piątek, 8 czerwca 2018

Rozdział 1

Wstałam z łóżka i przeczesałam dłońmi włosy. Podeszłam do drzwi i zaczęłam schodzić po schodach z ciemnego drewna. Ruszyłam w stronę jasnego pokoju, z którego dochodził zapach kawy.
Wsunęłam głowę do kuchni. Przy blacie stał wysoki czarnowłosy chłopak. Uśmiechał się do kanapki z szynką, podczas robienia dwóch innych. Szary kardigan idealnie przylegał do jego ciała, ale wyglądał zadziwiająco dobrze. Jeszcze u nikogo kardigan nie wyglądał tak świetnie, jak u niego. Nikt nie był na tyle szalony, żeby paradować w kardiganie.
-Całe życie byłam pewna, że jesteś socjopatą. Sam przeczyłeś, ale to jak patrzysz na tą kanapkę mnie przeraża - stwierdziłam wchodząc do kuchni już normalnie. Neville spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami pełnymi zdziwienia.
-Emmy, pytałem czy chcesz iść ze mną, to zaprzeczyłaś, a teraz mi robisz wyrzuty, bo robienie kanapek sprawia mi przyjemność - zaśmiał się wesoło. Uśmiechnęłam się do chłopaka radośnie i usiadłam na jednym z krzeseł ustawionych przy wyspie na środku kuchni. Oparłam łokcie o marmurowy blat, a palce u stóp o szafki z ciemnego drewna. Longbottom postawił przed moją twarzą zielony talerz, na którym leżało kilka kanapek. Sam podsunął sobie do mnie srebrne krzesło i ujął jedną z nich.
-Wiem Nev, po prostu kocham cię drażnić - stwierdziłam radośnie. Ten tylko kiwnął głową z politowaniem wkładając sobie kanapkę do ust.
Spojrzałam w okno, za którym rozciągał się widok na tył podwórka. Kilka rzędów kwiatów, zazwyczaj różowych lub białych. Trzy jabłonie i kilka krzewów truskawek. Babcia Neville'a bardzo dbała o to miejsce. Było jej oczkiem w głowie. Ja i Longbottom pomagaliśmy jej tam kiedy tylko mogliśmy lub byliśmy dostępni. Fakt faktem przez większość roku siedzieliśmy w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, gdzie idealnie udawaliśmy, że jednak się tam nadajemy i wcale nie mamy dość niektórych wykładowców, jak Nietoperz, który od samego początku nie lubił Longbottoma.
Mówiąc szczerze nie wiedziałam czemu mógł go nie lubić. Wiedziałam, że Neville bywał zapominalski, dziwny czy fajtłapowaty, ale kiedy tylko mógł przykładał się do swojej nauki, pracy. Mimo tej całej okropnej otoczki był złotym człowiekiem. Nawet nie wiedziałam, że przez te pięć lat znajomości tak bardzo się zżyjemy.
Pamiętam przecież jakby to było wczoraj, jak Granger łaziła po Hogwart Expressie w poszukiwaniu Teodory, która jakimś magicznym sposobem znalazła się w przedziale razem ze mną, bliźniakami Weasley i moim starszym bratem, Rasmusem. Usiadła grzecznie przy moim udzie i została tam, aż do momentu przyjścia Neville'a.
-Clementine Joyce, bardzo mi miło - powiedziałam wesoło wystawiając do niego swoją małą dłoń. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony swoimi wielkimi zielonymi oczami. Ujął moją dłoń i lekko nia potrząsnął.
-Neville Longbottom. Słyszałem, że jest tu moja ropucha Teodora - stwierdził cicho. Ja kiwnęłam głową ochoczo. Wskazałam ręką na zwierzę koło mojej nogi. Wtedy pierwszy raz ujrzałam uśmiech na jego twarzy. Rasmus do tej pory śmieje się z tej chwili. Miał gdzieś dziewczynę, ale na widok ropuchy prawie przewrócił się ze szczęścia. - Dziękuję - powiedział z większą pewnością w głosie i zabrał Teodorę. Ruszył do drzwi z przedziału, ale na moment się zatrzymał i spojrzał na mnie wesoło. Wrócił się i wyciągnął do mnie dłoń z czymś co wyciągnął z kieszeni. Podałam mu rozłożoną dłoń, na której on położył Czekoladową Żabę. Potem zniknął w drzwiach przedziału. Usiadłam wygodnie na siedzeniu i otworzyłam ostrożnie Żabę.
-Kogo masz? - spytał George z zaciekawieniem. Ugryzłam Czekoladową Żabę i wyciągnęłam kartę z opakowania. Obejrzałam ją z obu stron. Hologram przedstawiał potężnego mężczyznę z brązowo-rudą brodą i długimi włosami. W dłoni dzierżył miecz.
-Godryk Gryffindor - przeczytałam nazwisko z karty. Rasmus zaśmiał się wesoło.
-To chyba znak, że dołączysz do nas w tym roku Clemmy - stwierdził radośnie Fred. Spojrzałam na niego uradowana. Bardzo chciałam iść do Gryffindoru. Ras opowiadał mi o nim tak niesamowite rzeczy. O miłych ludziach zawsze chętnych do pomocy. O odwadze jego członków. O wielu wyjściach i wielu przyjaciołach.
-Naprawdę? - spytałam wesoło. Ten kiwnął radośnie głową. I tak się faktycznie później stało. Zostałam przydzielona do Gryffindoru, ale także przez Teodorę zyskałam jednego z najlepszych ludzi w moim życiu, który teraz zapewne coś mówił, a ja wcale go nie słuchałam.
-Clem, wcale mnie nie słuchasz - mruknął z niezadowoleniem chłopak siedzący naprzeciwko mnie. Potrząsnęłam głową przecząco.
-Przecież cię słucham Nev, dlaczego mnie o takie herezje posądzasz? - spytałam urażona dogłębnie. Ten machnął ręką lekko dojadając kanapkę. Ujęłam ostatnią z talerza. W drugą dloń ujęłam jeszcze kubek letniej już kawy przygotowanej pół godziny temu. Longbottom położył talerz w zlewie i ruszyliśmy do niego na górę. Usiadłam na łóżku przyodzianym w zieloną pościel w jakieś liście. Podszedł do okna w głębi jasno żółtego pokoju. Kubek z kawą postawiłam na stoliku nocnym stojącym po lewej stronie łóżka.
-Ciekawe kiedy wróci babcia - mruknął spokojnie, a ja nawet nie miałam możliwości na odpowiedzenie mu czymkolwiek.
Usłyszeliśmy wielki huk na dole, jakby ktoś wyrwał drzwi z zawiasów. Zerwałam się z łóżka i pierwsze co to zaciągnęłam Neville'a do łazienki. Kiedy wszedł do niej drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Nie miałam już czasu wejść, więc zamknęłam je chroniąc Neville'a. Odwróciłam się w stronę drzwi starając się panować nad strachem jak najbardziej potrafiłam. Wtedy spojrzałam w brązowe oczy pełne złości, ale i szaleństwa. Tak dobrze niegdyś mi znane. Różdżka w dłoni Juniora została opuszczona równie szybko jak kąciki jego ust, gdy tylko zrozumiał przed kim stoi.
-Emm - wymamrotał cicho równie zaskoczony jak ja. Przyłożyłam dłoń do ust z żalem w oczach. Pięć lat temu zniknął z sąsiedztwa. Jego rodzice sami nie wiedzieli, gdzie poszedł. Gdzie zaczął siać postrach. Ale czułam wtedy, że znam jego normalne oblicze. Dla mnie ten morderca w gazetach to dalej człowiek, który zaklejał mi rany na kolanach kiedy uczyłam się jeździć na rowerze czy zabierał nad jezioro, bo bardzo chciałam zobaczyć łabędzie.
Ruszyłam powolnym krokiem w jego kierunku. Jego twarz wyrażała czyste przeprosiny. Nie było w niej żadnego fałszu, żadnych ukrytych znaczeń. Do domu ktoś wszedł.
-Crouch, jesteś tu? - spytał męski głos z dołu. Barty patrzył cały czas w moje oczy. Kiwnęłam delikatnie głową, bo tamten mógłby ruszyć na górę w poszukiwaniu kolegi.
-Jestem. Tutaj czysto, nikogo nie ma - wymamrotał pewnym głosem. Stanęłam metr od mężczyzny i opuściłam dłoń w dół. Dalej jednak grymas zdziwienia pozostał na mojej twarzy.
-Dobrze, to widzimy się w kolejnym domu, jak tylko wyjdziesz - dodał głos z dołu wesołym tonem. Chyba wyszedł z domu i ruszył pogwizdując pod nosem dalej zabijać sąsiadów. Crouch uniósł lekko dłoń w moją stronę. Podniosłam swoją i ujęłam jego za nadgarstek przecząc ruchem głowy.
-Musisz stąd iść. Masz omijać ten dom za wszelką cenę. Nikomu stąd nie może się stać krzywda - wymamrotałam patrząc mu głęboko w oczy. Brązowy kolor lekko się rozmazał pod wpływem napływających łez, ale pokiwał głową, że rozumie i zabrał dłoń. Odwrócił się na pięcie i ruszył na dół po schodach. W połowie na moment się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-Uważaj na siebie Emm - poprosił cicho, a ja tylko kiwnęłam głową z bladym uśmiechem. Gdy tylko wyszedł z domu usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach.
Akurat teraz musiałam go spotkać? Akurat teraz musiał wleźć ponownie w moje życie? Myślałam, że już go tutaj nie będzie, że go nie potrzebuję.
I tak było. Nie potrzebowałam żadnego Śmierciożercy, jeszcze po tym co zrobili z rodzicami Neville'a nie szanowałam ich w żadnej sytuacji. Trochę jednak potrzebowałam Juniora, tej jego ludzkiej wersji, nie bestii, która zabija na zamówienie, dla zabawy.
-Neville, możesz wyjść - wymamrotałam wystarczająco głośno, by mnie usłyszał zza dłoni na twarzy. Usłyszałam ruszenie klamką i szybki trucht w moją stronę. Ten ukląkł przede mną i położył dłonie na moich kolanach.
-Clementine, nic ci nie jest? - spytał używając mojego całego imienia. Brzmiało to tak kretyńsko poważnie. Odsunęłam dłonie z twarzy ukazując zapłakane oblicze. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły ściekać z moich oczu.
-Jest w porządku - wymamrotałam, a ten usiadł koło mnie i mocno objął mnie swoim ciałem. Wtuliłam się w Longbottoma mocno. - Jest pewna rzecz, o której ci nie powiedziałam - wyszeptałam mu na ucho rzewnie. Ten odsunął się ode mnie dalej trzymając dłonie na moich ramionach. - Kiedyś mieszkała naprzeciwko naszego domu porządna rodzina. Ojciec był sędzią w Ministerstwie, matka gospodynią domową. Mieli syna, kilka lat starszego od nas. Raz jechałam rowerem, bo uparłam się, że potrafię, że dam radę. Tata nie chciał się ze mną spierać. Spuścił mnie na moment z oczu. Nadziałam się na płot sąsiadów z naprzeciwka. Chłopak to zauważył. Od razu pomógł małej sierocie. Tak zyskałam przyjaciela, mimo że dwa razy starszego ode mnie. Stał się jakby drugim moim bratem, a ja jego jedyną siostrą. Aż pięć lat temu zniknął. To jest pierwszy raz jak go od tamtej pory widzę. Pierwszy raz od tak dawna widzę Bartyego Croucha Juniora - wymamrotałam patrząc cały czas w oczy Neville'a. Jego usta delikatnie się otwarły ze zdumienia, a dłonie zsunęły bezwładnie po moim ciele. Zamknęłam oczy na moment wciskając dużo powietrza do swoich płuc.
-Dlaczego o tym wcześniej nie mówiłaś? - spytał cicho czarnowłosy chłopak. Uchyliłam powieki i spojrzałam na niego. Wzruszyłam bezradnie ramionami. Ten westchnął głęboko i położył ponownie dłonie na moich ramionach. - Cieszę się, że nic ci nie jest - dodał cicho patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego blado.
Do domu ktoś wszedł. Usłyszałam plastikowe reklamówki uderzające o podłogę.
-Neville? Clementine? - spytał głośno starszy głos z dołu. Odsunęłam się od chłopaka i wstałam z łóżka.
-Jesteśmy na górze - odparł głośno Neville. Przetarłam twarz dłonią i spojrzałam w okno.
Chyba do końca życia będę się zastanawiać dlaczego to przytrafiło się właśnie mi. Dlaczego teraz? Po prostu dlaczego.
~~~
Także no, kolejny rozdział. Wyjaśnia sporo rzeczy z prologu. Mam nadzieję, że chociaż trochę się podoba taki początek nowej przygody. Dlatego pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

2 komentarze:

  1. Oczywiście Neville ♥ Wcale nie dziwi mnie jego radość podczas przygotowywania śniadania. Trochę się już znamy xd
    Ojj i jaka urocza retrospekcja. I musiał się tam przewinąć Fred c:
    Wiedziałam, że ta brązowooka kanalia to Barty! Wiedziałam! Już mi się podoba c: Tym bardziej, że staje się on już od samego początku kluczową postacią.
    Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg!
    Pozdrawiam cieplutko,
    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten moment kiedy nawet na chwilę nie dajesz czytelnikowi odpocząć, rzucając go od samego początku w wir akcji. XD
    Jedyne, co mogę się czepić to dialog "kiedyś mieszkała [...]", by był od nowego akapitu, bo to już drugi taki ciągnący się po narracji xd
    Poza tym jejku, nie mogę się doczekać jak w kolejnych rozdziałach przedstawisz Nevilla. Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń