-Jak się czujecie? - spytałam cicho patrząc na przyjaciela. Luna zwróciła na mnie wzrok i uśmiechnęła się lekko.
-Nie jest najgorzej. Szkoda tylko dyrektora - mruknęła, a ja kiwnęłam głową. Malfoy zsunął buty i położył głowę na moich udach. Przykryłam go jego płaszczem, który powiesił przy wejściu i pogładziłam po głowie.
Nie wiedziałam czy ktoś po mnie przyjedzie na dworzec. Czy chcę kogoś narażać przez wyjście z domu. W tym momencie kompletnie nic nie wiedziałam.
Podróż do Londynu przebiegła w ciszy. Nikt nie chciał się odzywać. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
Na dworcu pożegnałam się z Longbottomem i Luną. Draco szedł za mną nieprzytomny. Rozglądnęłam się po dworcu. W końcu ujrzałam rudą czuprynę Freda.
-Draco, skarbie, jeśli tylko będziesz chciał to przychodź do mnie. Do trzeciego tygodnia lipca na pewno będę, tylko pamiętaj o sowach - poprosiłam patrząc w jego nieobecne oczy. Malfoy wzniósł je na moją osobę i kiwnął głową.
-Do zobaczenia - wyszeptał i mocno mnie przytulił. Pogładziłam go po plecach lekko. Kiedy się odsunął zniknął szybko w tłumie, a ja ruszyłam ku Fredowi. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z lekko sztucznym uśmiechem. Kiwnęłam głową i przytuliłam go lekko.
-Rasmus nie mógł przyjechać? - spytałam spokojnie. Weasley tylko potwierdził ruchem głowy. Wsiadłam do samochodu i zaczęliśmy jechać.
-Słyszałem o Albusie - powiedział cicho chłopak. Starałam się jak mogłam, żeby powstrzymać się przed ryknięciem płaczem. Nie dawałam rady.
-Fred - wyszeptałam i chrząknęłam. - Zawieź mnie do domu, proszę - dodałam jeszcze ciszej, a ten kiwnął głową i dojechaliśmy w ciszy.
O tej porze jeszcze nikogo w domu nie było. Weasley wniósł mój kufer na górę i ustawił go w pokoju. Usiadłam na łóżku.
-Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytał cicho, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Byłam na skraju wrzasku i łkania. Tak bardzo chciałam, żeby wyszedł. Co też zrobił, a w momencie, gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych ryknęłam płaczem. Nie potrafiłam się opanować, puściły wszystkie tamy.
wodospad łez
Starałam się utrzymywać emocje na wodzy przy bracie i tacie. Nie chciałam ich obarczać kolejnymi okropnymi rzeczami. Tata już miał problemy w pracy, a Ras coraz mniej czasu spędzał w sklepie. Wcześniej go zamykali, bo bali się, że coś może im się stać.
Nadeszła sobota. Stanęłam przed lodówką w celu wybrania czy chcę sok pomarańczowy, czy jednak wodę. W okno zastukała sowa. Podeszłam do niej i wpuściłam do środka. Zabrałam mały świstek papieru z jej nóżki. Na karteczce naklejony był zielony smok. Odwróciłam ją i napisałam ołówkiem leżącym na szafce 'Zapraszam'.
Pół godziny później w moich progach pojawił się najbardziej pożądany Ślizgon wśród piątego i szóstego roku. Uśmiechnęłam się lekko do Draco.
-Nie przeszkadzam? - spytał trochę zestresowany. Zaprzeczyłam ruchem głowy, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć w drzwiach salonu stanął Rasmus.
-Co on tu robi? - spytał złym tonem. Mina Draco zmieniła się na trochę przestraszoną. Spojrzałam na brata.
-Przyszedł mnie odwiedzić - odparłam i machnęłam do Malfoya, żeby szedł za mną.
-Clementine Joyce, do jasnej cholery, on jest jednym z nich - warknął Ras. Nie zatrzymałam się ani na sekundę wchodząc ze Smokiem po schodach.
-Czepiaj się swoich znajomych, nie moich - mruknęłam i zamknęłam za nami drzwi mojego pokoju. Spojrzałam na Draco i mocno go do siebie przytuliłam. Tak bardzo cieszyłam się, że nic mu nie jest. Że żyje.
Malfoy oplótł swoje ręce wokół mnie i czułam, że moje ramię zaczyna być mokre. Sama również zaczęłam płakać. W końcu znalazł się ktoś kto rozumiał chociaż trochę mój ból. Nie wszyscy znali ludzi po tamtej stronie. Nie wszyscy kochali ludzi po tamtej stronie.
-Emmie, jestem tym wszystkim taki zmęczony. Nie mogę spać po nocach - wyszeptał w moje ramię. Pogładziłam go po plecach.
-Prześpij się chwilę u mnie. Obudzę cię za jakiś czas, przed 18 - powiedziałam spokojnie, a ten spojrzał na mnie z wyraźną ulgą na twarzy. Pocałował mnie w czoło lekko i zsuwając z siebie spodnie wpakował mi się do łóżka. Uśmiechnęłam się lekko.
-Blaise pytał się czy też może przyjść - wymamrotał cicho. Spojrzałam na niego i zaprzeczyłam z bólem głową.
-J-Ja... Wyjaśnię mu to - mruknęłam cicho, a Draco kiwnął głową. Nie minął moment, a Malfoy spał jak małe dziecko pochrapując czasami. Ujęłam kartkę i długopis.
'Drogi Blaise,
Piszę, aby spytać co u ciebie? Co u twojej mamy?
Mam nadzieję, że cała akcja skończyła się dobrze. Pozdrów ją ode mnie.
Za niedługo będę jechać do Nory, bo tam ma być Wesele Billa i Fleur.
Na które zresztą mieliśmy iść razem . Może przeżyję towarzystwo brata. Może go nie uduszę.
Ja nie jestem w tym gorsza, dlatego proszę cię, abyś zajął się Draco, a Draco tobą.
Obaj jesteście bardzo odważnymi i dobrymi mężczyznami. Dacie sobie radę.'
Moja ręka na moment odmówiła posłuszeństwa, tak jak zresztą oczy, które zaszły mi łzami.
'Brakuje mi ciebie Blaise. Brakuje wspólnego śmiechu. Wspólnego płaczu.'
Twoich oczu wpatrzonych we mnie.
Twoich ust wciśniętych mocno w moje.
Twoich rąk przytulających mnie mocno do siebie.
Twojego uśmiechu dodającego mi otuchy.
'Ale sam wiesz, że gdybyś się tu pojawił twoja ostatnia wola,
czyli moja bezwzględność - tego by nie było.
Będziemy się mam nadzieję, za jakiś czas widzieć.
Ściskam, Clementine.'
Zgięłam kartkę i westchnęłam głęboko. Kontynuowałam czytanie książki. Drzwi na moment się otworzyły i zaglądnął do środka Rasmus. Wsadziłam zakładkę w książkę i położyłam ją na łóżku. Wyszłam przed pokój zamykając cicho drzwi.
-Jesteś bardzo nieodpowiedzialna - powiedział Rasmus. Zmarszczyłam brwi lekko.
-Jestem dobrą przyjaciółką. To on i Blaise byli dla mnie w Hogwarcie oparciem. Wiedzieli co mówić, kiedy przytulić, kiedy płakać ze mną. Teraz nie wymieniamy ze sobą żadnych istotnych informacji. Nie wiem co planuje Czarny Pan, a Draco nie ma pojęcia co się dzieje tutaj. Dlaczego mielibyśmy zdradzać swoje obozy, skoro Draco może za to umrzeć, a ja nie będę na nic naciskać - odparłam patrząc mu w oczy.
-Ufam ci - stwierdził Ras i zszedł na dół do kuchni. Westchnęłam głęboko i weszłam znowu do swojego pokoju.
Dokładnie tydzień później sowa Draco znowu zawitała w moim oknie. Znowu odpisałam 'Zapraszam'. Tym razem Rasmus nie miał nic do powiedzenia. Nie wyszedł nawet z pokoju.
-Jak się czujesz? - spytałam, gdy już siedzieliśmy z Malfoyem u mnie w pokoju.Ten usiadł na łóżku i spojrzał na mnie.
-Źle - powiedział szczerze. - Ale niesamowicie się cieszę, że mogłem cię zobaczyć - dodał i uśmiechnął się. Dawno nie widziałam tego grymasu na jego twarzy. Ja również się lekko uśmiechnęłam.
-Jeśli chcesz to idź spać, nie ma problemu - mruknęłam, a ten spojrzał na mnie z ulgą w oczach i zsunął z siebie spodnie. Usiadł na łóżku.
-Mam dla ciebie coś od Zabiniego - powiedział cicho, a ja usiadłam obok niego na łóżku. Wsunął się pod kołdrę i wyciągnął z kieszeni koszuli jakąś kartkę.
-Dziękuję - odparłam ujmując ją. Położyłam rękę na głowie Draco, a on jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zasnął w momencie. Sama wsunęłam nogi pod kołdrę. Otworzyłam delikatnie kartkę. Była zapisana zawijasami Zabiniego. Otarłam oczy z łez, żeby widzieć litery.
'Droga Clementine,
Z mamą wszystko w porządku. Bardzo ci dziękuje, że opiekowałaś się jej niezdarnym,
nieobliczalnym (jej słowa), ale jakże słodkim (już nie jej) synem.'
Uśmiechnęłam się wesoło do kartki. Pierwszy raz od tak długiego czasu naprawdę miałam maleńki powód do radości. Otarłam jeszcze raz łzy.
'Masz się dobrze bawić na weselu. Nie za dużo pić, to zarezerwuj na kiedyś, ale dobrze bawić.
Staram się dbać o Draco, ale ten zidiociały kretyn jest skretyniałym idiotą.
Mimo to dajemy sobie radę i o nas się nie musisz martwić. Znajdź kogoś, kto o ciebie będzie dbał.
Em, rozumiem, dlaczego mnie teraz u ciebie nie ma i bardzo szanuję twoją decyzję.
Bardzo mi ciebie brakuje. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Całuję, Blaise.'
Przeczytałam ten list jeszcze kilka razy. Nie chciałam więcej czytać. Nie chciałam mieć problemu. Schowałam go do kieszeni spodni. Czułam, że przez długi czas będzie ze mną chodził. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że aż tak długo.
Nadszedł dzień przewożenia Harry'ego do Nory. Wszyscy mieli w tym uczestniczyć. Było nas 16 osób. Każdy miał swoją parę i jedna osoba z pary musiała zamienić się w Pottera. Do mnie przypadł mój brat, Rasmus. Hermiona rozdała fiolki z eliksirem wielosokowym.
-Uważajcie na siebie - poprosił Remus, z którym leciał George. Wszyscy kiwnęli głowami znając plan na pamięć. Ruszyliśmy spokojnie, niektórzy na miotłach, inni na Testrelach. Nawet motocykl Syriusza zagrał tu jakąś rolę.
Najpierw było spokojnie. Każdy leciał swoją drogą. Nikt nikomu nie zawadzał. Wtedy zaczęło się w powietrzu roić od Śmierciożerców. Wszyscy strzelali na ślepo zaklęciami, które miały ogłuszać. Przynajmniej te nasze. Ich były śmiertelne. Wszystko skończyło się szybko, widziałam tylko upadającą klatkę z Hedwigą, ktoś spadł z miotły. W tym szale nikt nie wiedział kto.
Zaczęliśmy patrzeć na rany dopiero pod Norą. A raczej w Norze.
-Moody nie żyje - usłyszałam zaraz po wejściu przez drzwi frontowe. Głos Hagrida był donośny. Moment po tym na ziemi wylądował George, który powoli wracał do swojej formy i Remus.
-Szybko, zwolnijcie kanapę - krzyczał Lupin. Po twarzy Weasleya leciała krew. Rasmus poleciał szybko za nimi i usilnie starał się pomóc Lupinowi odratować to co zostało z ucha chłopaka.
Gdy tylko Fred wylądował na ziemi, pognał do bliźniaka. Molly siedziała przy synu i starała się jak najbardziej załagodzić rany.
-Co z nim? - Artur upadł na kolana przed George'm, a Fred nie mógł wydusić ani jednego słowa. George poruszył się lekko.
-Jak się czujesz, Georgie? - szepnęła Molly. George pomacał sobie głowę.
-Jak uduchowiony - wymamrotał chłopak.
-Co mu się stało? - wychrypiał Fred z przerażoną miną. - Mózg ma uszkodzony?
-Jak uduchowiony - powtórzył George, otwierając oczy i patrząc na bliźniaka. - Widzisz... Jestem trochę uduchowiony, ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Molly zaszlochała głośno starając się wycierać dalej krew z chłopaka. Twarz Freda odzyskała zwyklejszą barwę.
-To żałosne - powiedział Fred. - Naprawdę żałosne. Jest tyle dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym uduchowionym?
-Mamo - powiedział George do płaczącej Molly. - Teraz będzie ci już łatwiej nas odróżnić - dodał i nawet ja się lekko uśmiechnęłam.
Nawet w obliczu takiej tragedii nie tracili humoru. Byłam niesamowicie wdzięczna za istnienie tej dwójki. Niesamowicie.
~~~
I jest kolejny. Pozdrawiam.
-Uważajcie na siebie - poprosił Remus, z którym leciał George. Wszyscy kiwnęli głowami znając plan na pamięć. Ruszyliśmy spokojnie, niektórzy na miotłach, inni na Testrelach. Nawet motocykl Syriusza zagrał tu jakąś rolę.
Najpierw było spokojnie. Każdy leciał swoją drogą. Nikt nikomu nie zawadzał. Wtedy zaczęło się w powietrzu roić od Śmierciożerców. Wszyscy strzelali na ślepo zaklęciami, które miały ogłuszać. Przynajmniej te nasze. Ich były śmiertelne. Wszystko skończyło się szybko, widziałam tylko upadającą klatkę z Hedwigą, ktoś spadł z miotły. W tym szale nikt nie wiedział kto.
Zaczęliśmy patrzeć na rany dopiero pod Norą. A raczej w Norze.
-Moody nie żyje - usłyszałam zaraz po wejściu przez drzwi frontowe. Głos Hagrida był donośny. Moment po tym na ziemi wylądował George, który powoli wracał do swojej formy i Remus.
-Szybko, zwolnijcie kanapę - krzyczał Lupin. Po twarzy Weasleya leciała krew. Rasmus poleciał szybko za nimi i usilnie starał się pomóc Lupinowi odratować to co zostało z ucha chłopaka.
Gdy tylko Fred wylądował na ziemi, pognał do bliźniaka. Molly siedziała przy synu i starała się jak najbardziej załagodzić rany.
-Co z nim? - Artur upadł na kolana przed George'm, a Fred nie mógł wydusić ani jednego słowa. George poruszył się lekko.
-Jak się czujesz, Georgie? - szepnęła Molly. George pomacał sobie głowę.
-Jak uduchowiony - wymamrotał chłopak.
-Co mu się stało? - wychrypiał Fred z przerażoną miną. - Mózg ma uszkodzony?
-Jak uduchowiony - powtórzył George, otwierając oczy i patrząc na bliźniaka. - Widzisz... Jestem trochę uduchowiony, ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Molly zaszlochała głośno starając się wycierać dalej krew z chłopaka. Twarz Freda odzyskała zwyklejszą barwę.
-To żałosne - powiedział Fred. - Naprawdę żałosne. Jest tyle dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym uduchowionym?
-Mamo - powiedział George do płaczącej Molly. - Teraz będzie ci już łatwiej nas odróżnić - dodał i nawet ja się lekko uśmiechnęłam.
Nawet w obliczu takiej tragedii nie tracili humoru. Byłam niesamowicie wdzięczna za istnienie tej dwójki. Niesamowicie.
~~~
I jest kolejny. Pozdrawiam.
Bardzo podoba mi się fakt, że Emm tak wspiera Draco mimo wszystko. Jak się nim opiekuje, jak dotrzymuje słowa danego Blaise'owi. Jak oni wszyscy dotrzymują swojego słowa wtedy w dormitorium. To piękne.
OdpowiedzUsuńI jestem niezmiernie szczęśliwa że miał miejsce ten piękny żart o uchu ❤️
B.