-Pierdy? - spytałam tuż po tym jak przeliterowane głoski w głowie ułożyły mi się w słowo. Moment potem usłyszałam trzy gromkie męskie śmiechy. Spojrzałam na nich lekko zdziwiona, potem moja twarz ułożyła się w zażenowanie ich żartem. Mają po siedemnaście lat i dalej są tak bardzo niedojrzali. Czemu właśnie za to tak bardzo ich kochałam?
-Gdybyś tylko widziała teraz swoją minę - powiedział rozbawiony Ras. George i Fred przybili sobie piątki i śmiali się dalej trzymając się za brzuchy.
-Z wami zawsze było coś nie tak - stwierdziłam zakładając dłonie na piersi i kiwając głową z politowaniem. Zwróciłam głowę w stronę okna i udawałam bardzo obrażoną. Śmiechy ustały, a ja tylko czekałam na jakiś kolejny głupi pomysł, aby mnie rozśmieszyć.
Łóżko lekko się uchyliło i skrzypieniem zasygnalizowało, że któryś z nich siadł za mną. Poczułam czyjeś dłonie na żebrach, a potem moje plecy dotknęły męskiej klatki piersiowej. Dłonie splotły się na moim brzuchu.
-Nie obrażaj się Clemmy - powiedział rozbawiony Fred. Pokiwałam ponownie głową z politowaniem. Wcale nie byłam na nich zła, chciałam po prostu zobaczyć co zrobią. Zapamiętać ich jak najlepiej potrafię. Nie zauważyłam problemu w tym myśleniu. Już zapamiętałam ich najlepiej jak się dało.
-OBIAD - rozległ się potężny głos z dołu. George i Ras od razu ruszyli na dół, żeby zjeść obiad. Fred zsunął ze mnie swoje dłonie i wstał z łóżka. Odwrócił się w moją stronę i wyciągnął dłoń w moją stronę. Zwróciłam wzrok w jego stronę i ujrzałam śliczny uśmiech, ale nie to tworzyło Freda Weasleya, którego znam. To ta radość w czekoladowych oczach i wiecznie rozwichrzone rude włosy. Tak, zdecydowanie to tworzyło jednego z najlepszych ludzi, jakich dane mi było poznać.
Ujęłam jego dłoń i także wstałam z łóżka. Ruszyliśmy spokojnie na dół wiedzeni pięknym zapachem świeżo wyciągniętej z piekarnika pieczeni. Weszliśmy do salonu, gdzie stał suto zastawiony stół. W Norze niby nigdy nic nie było, ale z drugiej strony niczego nie brakowało. Każdy mógł znaleźć dla siebie to czego potrzebował.
Usiadłam koło Rasmusa, na naszych przechodnich krzesłach, które dostawiali, gdy mieli więcej gości. Nikt jednak nie czuł się gorzej przez to, gdyż atmosfera była iście rodzinna, nawet jeśli siedziało się tutaj po raz pierwszy.
-Clementine, masz dla mnie coś nowego ze świata mugoli? - spytał Arthur z wielkim uśmiechem na twarzy. Kochał nowinki ze świata niemagicznych. Uwielbiałam o nich opowiadać, bo tylko on potrafił się tak ekscytować tosterem czy pralką, mimo że już nie pracował dla wydziału związanego z nimi.
-Nie wiem czy to znasz, ale zazwyczaj jest zrobione z plastiku, jak wszystko u mugoli. Mieści się w dłoni i ma dwa wywietrzniki, jednym zasysa powietrze, drugim je wypuszcza. Ale to wypuszczone jest ocieplane przez żarniki znajdujące się w środku. Używają tego do suszenia włosów - powiedziałam spokojnie, a ten patrzył na mnie rozanielony. Za każdym razem czułam wielką satysfakcję, kiedy tylko udało mi się trafić na coś czego nie zna.
-To zwykła suszarka - mruknął pod nosem Potter tak opryskliwym tonem, że aż przy stole zapadła cisza, a ja spojrzałam na niego z rządzą mordu w oczach. Zagryzłam mocno dolną wargę, żeby mu nic nie wygarnąć. Żeby znowu się nie pokłócić o kolejne gówno. Starałam się nie hiperwentylować, ale czułam, że w momencie, gdy poczuję krew z wargi w ustach wybuchnę.
-Suszarka czy nie, nie słyszałem jeszcze o tym. Dziękuję - powiedział Arthur wesołym tonem patrząc na mnie. Zamknęłam oczy i zwróciłam wzrok w stronę Arthura. Otwierając oczy przybrałam ładny i kulturalny uśmiech na twarzy.
-Nie ma problemu. Obiecuję, że następnym razem będzie coś ciekawszego - odparłam coraz bardziej spokojnym tonem głosu. Nie chciałam psuć tego nastroju. Szczególnie w Norze. Tutaj nie powinno być złych emocji, prócz krzyku na bliźniaków, gdy robią głupie rzeczy.
-Smacznego - powiedziała Molly i wszyscy zaczęli jeść obiad. Nikt nie zdawał się przejmować moją konwersacją z Potterem. A przynajmniej tak się zachowywali.
~~~
Usiadłam na kanapie koło Rasmusa ze sporym uśmiechem na twarzy. Salon był prawie pusty, nie licząc bliźniaków rozwalonych po fotelach. Czyli w sumie dosyć normalny widok, jeśli chodzi o ten dom. Na razie cieszyłam się tylko, że szanowny Wybraniec nie raczył zejść z góry od Rona i Hermiony, która też przyjechała niedawno.-Wczoraj dzwonił do mnie któryś z tych ważniejszych aurorów z Ministerstwa. Chcieli znowu coś zamówić, tylko tym razem na specjalne zamówienie. Z rozmiarami i tak dalej - mruknął Ras kładąc głowę na moich udach.
-Ten z tą zabawną czapką?
-Ten z długą brodą?
-To musiał być ten z nosem jak kartofel.
-Przez telefon nie widziałem jak wygląda - mruknął Ras krążąc wzrokiem między bliźniakami. Ci kiwnęli sensownie głowami.
-Znowu kapelusze czy tym razem coś innego? - spytałam wsuwając palce w ciemne włosy Rasmusa. Ten pokiwał twierdząco głową. Coraz częściej zdarzało się Ministerstwu coś kupować ze sklepu chłopaków, co napawało wszystkich, którzy w nich wierzyli dumą. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na chłopaków. Mimo dosyć poważnych, czy też znudzonych min widziałam iskierki radości w ich oczach. Sami z siebie też byli dumni, ale mimo pozorów nie chwalili się tym. Zostawali skromni.
-Masz już wszystko na szósty rok? - spytał George przekładając między palcami jakiś kolorowy patyczek. Wyglądał podobnie do tej deseczki sprzed obiadu.
-Większość tak. Kilka podręczników jeszcze mi zostało do kupienia, ale skoro Ras już nie idzie do Hogwartu to mam dwa razy więcej szat z godłem Gryffindoru - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. George pokiwał głową z lekkim politowaniem.
-Utoniesz w jego szatach - zaśmiał się Fred, a ja spojrzałam na niego z lekkim zawodem na twarzy. Na moment przestałam przesuwać palcami włosy Rasmusa.
-Sugerujesz, że jestem niska? - spytałam udając dogłębne zdruzgotanie. Uniosłam dłonie w górę. - Zdecydowanie nie chcę się tak bawić - dodałam opadając na oparcie kanapy tuż za mną. Bliźniacy w tym samym momencie pokiwali głowami z wielkim politowaniem. Poczułam okrutnie zimny powiew powietrza z ich strony.
-Clemmy, ty niska? - spytał sarkastycznie Fred. Zsunęłam z siebie głowę Rasmusa i wstałam z kanapy.
-Czuję, że powinnam już iść - mruknęłam, a ci zaczęli się śmiać. Uśmiechnęłam się do nich z rękami założonymi na piersi.
~~~
Wrzuciłam ostatnie ciuchy do kufra, żeby tylko zdążyć przed transportem na King's Cross. Że też dzisiaj i tata, i Rasmus musieli pracować. Westchnęłam głęboko i zaczęłam zsuwać kufer na dół do przedpokoju.Szybko pobiegłam na górę i przeglądnęłam stertę ciuchów leżących na łóżku w poszukiwaniu czegoć, czego zdecydowanie mogłam zapomnieć. Zeszłam szybko na dół nie znajdując niczego takiego.
Weszłam do kuchni i wrzuciłam butelkę wody do małego plecaka. Spojrzałam na godzinę i stwierdziłam, że miałam zdecydowanie za mało czasu. Ruszyłam do przedpokoju. Gdy kończyłam sznurować buty, rozległo się pukanie do drzwi.
Jeśli przez tego kogoś spóźnię się na Hogwart Express to nie ręczę za siebie.
Uchyliłam drzwi i ujrzałam wysokiego rudzielca, który patrzył na mnie rozbawionymi brązowymi oczami.
-Ras prosił, żeby cię podwieźć, bo sam nie miał jak - stwierdził Fred stojąc na progu. Przytuliłam go w geście wdzięczności.
-Spadłeś mi z nieba - wymamrotałam w jego klatkę piersiową. Weasley zaczął się śmiać i jak tylko odsunęłam się od niego, ujął mój kufer i dotargał go do niebieskiego Forda Anglii.
Kilka lat wcześniej taki sam samochód wylądował w Bijącej Wierzbie w Hogwarcie kierowany przez Rona i Pottera. Do tej pory przechodzą mnie ciarki, jak tylko przypomnę sobie o Wyjcu dla Rona od Molly.
Fred wrzucił kufer na tył samochodu i oboje usiedliśmy z przodu.
-Gotowa? - spytał patrząc na mnie. Ja tylko kiwnęłam z przejęciem głową. Wzbiliśmy się w powietrze, a jedyne o czym byłam w stanie myśleć to to, że wracam tam gdzie moje miejsce.
Gdzie znowu będę musiała użerać się z samozwańczymi Wybrańcami i okrutnymi czystokrwistymi idiotami.
Szczerze? Przestało mi to przeszkadzać, narazie byłam tylko gotowa na wszelkie przygody, jakie szykuje mi ten rok.
~~~
Trochę mnie nie było, ale wracam z nowym rozdziałem. Dlatego pozdrawiam i zapraszam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz