piątek, 24 sierpnia 2018

Rozdział 6

Pod nami rozlewał się piękny widok, jak zawsze zachmurzonego Londynu. W świetle dziennym Tamiza wyglądała jeszcze lepiej, niż w nocy. Chociaż London Bridge nocą nie umywał się do tego po zachodzie słońca.
-Będzie mi tego trochę brakować do świąt - mruknęłam opierając czoło o zamknięte okno. Fred pogładził mnie po ramieniu lekko. Odwróciłam się do niego z uśmiechem.
-Szkocja też jest piękna. Szczególnie Hogwart - powiedział Weasley wesoło, a ja pokiwałam głową lekko. Powoli zbliżaliśmy się do miejsca Dworca King's Cross. Uśmiech od razu wstąpił na moją twarz i niewiele mogło go stamtąd zmyć.
Zaparkowaliśmy na parkingu tuż pod dworcem. Fred wyciągnął z tylnego siedzenia mój kufer i zaczęliśmy iść ku peronowi dziewięć i trzy-czwarte. Każdy uczeń Hogwartu, który nie był pierwszy raz tutaj nauczył się nie pytać o ten peron. Żaden pracownik nie wiedział o jaki peron chodzi. Z roku na rok wzrok na nas, pytających, był coraz bardziej zatrważający.
Stanęłam przed ścianą między dziewiątym, a dziesiątym peronem. Spojrzałam na Freda, który położył kufer koło mnie.
-To chyba pożegnanie - mruknęłam, a ten podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Zmarszczyłam lekko brwi.
-Nie idziesz ze mną na peron? - spytałam zdziwiona. Ten odsunął się na moment ode mnie i spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Doskonale wiesz, że nie wróciłbym do sklepu - odparł, a ja zaśmiałam się i kiwnęłam głową. Jeszcze raz przytuliłam chłopaka i odsunęłam się. Wspięłam się na palcach i pocałowałam go w policzek.
-Dziękuję. Do zobaczenia - powiedziałam wesoło i weszłam w ścianę między peronami.
Wokół mnie pojawił się widok, który napawał moje serduszko tylko wesołymi wspomnieniami. Masa uczniów w szatach z różnymi naszywkami. Wśród nich widziałam moich dumnych Gryffonów. Wszyscy mieli mniejsze czy większe kufry, ale także ludzi koło nich. Pewnie członków rodziny. Westchnęłam lekko i ruszyłam w stronę jednego z ostatnich wagonów. Nie chciałam pchać się w największy rumor. Poczułam miękką dłoń na ramieniu, a gdy się odwróciłam stanęłam twarzą w twarz z moim czarnowłosym przyjacielem w szarym kardiganie.
-Neville - wykrzyknęłam wesoło i przytuliłam go. Ten zaśmiał się i oddał uścisk. Tuż za nim stała ciocia Augusta, już gotowa do odjazdu do domu.
-Witaj Clementine, właśnie cię szukaliśmy - powiedziała radośnie kobieta i przytuliła mnie lekko. - Powodzenia w tym roku w Hogwarcie. Zachowujcie się i bez głupich pomysłów - dodała wesoło. Kiwnęliśmy zgodnie głowami patrząc na siebie rozbawieni. Ta pokiwała głową z politowaniem i ruszyła do wyjścia.
-Gdzie siadamy? - spytał Longbottom, na co ja wskazałam przedostatni wagon. Ten kiwnął głową i zaczął się pakować do środka.
-Jeśli chcesz siąść z Potterem i tak dalej, to bez obaw. Nie mam nic przeciwko temu, jeśli bardzo ci na tym zależy - mruknęłam idąc za chłopakiem. Ten machnął ręką wchodząc do pustego przedziału. Położył nasze kufry na szafkach nad siedzeniami.
-Nie jest to wcale ważne. Wolę siedzieć z tobą i swobodnie gadać, niż z nimi i widzieć jak się męczysz - mruknął siadając na jednym z siedzeń. Uśmiechnęłam się lekko zatykając uciekający włos za ucho.
-Wiesz, że jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć? - spytałam zsuwając z nóg trampki. Ten kiwnął nieskromnie głową i uchylił okno.
-Ktoś musi być tym najlepszym. Padło na mnie, ale jestem gotowy na to poświęcenie - stwierdził poważnym tonem, a ja zaśmiałam się wesoło. Neville uśmiechnął się do mnie i wyciągnął jakąś mugolską książkę. Zrobiłam dokładnie to samo i rozłożyłam się na dwóch miejscach wsuwając palce u nóg pod udo Longbottoma. Oparłam się o ściankę koło odsuwanych drzwi.
Zawsze były naprzeciwko nas jeszcze trzy miejsca. Miałam jednak nadzieję, że nikt nam się nie dosiądzie. Nadzieja matką głupich.
Godzinę po ruszeniu drzwi otworzyły się w akompaniamencie trzech niskich śmiechów. Starałam się nawet nie reagować z początku.
-Czytacie książki pisane przez szlamy? Urocze - usłyszałam prześmiewczy głos jednego z nich i dłoń drugiego z nich zabrała mi książkę z rąk. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na nich z mordem w oczach.
-Co tam skarbie? - spytał Malfoy z cukierkowym uśmiechem. Za nim stał Zabini z moją książką w ręku. Trzymał ją za przednią okładkę. Widziałam wylatujące z niej dwa zasuszone kłosy lawendy. Zdawał się tego nawet nie zauważać.
-Czego chcecie? - odparłam spokojnym tonem zaciskając jedną z dłoni na łydce opatrzonej w różdżkę.
-Emmie, przecież tak dawno się nie widzieliśmy. Nie tęskniłaś? - spytał Blaise siadając ostentacyjnie na siedzeniu naprzeciwko mnie. Zsunęłam nogi w dół. Malfoy stanął tuż koło niego, a Flint stał w drzwiach, gdybyśmy tylko pomyśleli, że chcemy wyjść czy uciec.
-Neville, jak tam u twoich rodziców? - spytał błyskotliwie Malfoy. Wstałam i złapałam Malfoya za przód koszuli. Byłam zła, nie myślałam logicznie. Usłyszałam trzask spowodowany oderwaniem jednego z guzików w jego idealnej koszuli.
-Wyjdź stąd, bo nie ręczę za siebie - wymamrotałam wciskając koniec mojej różdżki w jego szyję. Nie było ważne to, że byłam od niego pół głowy niższa. Zacisnęłam zęby, a ten spojrzał na mnie tylko spod byka z szelmowskim uśmieszkiem machając rękami na chłopaków, żeby nie wstawali. Zabini już się wyrywał z miejsca ściskając różdżkę.
-Oh, czyżby tchórzliwy Longbottom wreszcie się obudził- zaśmiał się Flint od strony drzwi. Nie chciałam spuszczać wzroku z Draco, ale widziałam poruszenie na twarzy Zabiniego. Malfoy zmarszczył brwi.
-Zbieramy się stąd, skoro nas tak bardzo nie chcą - mruknął z jadem w głosie tleniony. Odsunęłam różdżkę od jego gardła, ale dalej trzymałam ją w dłoni i mierzyłam ku nim. Flint pierwszy wyszedł, za nim ruszył Draco z niepysznym wyrazem twarzy.
Blaise nie patrzył ani na mnie, ani na Longbottoma. Wychodząc podniósł z podłogi lawendę i odwrócił się. Wystawił dłoń w moją stronę. Zabrałam ją patrząc mu cały czas kryjąc zaskoczenie w oczy. Ciemne tęczówki wyrażały złość, niezrozumienie, ale też lekką skruchę? To był moment, do którego miałam wracać bardzo wiele razy tak bardzo go nie rozumiejąc przez niesamowicie długi czas. Zmarszczyłam brwi i opadłam na siedzenia za mną. Spojrzałam na Neville'a, który też rozglądał się spłoszonym wzrokiem. Nie miał pojęcia co właśnie się stało.
Machnęłam niepewnie ręką i ułożyłam się ponownie na dwóch siedzeniach. Chciałam sięgnąć po książkę, ale magicznie zniknęła.
-Nev, widziałeś Baśniarza? - spytałam, a ten spojrzał na mnie i zaprzeczył ruchem głowy.
-Zabini miał go w dłoni. Tyle go widziałem - mruknął i uchylił mocniej okno. Zmarszczyłam ponownie brwi.
-Chyba pójdę spać - wymamrotałam tępo patrząc za okno. Chłopak kiwnął głową i wrócił niepewnym wzrokiem do swojej książki. Zasnęłam strasznie szybko targana dziwnym niepokojem.
Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię i zielone oczy wpatrzone prosto w moje.
-Zaraz będziemy w Hogwarcie - stwierdził Longbottom wisząc nade mną. Kiwnęłam głową lekko i usiadłam na siedzeniu. Wyprostowałam szatę na mnie.
-Nie mogę się doczekać spotkania Hagridem - stwierdziłam pakując gałązki lawendy do kieszeni szaty. Longbottom zasunął okno, już z przyzwyczajenia przy wjeżdżaniu na stację.
-Ja z profesor Sprout. Sama wiesz jak lubię jej zajęcia - odparł wesoło, a ja kiwnęłam głową. Jeszcze moment siadłam na kanapie. Pociąg zaczął powoli się zatrzymywać. Słychać było tylko pisk kół.
Położyłam dłonie na kolanach i ze niecierpliwością zaczęłam stukać  paznokciami o uda. Usłyszeliśmy poruszenie w całym pociągu tuż po wyhamowaniu.
Wstałam i zsunęłam swój kufer z półki nade mną. Wyciągnęłam go na zatłoczony korytarz i poczekałam na Longbottoma dopiero blisko wyjścia z pojazdu.
-Którą dorożką jedziemy? - spytał Neville stając koło mnie. Wzruszyłam ramionami i poszłam do pierwszej niezapełnionej jeszcze przez uczniów. Uśmiechnęłam się delikatnie na widok Testreli.
Dosiadło się do nas trzech Puchonów i jakąś zagubiona Krukonka. Ruszyliśmy w stronę Hogwartu.
Gdy tylko zobaczyłam tak dobrze znajome mi Wieże szkoły, to na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Czułam, że mimo braku Rasmusa i bliźniaków dam sobie radę.
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Ajj pięknie ♥ Cieszę się z nowego rozdziału. Szczególnie takiego c:
    Bardzo miło się go czytało. Zawsze lubiłam moment podróży do Hogwartu. Sama nie wiem dlaczego. A tu tym bardziej sama przyjemność. Cały przedział pusty i tylko podróż z Nevillem. Cud miód.
    Ahhh Ślizgoni. Mimo że cieszę się, że przedstawiłaś ich w taki sposób a nie inny to zdziwiłam się początkowo zachowaniem Zabiniego. Pod tym względem, że nie jest on w przyjacielskich stosunkach z Clem. Jednak uspokoiłaś mnie tym małym szczegółem pod koniec. Przynajmniej wiem, że wszystko jest na swoim miejscu xd
    Kocham, pozdrawiam cieplutko i czekam z niecierpliwością na następny ♥

    OdpowiedzUsuń