mnie, po prostu się przytuliła. Czyżby?
Już nie wiedziałem, co o tym myśleć. Zamknąłem oczy i westchnąłem po raz ostatni zanim drzwi do dormitorium się nie otwarły.
~perspektywa
Clementine~
Obudziłam się mocno wciśnięta w ciało Zabiniego. Uśmiechnęłam się lekko, gdy spojrzałam w dół, a nasze ciała były przykryte kołdrą. Musiał to zrobić Blaise. Rozglądnęłam się po pokoju. Malfoy i Flint już spali. Za oknem było cholernie ciemno. Zwróciłam wzrok na Zabiniego. Położyłam dłoń na jego twarzy.
-Blaise – wymamrotałam cicho i pogładziłam go po twarzy. Zabini uchylił powieki i widząc mnie uśmiechnął się lekko. – Powinnam się zbierać – dodałam, a ten zaprzeczył automatycznie zaprzeczył ruchem głowy.
-Zostań – poprosił cicho. – Prefekci teraz chodzą po korytarzach. Nie chciałbym, żebyś przeze mnie miała kłopoty – dodał z głupim uśmiechem na twarzy. Kiwnęłam głową lekko.
-Myślisz o wszystkim – przyznałam rozbawiona. Zabini pocałował mnie w czoło i spojrzał mi w oczy. W zakamarkach jego brązowych tęczówek kryła się bursztynowa poświata, którą dopiero teraz zauważyłam.
-Jeśli już tu śpisz to przydałyby się piżamy – stwierdził rozumnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Zabini wysunął się spod kołdry i podszedł do szafy. Usiadłam na jego łóżku i patrzyłam na to co robi. Wyciągnął jakiś ciemny komplet z jednej z szuflad i podął mi górę sam zostając z dołem. Spojrzałam na niego, a on zasłonił oczy dłońmi zostawiając lekkie szpary między palcami. Dokładnie tak jak się ogląda straszne filmy, albo sceny seksu przy rodzicach. Pokręciłam głową z politowaniem i wstałam odwracając się do niego plecami. Zsunęłam z siebie sweter i spodnie. Wsunęłam się w jego koszulkę do spania. Dotknęłam gładkiego materiału przylegającego do mojego ciała. Jedwab?
-Dziękuję – powiedziałam odwracając się. O mało nie wpadłam na Zabiniego stojącego tuż za mną w samym dole piżamy. Na jego twarzy widziałam ten sam głupi uśmiech co chwilę wcześniej. Spuściłam wzrok na jego łóżko i wsunęłam się pod kołdrę. Zaraz pojawił się koło mnie Blaise. Objął mnie ramieniem i spojrzał w oczy.
-Emmie? – mruknął kładąc dłoń na moim policzku. – Czemu, gdy tutaj przyszłaś wyglądałaś jakbyś płakała? – spytał, a ja mechanicznie westchnęłam i zwróciłam wzrok na sufit.
-To długa historia – przyznałam cicho. Ten pogładził mnie po plecach lekko i pocałował jeszcze raz w czoło.
-Mamy czas – wymamrotał spokojnym głosem.
Kiwnęłam głową i zaczęłam opowiadać. Od samego początku. Skąd znam Bartyego. Jak jest on dla mnie ważny. Raczej jak był dla mnie ważny.
O spotkaniu go u Longbottomów. O plastrach. O pocałunkach. O dzisiejszym krzyku. O okropnym uczuciu pustki, która zostaje mi po każdym spotkaniu z nim. O tęsknocie za starym Crouchem Juniorem.
-Nie wiedziałem – szepnął zaskoczony Zabini, gdy tylko skończyłam historię. Uśmiechnęłam się blado kiwając głową lekko.
-Wybacz, że cię tym męczę – odparłam, a Blaise prawie się zapowietrzył w złości. Oparł się na rękach i spojrzał na mnie z góry.
-Nie waż się więcej w ten sposób myśleć. Nawet nie wiesz jak cholernie się cieszę, że mi to powiedziałaś – wymamrotał strofującym tonem. W momencie jego twarz znowu wyrażała spokój. – Zależy mi na tobie – dodał ledwo słyszalnie. Oboje na chwilę zamarliśmy.
Zależy mi na tobie. Zależy mi na tobie. Zależy mi na tobie… Blaise’owi zależy… Na mnie.
Podniosłam się delikatnie z łóżka i musnęłam jego usta swoimi. Z początku wyczułam z jego strony zdziwienie, ale zaraz potem zniżył się lekko, bym mogła położyć głowę na poduszce. Położyłam dłoń na jego policzku, a druga wylądowała na jego plecach. Blaise położył jedną ze swoich dłoni na moim brzuchu i rozpiął jeden z guzików koszuli. Wsunął tam swoją dłoń i dotknął mojego nagiego brzucha. Poczułam uśmiech na swoich ustach. Położyłam drugą dłoń na plecach i zsunęłam obie na jego lędźwie. Jego usta zsunęły się na moją szyję. Odchyliłam lekko głowę do tyłu. Blaise wzniósł wzrok znad mojej szyi i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się delikatnie. Oparłam się na rękach i zaśmiałam się cicho.
-Clementine Joyce, jesteś niemożliwa – stwierdził i położył się koło mnie rozbawiony. Objął mnie ramieniem i pocałował w nos.
-Blaise Zabini, najmężniejszy ze Slytherinu. Ten co nienawidzi Gryffindoru. Co ty robisz w łóżku z Gryffonką? – spytałam z uśmiechem. Zabini położył dłoń na moim policzku i pogładził go delikatnie.
-Spędzam czas z niesamowitą kobietą, która pokazała mi, że Gryffindor nie jest wcale taki zły, jak go malują – odparł cicho, a ja położyłam moją dłoń na jego. Widziałam na raz tyle uczuć w jego oczach. Widziałam dokładnie tego chłopaka, który podał mi moje zasuszone kłosy lawendy, które wypadły z książki w pociągu.
Wtedy kompletnie nic nie wiedziałam. Chciałabym wtedy wiedzieć, że to wszystko doprowadzi do tego momentu. Że jedna książka, jedna głupia prośba rozpocznie rozdział, który tak wiele będzie dla mnie znaczył.
~~~
Ten rozdział chyba najprościej mi się pisało, mimo że jest dosyć basic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz