W końcu nadszedł czas Balu z okazji Bożego Narodzenia u Malfoyów. Dalej nie byłam przekonana co do tego pomysłu, ale już podpisałam to w umowie i zapewniłam, że będę, więc wciskałam się w sukienkę koloru brudnej krwi. Niezbyt opinającą, jednak zdaniem Zabiniego, bardzo seksowną. To najważniejsze.
Miał się tam pojawić też Crouch Junior. Trochę czekałam na to spotkanie. Trochę chciałam go zobaczyć, trochę nie chciałam nigdy go widzieć na oczy. Moje myśli krążyły od jednej do drugiej.
-Clementine, ktoś do ciebie - krzyknął z dołu tata. Wsunęłam stopy w wysokie, czarne buty i narzuciłam ciemny płaszcz. Zaczęłam schodzić w dół po schodach. W drzwiach stał idealnie ubrany Blaise. Był niesamowicie przystojny w pięknej czarnej koszuli i w czarnym garniturze. Wyglądał jak chodząca perfekcja, gdy tylko jego usta wygięły się w uśmiechu ukazując zęby.
Joyce, nie zakochuj się w nim!
-Tato, to Blaise, opowiadałam ci o nim - powiedziałam stając przy nich. Podali sobie dłonie i wesoło je ścisnęli.
-Słyszałem o panu same dobre rzeczy - odezwał się pierwszy Blaise. Tata uśmiechnął się radośnie.
-Tylko przywieź jutro moją córkę całą i zdrową - powiedział spokojniejszym tonem. Blaise zapewnił go, że dokładnie tak będzie i ruszyliśmy do auta stojącego na podjeździe. Zabini uchylił mi drzwi i pozwolił wejść pierwszej. Zaraz usiadł koło mnie i spojrzał na mnie.
-Wyglądasz idealnie - powiedział cicho i przysunął swoją twarz do mojej. Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego ust swoimi. Ten delikatnie przysunął mnie do siebie i zaczął mnie czule całować. Naprawdę mi się to podobało. Był taki delikatny, kochany. Odsunęłam się po jakimś czasie i spojrzałam na niego.
-A to za co było? - spytał cicho, dalej nie odsuwając głowy ode mnie.
-Nie mogę już pocałować swojego chłopaka tak bez okazji? - spytałam drocząc się z nim. Zabini zaśmiał się, a my wylądowaliśmy pod wielkim Dworem Malfoyów.
W oknach budynku znajdowała się szyby, podzielone przez kratkę na fragmenty o kształcie rombów. Do dworu można było się dostać przez przynajmniej jedne, frontowe drzwi, otwierające się przed gośćmi bez niczyjej pomocy, do których prowadziły szerokie, kamienne schody.
Weszliśmy po nich. Zabini zapukał delikatnie do drzwi. Uchyliwszy się, wsunęliśmy się do środka. Przepych spoglądał na nas z każdego kąta. Zabrakłoby mi słów by to opisać. W progu Wielkiej Sali stał Lucjusz Malfoy. Uścisnął dłoń Blaise'a, a moją ucałował. Dygnęłam lekko.
-Miło was tutaj widzieć - powiedział poważnym tonem. Przyznaję, że pierwszy raz słyszałam jego głos. Był niski, aczkolwiek bardzo onieśmielający.
Spojrzałam na Zabiniego z lekkim uśmiechem i szturchnęłam go
w ramię.
-Zaraz wracam – powiedziałam mu na ucho, a ten kiwnął głową
i kontynuował rozmowę z Lucjuszem Malfoyem. Ruszyłam po ciemnych schodach na
pierwsze piętro. Weszłam do którejś z wielu łazienek i oparłam dłonie o umywalkę.
Spojrzałam na wrak człowieka w lustrze. Pod warstwą makijażu nie prezentowałam
się, aż tak okropnie.
Drzwi do łazienki się otworzyły. Już chciałam coś
powiedzieć, ale ujrzałam Bartyego w lustrze wchodzącego do środka i
zamykającego drzwi. Odwróciłam się w jego stronę z lekkim uśmiechem. Zmrużyłam
oczy nie wiedząc co on kombinuje.
Moment potem znalazł się przy mnie i wpił w moje usta.
Uśmiech znowu wstąpił na moją twarz. Ten podniósł mnie i posadził na szafce
koło umywalki. Splotłam swoje nogi wokół jego bioder. Położyłam dłonie na jego
klatce piersiowej. Crouch swoje usadził na moich biodrach. Smakował Ognistą
Whisky wymieszaną z moją wiśniową pomadką. Zaczęłam zsuwać z niego marynarkę.
Była cudownie miękka, aż szkoda było go jej pozbawiać. Jego usta zaczęły
schodzić na moją szyję. Odchyliłam głowę do tyłu zagryzając wargę. Zsunięta
marynarka wisiała w mojej dłoni, i już miałam ją upuścić, gdy usłyszałam kroki
zbliżające się do łazienki.
Odsunęłam Croucha od siebie z przepraszającym wzrokiem i niewiele
myśląc odkręciłam wodę w kranie mocząc tym kawałek marynarki Bartyego. Nawet
nie zauważyłam niezadowolenia na jego twarzy, gdy w drzwiach łazienki stanął
Blaise.
-Mówiłam ci, że wystarczy woda, żeby to zeszło – mruknęłam
patrząc na mokrą plamę na marynarce. Zwróciłam wzrok na Zabiniego i uśmiechnęłam
się niewinnie.
-Właśnie miałem cię szukać – stwierdził wesoło Zabini.
Crouch bardzo starał się kryć swoje rozbawienie całą sytuacją. – Tort podali,
powinnaś zejść. Jest pyszny – dodał z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
-Już schodzę – powiedziałam spokojnie i oddałam marynarkę Crouchowi.
Jego oczy wyrażały podziw i rozbawienie. Dawno go takiego nie widziałam.
-Dziękuję za pomoc Emm – odparł Barty kiwając głową trochę
zbyt zamaszyście. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam z Blaisem do wyjścia.
Ten ujął delikatnie moją dłoń schodząc ze schodów. Na środku parkietu stał
Draco razem z Pansy. Tańczyli. Spojrzałam ukradkiem na Zabiniego. Nie wyglądał
na najszczęśliwszego. Usiadłam z nim przy stole i położyłam dłoń na jego udzie.
Nachyliłam się nad nim.
-Blaise, możemy iść tańczyć. Wtedy zatańczysz też z
Parkinson. Zajmę się Draco – wymamrotałam mu na ucho. Ten spojrzał na mnie i
położył dłoń na mojej dłoni. Jego twarz rozświetlił uśmiech.
-Dobrze – powiedział radośnie i musnął lekko moje usta.
Zaśmiałam się wesoło i wstaliśmy oboje. Blaise jeszcze szybko dopił szklankę
Ognistej Whisky i ruszył na parkiet. Wiedziałam, że nie skończy się to
najlepiej, ale dałam mu się prowadzić. Był świetnym tancerzem. Jego dłonie
znajdowały się na moich biodrach, a oczy obserwowały pomieszczenie. Miałam
delikatny uśmiech na twarzy.
W pewnym momencie tego całego spisku zaczęło mi na nim
zależeć. Tak jakby był moim dobrym przyjacielem. Tak jakbym nie chciała go skrzywdzić,
a wręcz przeciwnie, bo pomóc za wszelką cenę. Z wroga stał się ważnym
człowiekiem.
-Odbijamy – usłyszałam głos Zabiniego i jego dłonie zsunęły
się ze mnie i zostały zastąpione przez Malfoya. Ten uśmiechał się do mnie
lekko.
-Blaise dawno nie był taki szczęśliwy – przyznał cicho Draco
nachylając się nad moim uchem. Na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech.
-Zasługuje na szczęście – stwierdziłam, a Draco tylko kiwnął
głową potwierdzając moje słowa. Przetańczyliśmy kilka piosenek, ale kątem oka
zobaczyłam, że Zabini usiadł na jednym z krzeseł i wgapia się w podłogę.
Przeprosiłam Malfoya i podeszłam do niego. Pansy wróciła do tlenionego.
Kucnęłam koło Zabiniego i położyłam mu dłoń na kolanie. Dokładnie tak samo
robił Fred, gdy widział, że miałam jakiś problem.
-Co jest? – spytałam cicho, gdy ten złapał kontakt wzrokowy
ze mną. Zabini zaprzeczył ruchem głowy. – Chodź, zabiorę cię do łazienki –
wymamrotałam wstając. Ten uwiesił się na mnie i ruszyliśmy po schodach na górę.
Był naprawdę ciężki, ale udało mi się go doprowadzić do łazienki. Blaise od
razu zwrócił treść żołądka. Poczekałam jeszcze chwilę, żeby nic nie zabrudził
po drodze. Te cholernie drogie dywany tak bardzo mnie kłuły w oczy. Nie
chciałam narażać się właścicielowi brudząc je.
Usiadłam obok niego na podłodze.
Położyłam dłoń na jego głowie i delikatnie ją pogładziłam.
-Emmie, chce mi się spać – wyszeptał Zabini, a ja kiwnęłam
głową. Wstałam z podłogi i podałam mu dłoń, by mógł wstać. Teraz szedł już
lepiej. Starałam się nie zwracać na nas uwagi. Weszłam do pierwszego lepszego
pokoju.
Na środku stało ogromne łóżko, a po obu jego stronach
były szafki nocne. Poza tym na podłodze
ścielił się biały, puszysty dywan. Zabini usiadł na łóżku.
-Blaise, teraz musisz mi pomóc trochę – szepnęłam, a ten
kiwnął głową. – Po prostu przez moment się nie kładź – poprosiłam i zaczęłam zsuwać
jego marynarkę. Położyłam ją na krześle obok łóżka, gdzie wylądowały również
jego koszula, spodnie i buty. Położyłam go pod kołdrą i wstałam. Ten uchylił
powieki.
-Połóż się ze mną Emmie – wymamrotał, a ja prychnęłam z
lekkim politowaniem. Zsunęłam z nóg szpilki i ściągnęłam z siebie sukienkę.
-Mogę użyć twojej koszuli? – spytałam cicho, a ten tylko coś
wymamrotał pod nosem. – Uznam to za pozwolenie – mruknęłam. Założyłam ją i
zapięłam kilka guzików. Położyłam się koło niego, a on przytulił mnie do
siebie. Do czego to doszło? Żebym ja, Clementine Joyce, musiała niańczyć
Ślizgona na spotkaniu Śmierciożerców?
Gorzej. Czułam, że robię dobrze. Nie przeszkadzało mi to.
Chciałam być tutaj z nim. Teraz zdecydowanie nie powinien być sam.
Jego usta wylądowały na moim czole i delikatnie je musnęły. Wtuliłam
się w niego mocniej. Jego oddech powoli normował się, chociaż tak okrutnie
cuchnął alkoholem.
-Dziękuję – wybełkotał tuż przed tym jak usłyszałam jego
pierwsze ciche chrapnięcie. Pokiwałam głową z politowaniem i zamknęłam oczy czując
tylko ciepło jego ramion oplatających moje ciało.
~~~
Ten rozdział bardzo mi się podoba, był już planowany od dłuższego czasu. Może dlatego mi się podoba.
czwartek, 24 października 2019
Rozdział 17
Rozwinęłam pergamin z zaczętym wypracowaniem z Eliksirów. Drzwi do dormitorium się otworzyły i stanęła w nich Hermiona.
-Clementine, twój chłopak stoi przed drzwiami i pragnie z tobą gadać - mruknęła, a ja zmarszczyłam brwi. Odłożyłam pergamin i wstałam.
-Blaise?
-A masz jakiegoś innego? - spytała z wyraźnym znudzeniem w głosie Granger. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam na dół. Przeszłam przez Pokój Wspólny i gdy tylko wyszłam Blaise złapał mnie za rękę i zaczął targać na dół.
-Ciebie też miło widzieć skarbie - mruknęłam, a Zabini zatrzymał się na moment i spojrzał na mnie. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się.
-Przepraszam, potrzebuję cię na teraz - powiedział poważnym tonem, a ja kiwnęłam głową i zaśmiałam się lekko. Znowu ruszyliśmy na dół. - Pansy ma przyjść za jakąś godzinę do nas pouczyć się. Proszę cię, żebyś chwilę u mnie posiedziała i jak będzie ona to po jakimś czasie wyszła - wyjaśnił, a ja kiwnęłam głową.
-Nie ma problemu. Mogę zrobić u ciebie zadanie z Eliksirów? - spytałam, a ten z uśmiechem kiwnął głową. - I powiedziałeś Granger, że jesteśmy razem? - dodałam trochę zdziwionym głosem.
-Inaczej by cię nie zawołała. Jak poprosiłem, żeby ci to powiedziała, to mnie olała. Dopiero jak spytałem, dlaczego nie chce tego powiedzieć mojej dziewczynie to się ruszyła i chyba oficjalnie fałszywie jesteśmy razem - odparł zwięźle i weszliśmy do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Zabini zwolnił kroku i spokojnie przeprowadził mnie przez pokój za rękę. Ja dalej podziwiałam architekturę i sposób ułożenia wszystkiego w Ślizgońskim pokoju.
Weszliśmy po schodach do jego dormitorium. Byliśmy na razie sami. Siadłam przy biurku i zabrałam mu kawałek pergaminu.
-Od razu siadasz do eseju? - spytał Zabini, a ja spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Rozsiadł się na swoim łóżku.
-Jak mam za godzinę spadać, czy tam z półtorej to chociaż chcę mieć wymówkę, że już skończyłam - przyznałam, a ten kiwnął spokojnie głową.
-Jesteś naprawdę inteligentną osobą - stwierdził z uznaniem, a ja wsadziłam nos w książkę i zaczęłam pisać o Eliksirze Grzegorza Przymilnego. Opisałam trochę historii, jakim przychlastem był Przymilny i jak już kończyłam zastosowanie do pokoju wszedł Draco z Pansy.
Pansy była wpatrzona w tlenionego. Widocznie właśnie wrócił z treningu Quidditcha, bo miał rozwichrzone włosy i smugę błota na lewej nogawce.
-Cześć Draco - powiedziałam wesoło, a on uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Cześć Emmie, miło cię widzieć - powiedział bez cienia sarkazmu.
Naprawdę szczerze się polubiliśmy przez ten okres, w którym częściej się spotykałam z Zabinim.
także teraz, gdy 'jesteśmy razem'. To jest ciekawe ile może się zmienić, gdy faktycznie zaczniesz kogoś poznawać.
-Jak wam idą eseje? - spytała Pansy siadając koło Zabiniego. Ten pokazał jej swój pergamin.
-Już kończę. Potrzebujesz pomocy przy swoim? - spytał, a Pansy uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Przyglądałam się temu ukradkiem. Nie z zazdrości, tylko z troski. Miałam zwyczajnie nadzieję, że ona go do tego nie wykorzysta.
Draco oparł się o skraj biurka.
-Masz jakieś wieści od bliźniaków? Dobrze im się prowadzi sklep? - spytał Malfoy spokojnym tonem. Uniosłam wzrok na niego.
-W sumie dosyć dawno z Fredem nie pisałam, ale chyba dobrze im się powodzi. Ministerstwo zaczęło od nich kupować kilka rzeczy. Jakieś kapelusze, z tego co wiem na pewno. Zawsze ich marzeniem był sklep w stylu Zonka - odparłam, a ten kiwnął głową.
-Mimo że za sobą nie przepadaliśmy, muszę przyznać, że byli naprawdę ciekawymi ludźmi z pasją do uprzykrzania niektórym życia - powiedział wesoło. Zmarszczyłam brwi. - Nie bierz tego oczywiście za złe Clementine. Bardzo mi się podobały Bombonierki Lessera. Naprawdę ich za to podziwiam. I mówię to naprawdę poważnie - dodał unosząc lekko dłonie.
-Przepraszam, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do przyjaźni Ślizgońsko-Gryffońskiej - odparłam z uśmiechem. Ten zaśmiał się lekko.
-Jak najbardziej rozumiem. Dla mnie to również nowość, ale bardzo się cieszę z takiego obrotu spraw - powiedział zerkając na mnie, a potem delikatnie łypiąc okiem w stronę Zabiniego. Wzruszyłam zabawnie ramionami.
-Draco, my się naprawdę kiedyś musimy napić - stwierdziłam patrząc na niego poważnie. Ten kiwnął głową wesoło.
-Dla ciebie wszystko Clementine - odparł, a ja walnęłam go w ramię. - Nie, ja mówię serio. Możemy iść nawet teraz. Ja zrobiłem swój esej na Eliksiry. Ty już kończysz. Możemy iść się napić w Pokoju Życzeń - dodał, a ja spojrzałam na niego spokojnie.
-Daj mi pięć minut. Dokończę esej i możemy iść - mruknęłam i zaczęłam pisać. Co jakiś czas zerkałam na Pansy, która znowu mnie gromiła wzrokiem. Blaise podkreślał jej ważne momenty w książce z Eliksirów, tak jak ja jemu z Opieki.
Podpisałam się na dole pergaminu.
-Możemy iść - rozbrzmiały moje słowa, a Draco wstał z biurka z uśmiechem.
-Też bardzo bym chciała iść - stwierdziła Pansy. - Blaise, dałbyś radę pomóc mi jeszcze z tym esejem. Tobie to szybciej pójdzie - dodała z maślanymi oczami Parkinson.
Zabini już otwierał usta, żeby odpowiedzieć jej dokładnie to co chciała usłyszeć.
-Ale Snape rozpozna, że to nie twoje pismo. Ja bym nie ryzykowała karą przez następne dwa tygodnie, tylko dlatego, że nie chciało mi się przepisać dziesięciu zdań z książki - powiedziałam pewnym tonem. Wzrok wszystkich spoczął na mnie. Pansy znowu chciała mnie zabić. Czułam, że widzi mnie bez głowy, albo płonącą żywcem.
-Czyli ustalone. Ja i Clementine idziemy teraz do Pokoju Życzeń, a wy jak się uporacie z esejem - zarządził Draco. Uśmiechnęłam się szeroko. Podeszłam do Blaise'a i pocałowałam go delikatnie w usta. Ten uśmiechnął się kręcąc głową z politowaniem.
-Powodzenia - powiedziałam wesoło i ruszyłam za Draco. Już nawet nie spojrzałam na Parkinson. Zamknęliśmy drzwi do dormitorium.
-Bardzo ładnie rozegrane - stwierdził Malfoy z podziwem w głosie. Uśmiechnęłam się do niego. Zaczęliśmy iść na górę po schodach.
-Jestem z Zabinim, więc trochę nie pozwolę na traktowanie go w ten sposób. A Severus ma gdzieś jak piszesz - odparłam, a Malfoy zaczął się śmiać. - Nie przepadam za Parkinson - dodałam ciszej, gdy tleniony zaczął otwierać Pokój.
-To da się wyczuć. Ale jakoś obie za sobą nie przepadacie.
-Aż tak to widać? - spytałam rozbawiona. Ten tylko wesoło kiwnął głową. - W sumie to wszystko trochę zapoczątkowali Założyciele Domów. Salazar po prostu nie lubił innych, a wydaje mi się, że to Godryka najbardziej i przelał to na uczniów - dodałam, a Malfoy otworzył Pokój Życzeń.
-Poza tym macie Pottera - stwierdził Draco, a ja zaczęłam się głośno śmiać. Podeszłam rozbawiona do fotela i opadłam na nim.
W Pokoju był rozpalony kominek, duży puszysty dywan tuż pod nim i fotel razem z dwuosobową kanapą. Było bardzo przytulnie.
-Nalać ci? - spytał Malfoy wyciągając, Bóg wie skąd, Ognistą. Pokiwałam głowa i po chwili dostałam szklankę z bursztynowym płynem. Umoczyłam delikatnie usta napojem. Uśmiechnęłam się bardzo lekko.
-Naprawdę cieszę się, że was poznałam. Ale tak naprawdę poznałam. Bo do tej pory myślałam, że jesteś zadufanym w sobie dupkiem z pieniędzmi tatusia - powiedziałam szczerze patrząc Draconowi w oczy.
-Ja widziałem w tobie tylko siostrę Rasmusa, który tak jak ty miał być przylepą do bliźniaków. Do tego Zdrajczynię Krwi - odparł i upił łyka napoju. - Okazałaś się zabawną, naprawdę cholernie miłą i kochaną osobą. Cieszę się, że jesteście z Zabinim razem - dodał równie szczerze, a ja uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Usłyszeć takie słowa od tak dobrego i miłego człowieka, jak Draco Malfoy, to sama przyjemność - powiedziałam i stuknęliśmy się szklankami. Oboje wypiliśmy sporego łyka i zaczęliśmy się wesoło śmiać.
Dokładnie w tym momencie wszedł do Pokoju Życzeń uśmiechnięty Zabini wraz z naburmuszoną Pansy. Ta szybko usiadła koło Draco, a Blaise podszedł do mnie. Wstałam, a on usiadł, więc usadowiłam się na jego kolanach.
I Parkinson, i Zabini dostali trunki. Naprawdę zaczynało być miło, mimo okropnych spojrzeń Pansy. Bardzo, bardzo miałam nadzieję, że będzie równie spokojnie na tym nieszczęsnym Balu Bożonarodzeniowym u Malfoyów.
~~~
Naprawdę się cieszę, że te rozdziały szybko mi idą. Pozdrawiam.
-Od razu siadasz do eseju? - spytał Zabini, a ja spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Rozsiadł się na swoim łóżku.
-Jak mam za godzinę spadać, czy tam z półtorej to chociaż chcę mieć wymówkę, że już skończyłam - przyznałam, a ten kiwnął spokojnie głową.
-Jesteś naprawdę inteligentną osobą - stwierdził z uznaniem, a ja wsadziłam nos w książkę i zaczęłam pisać o Eliksirze Grzegorza Przymilnego. Opisałam trochę historii, jakim przychlastem był Przymilny i jak już kończyłam zastosowanie do pokoju wszedł Draco z Pansy.
Pansy była wpatrzona w tlenionego. Widocznie właśnie wrócił z treningu Quidditcha, bo miał rozwichrzone włosy i smugę błota na lewej nogawce.
-Cześć Draco - powiedziałam wesoło, a on uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Cześć Emmie, miło cię widzieć - powiedział bez cienia sarkazmu.
Naprawdę szczerze się polubiliśmy przez ten okres, w którym częściej się spotykałam z Zabinim.
także teraz, gdy 'jesteśmy razem'. To jest ciekawe ile może się zmienić, gdy faktycznie zaczniesz kogoś poznawać.
-Jak wam idą eseje? - spytała Pansy siadając koło Zabiniego. Ten pokazał jej swój pergamin.
-Już kończę. Potrzebujesz pomocy przy swoim? - spytał, a Pansy uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Przyglądałam się temu ukradkiem. Nie z zazdrości, tylko z troski. Miałam zwyczajnie nadzieję, że ona go do tego nie wykorzysta.
Draco oparł się o skraj biurka.
-Masz jakieś wieści od bliźniaków? Dobrze im się prowadzi sklep? - spytał Malfoy spokojnym tonem. Uniosłam wzrok na niego.
-W sumie dosyć dawno z Fredem nie pisałam, ale chyba dobrze im się powodzi. Ministerstwo zaczęło od nich kupować kilka rzeczy. Jakieś kapelusze, z tego co wiem na pewno. Zawsze ich marzeniem był sklep w stylu Zonka - odparłam, a ten kiwnął głową.
-Mimo że za sobą nie przepadaliśmy, muszę przyznać, że byli naprawdę ciekawymi ludźmi z pasją do uprzykrzania niektórym życia - powiedział wesoło. Zmarszczyłam brwi. - Nie bierz tego oczywiście za złe Clementine. Bardzo mi się podobały Bombonierki Lessera. Naprawdę ich za to podziwiam. I mówię to naprawdę poważnie - dodał unosząc lekko dłonie.
-Przepraszam, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do przyjaźni Ślizgońsko-Gryffońskiej - odparłam z uśmiechem. Ten zaśmiał się lekko.
-Jak najbardziej rozumiem. Dla mnie to również nowość, ale bardzo się cieszę z takiego obrotu spraw - powiedział zerkając na mnie, a potem delikatnie łypiąc okiem w stronę Zabiniego. Wzruszyłam zabawnie ramionami.
-Draco, my się naprawdę kiedyś musimy napić - stwierdziłam patrząc na niego poważnie. Ten kiwnął głową wesoło.
-Dla ciebie wszystko Clementine - odparł, a ja walnęłam go w ramię. - Nie, ja mówię serio. Możemy iść nawet teraz. Ja zrobiłem swój esej na Eliksiry. Ty już kończysz. Możemy iść się napić w Pokoju Życzeń - dodał, a ja spojrzałam na niego spokojnie.
-Daj mi pięć minut. Dokończę esej i możemy iść - mruknęłam i zaczęłam pisać. Co jakiś czas zerkałam na Pansy, która znowu mnie gromiła wzrokiem. Blaise podkreślał jej ważne momenty w książce z Eliksirów, tak jak ja jemu z Opieki.
Podpisałam się na dole pergaminu.
-Możemy iść - rozbrzmiały moje słowa, a Draco wstał z biurka z uśmiechem.
-Też bardzo bym chciała iść - stwierdziła Pansy. - Blaise, dałbyś radę pomóc mi jeszcze z tym esejem. Tobie to szybciej pójdzie - dodała z maślanymi oczami Parkinson.
Zabini już otwierał usta, żeby odpowiedzieć jej dokładnie to co chciała usłyszeć.
-Ale Snape rozpozna, że to nie twoje pismo. Ja bym nie ryzykowała karą przez następne dwa tygodnie, tylko dlatego, że nie chciało mi się przepisać dziesięciu zdań z książki - powiedziałam pewnym tonem. Wzrok wszystkich spoczął na mnie. Pansy znowu chciała mnie zabić. Czułam, że widzi mnie bez głowy, albo płonącą żywcem.
-Czyli ustalone. Ja i Clementine idziemy teraz do Pokoju Życzeń, a wy jak się uporacie z esejem - zarządził Draco. Uśmiechnęłam się szeroko. Podeszłam do Blaise'a i pocałowałam go delikatnie w usta. Ten uśmiechnął się kręcąc głową z politowaniem.
-Powodzenia - powiedziałam wesoło i ruszyłam za Draco. Już nawet nie spojrzałam na Parkinson. Zamknęliśmy drzwi do dormitorium.
-Bardzo ładnie rozegrane - stwierdził Malfoy z podziwem w głosie. Uśmiechnęłam się do niego. Zaczęliśmy iść na górę po schodach.
-Jestem z Zabinim, więc trochę nie pozwolę na traktowanie go w ten sposób. A Severus ma gdzieś jak piszesz - odparłam, a Malfoy zaczął się śmiać. - Nie przepadam za Parkinson - dodałam ciszej, gdy tleniony zaczął otwierać Pokój.
-To da się wyczuć. Ale jakoś obie za sobą nie przepadacie.
-Aż tak to widać? - spytałam rozbawiona. Ten tylko wesoło kiwnął głową. - W sumie to wszystko trochę zapoczątkowali Założyciele Domów. Salazar po prostu nie lubił innych, a wydaje mi się, że to Godryka najbardziej i przelał to na uczniów - dodałam, a Malfoy otworzył Pokój Życzeń.
-Poza tym macie Pottera - stwierdził Draco, a ja zaczęłam się głośno śmiać. Podeszłam rozbawiona do fotela i opadłam na nim.
W Pokoju był rozpalony kominek, duży puszysty dywan tuż pod nim i fotel razem z dwuosobową kanapą. Było bardzo przytulnie.
-Nalać ci? - spytał Malfoy wyciągając, Bóg wie skąd, Ognistą. Pokiwałam głowa i po chwili dostałam szklankę z bursztynowym płynem. Umoczyłam delikatnie usta napojem. Uśmiechnęłam się bardzo lekko.
-Naprawdę cieszę się, że was poznałam. Ale tak naprawdę poznałam. Bo do tej pory myślałam, że jesteś zadufanym w sobie dupkiem z pieniędzmi tatusia - powiedziałam szczerze patrząc Draconowi w oczy.
-Ja widziałem w tobie tylko siostrę Rasmusa, który tak jak ty miał być przylepą do bliźniaków. Do tego Zdrajczynię Krwi - odparł i upił łyka napoju. - Okazałaś się zabawną, naprawdę cholernie miłą i kochaną osobą. Cieszę się, że jesteście z Zabinim razem - dodał równie szczerze, a ja uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Usłyszeć takie słowa od tak dobrego i miłego człowieka, jak Draco Malfoy, to sama przyjemność - powiedziałam i stuknęliśmy się szklankami. Oboje wypiliśmy sporego łyka i zaczęliśmy się wesoło śmiać.
Dokładnie w tym momencie wszedł do Pokoju Życzeń uśmiechnięty Zabini wraz z naburmuszoną Pansy. Ta szybko usiadła koło Draco, a Blaise podszedł do mnie. Wstałam, a on usiadł, więc usadowiłam się na jego kolanach.
I Parkinson, i Zabini dostali trunki. Naprawdę zaczynało być miło, mimo okropnych spojrzeń Pansy. Bardzo, bardzo miałam nadzieję, że będzie równie spokojnie na tym nieszczęsnym Balu Bożonarodzeniowym u Malfoyów.
~~~
Naprawdę się cieszę, że te rozdziały szybko mi idą. Pozdrawiam.
wtorek, 15 października 2019
Rozdział 16
Twarz Zabiniego wykrzywiła się w wielkim uśmiechu. Pokiwałam
z politowaniem głową i ujrzałam kątem oka, że Pansy szykuje się do wyjścia z
alejki za nami. Ujęłam dłoń Blaise'a i kiwając ledwo zauważalnie głową
położyłam ją na moim udzie. Tym bliżej Ślizgona. Nie było to najbardziej
widoczne, jednak zdecydowanie dało się zauważyć przy delikatnym przyjrzeniu
się.
Pansy wyszła z dwoma opasłymi tomiskami. Mój wzrok skierował się na książkę, którą i tak chciałam dokończyć.
-O, cześć Blaise. Jak wam idzie referat z Opieki? - spytała nagle wyrastając między nami. Spojrzałam na nią.
-Właśnie spisuję najważniejsze rzeczy - stwierdził pokazując swój w połowie zapisany pergamin. Ta kiwnęła głową.
-Wybierałam się do waszego dormitorium. Przyjdziecie? - spytała słodszym głosem. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
-Za niedługo będziemy - odpowiedziałam, zanim Blaise zdążył otworzyć usta. Moja dłoń powędrowała na tą jego usadowioną na moim udzie. Palce wsunęłam pod jego dłoń.
Pansy kątem oka obserwowała, co właśnie zrobiłam i skrzywiła się ledwo zauważalnie. Kiwnęła głową i rzucając średnio zrozumiałe 'do zobaczenia' ruszyła do drzwi. Obserwowałam ją, aż do samych drzwi. Gdy wyszłam spojrzałam na rozanielonego Zabiniego i wyciągnęłam swoją dłoń z jego.
-Nigdy się w ten sposób do mnie nie odzywała - mruknął cicho, a ja zaśmiałam się lekko. Pokiwałam z politowaniem głową.
-Musimy ustalić kilka reguł – mruknęłam i wyciągnęłam kawałek pergaminu. Ujęłam pióro w dłoń i zaczęłam zapisywać, mimo wyraźnie słyszalnych pojękiwań niezadowolenia ze strony Zabiniego.
-Malfoy zaprosił już Pansy jako swoja partnerkę. Proszę Clementine – mruknął patrząc mi w oczy, a ja kiwnęłam głową lekko.
-Idziemy do was do dormitorium? Pewnie już się niecierpliwią – zaśmiałam się delikatnie. Zabini kiwnął głową i ujął swoja książkę pod pachę. Moją zaś założyłam jakimś świstkiem wyciągniętym z kieszeni. Ruszyliśmy do wyjścia. Kiwnęłam miło bibliotekarce na pożegnanie. Szliśmy w ciszy, która, o dziwo, wcale nie była niezręczna.
-Emmie? – mruknął cicho Zabini, jak zbliżyliśmy się na dwa metry do wejścia do Wspólnego Pokoju Ślizgonów. Spojrzałam na niego przystając lekko. Ten wyciągnął ku mnie dłoń, a ja splotłam nasze palce razem.
-Jesteś gotowy? – spytałam, a ten kiwnął głową i otworzył przejście.
W Pokoju Wspólnym Ślizgonów byłam pierwszy raz w życiu. Pierwszoroczna Clementine nie uwierzyłaby, że to dzieje się naprawdę. Poza tym była trochę za bardzo ciekawska, ale to swoją drogą. Zielonkawe światło omiatało całe pomieszczenie aurą niepewności, ale z drugiej strony spokoju. Ogień w kominku palił się dokładnie tak jak w naszym. Zabini zaczął mnie ciągnąć w stronę schodów. Nie obchodziły mnie ciekawskie spojrzenia Ślizgonów, bo naprawdę podziwiałam sam wystrój pomieszczenia. Tak zupełnie inny, niż nasz.
Po krótkiej wyprawie w górę schodów Zabini uchylił przede mną drzwi. Wsunęłam się do środka z uśmiechem. W środku siedział Malfoy na krześle przy małym stoliku, a Pansy okupowała jego łóżko. Nie było nikogo innego.
-Cześć Clementine – powiedział wesoło Draco i spojrzał na nasze splecione dłonie. Jego twarz wykrzywiła się w jeszcze większym uśmiechu.
-Uczycie się Smoku? – spytał Zabini zanim zdążyłam odpowiedzieć Malfoyowi. Blaise poprowadził mnie do swojego łóżka i usiadł opierając się o ścianę z boku. Usiadłam koło niego i położyłam sobie książkę na kolanach. Puściliśmy swoje dłonie.
-Właśnie rozmawiamy o tym, jak napisać esej na Opiekę – stwierdził dalej radosnym tonem. Zabini kiwnął głową i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Skończyłam go już wcześniej, więc jeśli chcecie mogę wam pomóc – stwierdziłam i jakby od niechcenia wsunęłam swoje nogi między uda Blaise’a. Pansy spojrzała na mnie krzywiąc się trochę. Draco machnął dłonią.
-Hagrid wyczuje w tych esejach twoją rękę. Za dobre referaty piszesz – stwierdził z uśmiechem. Kiwnęłam wesoło głową i otworzyłam książkę na stronie, na której skończyłam. Tleniony kontynuował rozmowę z Parkinson. Blaise położył dłoń na jednej z moich nóg. Spojrzałam na niego znad książki i uśmiechnęłam się lekko. Jego twarz jednak wcale nie wyrażała szczęścia, gdyż cały czas łypał oczami w stronę Pansy. Westchnęłam i nachyliłam się na nim.
-Zabini, to jest bardzo niepokojące – wymamrotałam, gdy spojrzał w moją stronę. Położyłam dłoń na jego dłoni, a ten kiwnął głową.
-Wiem Emmie, ale nie potrafię inaczej – odparł cicho, a ja uśmiechnęłam się z politowaniem. Na jego twarzy również zobaczyłam delikatny uśmiech. Położyłam dłoń na jego policzku.
-Oczywiście, że potrafisz – mruknęłam, a ten nachylił się nade mną i dotknął moich ust swoimi. Szczerze, akurat tego się nie spodziewałam. Kompletnie. Po chwili odsunął się, a ja uśmiechnęłam się. – Nie o to dokładnie mi chodziło, ale to było miłe – stwierdziłam patrząc na niego. Zabini kiwnął rozbawiony głową i pogładził mnie po nodze. Zwróciłam wzrok na książkę.
-Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną – wymamrotał bardzo cicho, ledwo słyszalnie. Jakby nie chciał, bym to usłyszała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nawet nie chciałam patrzeć w stronę uśmiechniętego głupio Malfoya, ale podejrzewałam, że właśnie to robił.
Przyzwyczajałam się do jego obecności koło mnie. Coraz bardziej było to normalne. Jego poczucie humoru przypominało moje. Mogłam mu dużo powiedzieć, bo sam sporo przeżył. Chyba cieszyłam się z tego wszystkiego, mimo wcześniejszej niepewności.
Doczytałam w końcu rozdział o chimerach z porannych ćwiczeń i podniosłam na moment wzrok na pracę Zabiniego.
-Kończysz już? - spytałam kładąc dłoń na jego ramieniu. Ten spojrzał na mnie i z uśmiechem pokiwał głową.
-Jednorożce są naprawdę ciekawe - stwierdził wesoło, a ja zaśmiałam się. Pogładziłam go delikatnie po twarzy.
-Bardzo się cieszę. Są niesamowite - odparłam i znowu zwróciłam wzrok na książkę. Ten delikatnie się nade mną nachylił i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem i przewróciłam kartkę na chropianki.
-Wyglądacie razem bardzo uroczo. Wiedziałem, że coś się święci. To nie mógł być tylko alkohol - zaśmiał się radośnie Malfoy. Oboje na niego spojrzeliśmy rozbawieni. Pansy dosłownie zabijała mnie wzrokiem.
-Ognista Whisky łączy ludzi - stwierdził rozbawiony Zabini. Pokręciłam głową z politowaniem i znowu zanurzyłam nos w książkę. Spojrzałam ukradkiem na zegarek. Za pół godziny miała być kolacja. Zabini najwyraźniej to wyłapał i położył mi dłoń na kolanie. Dokładnie tak jak to robił zawsze Fred. - Zdążymy na kolację - dodał spokojnie, a ja kiwnęłam głową.
-Dobrze - powiedziałam, a on podał mi swoje wypracowanie. Zaczęłam je sprawdzać dosyć skrupulatnie, jednak nie widziałam większych błędów.
-I jak?
-Bardzo dobry esej - odparłam z uśmiechem, a ten kiwnął głową. Położył pergamin na szafce i zaczął wstawać z łóżka. Podał mi dłoń. Ujęłam ją i wstałam.
-Widzimy się na kolacji - powiedział Blaise i ruszyliśmy do wyjścia z dormitorium. Zaczęliśmy schodzić na dół i za rękę wyszliśmy z Pokoju Wspólnego. Jak tylko zamknęły się za nami drzwi Blaise mocno mnie przytulił. - Dziękuję, widziałaś jak ona się na mnie patrzyła? - spytał rozanielony. Spojrzałam na niego wesoło.
-Widziałam - odparłam, gdy przytulał mnie jeszcze mocniej. Cały czas bełkotał, że mi dziękuję. Ze śmiechem ujęłam jego dłoń i zaczęłam iść w stronę Wielkiej Sali.
-Mówiłem ci już, że jesteś niesamowita? - spytał wesoło, a ja kiwnęłam głową. Ten z radości zatrzymał mnie i mocno pocałował. Oddałam spokojnie pocałunek z uśmiechem na ustach.
Byliśmy już bardzo blisko Wielkiej Sali i gdy się odsunął ode mnie to zauważyłam za Blaisem zaskoczony wzrok Neville'a.
-Leć na kolację. Potem się zobaczymy - powiedziałam do Zabiniego, a ten wesoło ruszył do Wielkiej Sali. Podeszłam do wrytego w ziemię Longbottoma.
-Czemu nic mi nie powiedziałaś? - spytał rozzłoszczonym tonem. Ja złapałam go za ramię i zaczęłam prowadzić do naszej ławy.
-To nie jest tak jak myślisz. Ale musisz mnie wysłuchać - mruknęłam półgłosem. Ten niepewnie kiwnął głową. - Zabiniemu strasznie podoba się Pansy.
Neville skrzywił twarz. Też nie wiedziałam, jak ktoś tak przystojny, jak Blaise może mieć za obiekt westchnień... No cóż, Parkinson.
-I tak sporo gdzieś wychodzimy, więc poprosił mnie czy nie mogłabym zagrać przez jakiś czas jego dziewczyny. Do tego, w umowie jest, że nie będą cię dręczyć, że będziesz normalnie funkcjonować na zajęciach - wymruczałam jednym tchem. Usiedliśmy przy ławie. Widziałam, że Neville dalej nie był za bardzo przekonany co do moich słów.
-Nie mówię, że to źle. Jestem trochę zły, ale no - urwał i podrapał się po policzku. - Chyba dziękuję - dodał trochę skonsternowanym głosem. Uśmiechnęłam się do niego łapiąc w dłoń kubek herbaty.
-Nie ma za co - powiedziałam i aż słyszałam jak przewraca oczami z lekkim uśmiechem.
~~~
Szybko poszło. Trochę chcę to skończyć. Trochę ogarnąć. Mam dużo pomysłów, dużo fragmentów. Może coś za szybko iść, ale no cóż. Bywa.
Pansy wyszła z dwoma opasłymi tomiskami. Mój wzrok skierował się na książkę, którą i tak chciałam dokończyć.
-O, cześć Blaise. Jak wam idzie referat z Opieki? - spytała nagle wyrastając między nami. Spojrzałam na nią.
-Właśnie spisuję najważniejsze rzeczy - stwierdził pokazując swój w połowie zapisany pergamin. Ta kiwnęła głową.
-Wybierałam się do waszego dormitorium. Przyjdziecie? - spytała słodszym głosem. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
-Za niedługo będziemy - odpowiedziałam, zanim Blaise zdążył otworzyć usta. Moja dłoń powędrowała na tą jego usadowioną na moim udzie. Palce wsunęłam pod jego dłoń.
Pansy kątem oka obserwowała, co właśnie zrobiłam i skrzywiła się ledwo zauważalnie. Kiwnęła głową i rzucając średnio zrozumiałe 'do zobaczenia' ruszyła do drzwi. Obserwowałam ją, aż do samych drzwi. Gdy wyszłam spojrzałam na rozanielonego Zabiniego i wyciągnęłam swoją dłoń z jego.
-Nigdy się w ten sposób do mnie nie odzywała - mruknął cicho, a ja zaśmiałam się lekko. Pokiwałam z politowaniem głową.
-Musimy ustalić kilka reguł – mruknęłam i wyciągnęłam kawałek pergaminu. Ujęłam pióro w dłoń i zaczęłam zapisywać, mimo wyraźnie słyszalnych pojękiwań niezadowolenia ze strony Zabiniego.
'Clementine i Blaise –
zasady.
1. Nie
robimy nic, na co nie ma obopólnego przyzwolenia.
2. Zabini
nie dopuści do męczenia Neville’a Longbottoma.
3. Zdarza
się uczenie w nie swoich dormitoriach/Pokojach Wspólnych.'
-Chcesz coś jeszcze dopisać? – spytałam podsuwając mu listę
pod nos. Ten ujął pióro i zaczął skrobać punkt czwarty. Oddał
mi kartkę. – Joyce pójdzie z Zabinim na Bal organizowany u Malfoyów w okresie
Świąt Bożego Narodzenia – przeczytałam koślawe pismo Zabiniego. Spojrzałam na
niego marszcząc brwi.-Malfoy zaprosił już Pansy jako swoja partnerkę. Proszę Clementine – mruknął patrząc mi w oczy, a ja kiwnęłam głową lekko.
-Idziemy do was do dormitorium? Pewnie już się niecierpliwią – zaśmiałam się delikatnie. Zabini kiwnął głową i ujął swoja książkę pod pachę. Moją zaś założyłam jakimś świstkiem wyciągniętym z kieszeni. Ruszyliśmy do wyjścia. Kiwnęłam miło bibliotekarce na pożegnanie. Szliśmy w ciszy, która, o dziwo, wcale nie była niezręczna.
-Emmie? – mruknął cicho Zabini, jak zbliżyliśmy się na dwa metry do wejścia do Wspólnego Pokoju Ślizgonów. Spojrzałam na niego przystając lekko. Ten wyciągnął ku mnie dłoń, a ja splotłam nasze palce razem.
-Jesteś gotowy? – spytałam, a ten kiwnął głową i otworzył przejście.
W Pokoju Wspólnym Ślizgonów byłam pierwszy raz w życiu. Pierwszoroczna Clementine nie uwierzyłaby, że to dzieje się naprawdę. Poza tym była trochę za bardzo ciekawska, ale to swoją drogą. Zielonkawe światło omiatało całe pomieszczenie aurą niepewności, ale z drugiej strony spokoju. Ogień w kominku palił się dokładnie tak jak w naszym. Zabini zaczął mnie ciągnąć w stronę schodów. Nie obchodziły mnie ciekawskie spojrzenia Ślizgonów, bo naprawdę podziwiałam sam wystrój pomieszczenia. Tak zupełnie inny, niż nasz.
Po krótkiej wyprawie w górę schodów Zabini uchylił przede mną drzwi. Wsunęłam się do środka z uśmiechem. W środku siedział Malfoy na krześle przy małym stoliku, a Pansy okupowała jego łóżko. Nie było nikogo innego.
-Cześć Clementine – powiedział wesoło Draco i spojrzał na nasze splecione dłonie. Jego twarz wykrzywiła się w jeszcze większym uśmiechu.
-Uczycie się Smoku? – spytał Zabini zanim zdążyłam odpowiedzieć Malfoyowi. Blaise poprowadził mnie do swojego łóżka i usiadł opierając się o ścianę z boku. Usiadłam koło niego i położyłam sobie książkę na kolanach. Puściliśmy swoje dłonie.
-Właśnie rozmawiamy o tym, jak napisać esej na Opiekę – stwierdził dalej radosnym tonem. Zabini kiwnął głową i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Skończyłam go już wcześniej, więc jeśli chcecie mogę wam pomóc – stwierdziłam i jakby od niechcenia wsunęłam swoje nogi między uda Blaise’a. Pansy spojrzała na mnie krzywiąc się trochę. Draco machnął dłonią.
-Hagrid wyczuje w tych esejach twoją rękę. Za dobre referaty piszesz – stwierdził z uśmiechem. Kiwnęłam wesoło głową i otworzyłam książkę na stronie, na której skończyłam. Tleniony kontynuował rozmowę z Parkinson. Blaise położył dłoń na jednej z moich nóg. Spojrzałam na niego znad książki i uśmiechnęłam się lekko. Jego twarz jednak wcale nie wyrażała szczęścia, gdyż cały czas łypał oczami w stronę Pansy. Westchnęłam i nachyliłam się na nim.
-Zabini, to jest bardzo niepokojące – wymamrotałam, gdy spojrzał w moją stronę. Położyłam dłoń na jego dłoni, a ten kiwnął głową.
-Wiem Emmie, ale nie potrafię inaczej – odparł cicho, a ja uśmiechnęłam się z politowaniem. Na jego twarzy również zobaczyłam delikatny uśmiech. Położyłam dłoń na jego policzku.
-Oczywiście, że potrafisz – mruknęłam, a ten nachylił się nade mną i dotknął moich ust swoimi. Szczerze, akurat tego się nie spodziewałam. Kompletnie. Po chwili odsunął się, a ja uśmiechnęłam się. – Nie o to dokładnie mi chodziło, ale to było miłe – stwierdziłam patrząc na niego. Zabini kiwnął rozbawiony głową i pogładził mnie po nodze. Zwróciłam wzrok na książkę.
-Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną – wymamrotał bardzo cicho, ledwo słyszalnie. Jakby nie chciał, bym to usłyszała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nawet nie chciałam patrzeć w stronę uśmiechniętego głupio Malfoya, ale podejrzewałam, że właśnie to robił.
Przyzwyczajałam się do jego obecności koło mnie. Coraz bardziej było to normalne. Jego poczucie humoru przypominało moje. Mogłam mu dużo powiedzieć, bo sam sporo przeżył. Chyba cieszyłam się z tego wszystkiego, mimo wcześniejszej niepewności.
Doczytałam w końcu rozdział o chimerach z porannych ćwiczeń i podniosłam na moment wzrok na pracę Zabiniego.
-Kończysz już? - spytałam kładąc dłoń na jego ramieniu. Ten spojrzał na mnie i z uśmiechem pokiwał głową.
-Jednorożce są naprawdę ciekawe - stwierdził wesoło, a ja zaśmiałam się. Pogładziłam go delikatnie po twarzy.
-Bardzo się cieszę. Są niesamowite - odparłam i znowu zwróciłam wzrok na książkę. Ten delikatnie się nade mną nachylił i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem i przewróciłam kartkę na chropianki.
-Wyglądacie razem bardzo uroczo. Wiedziałem, że coś się święci. To nie mógł być tylko alkohol - zaśmiał się radośnie Malfoy. Oboje na niego spojrzeliśmy rozbawieni. Pansy dosłownie zabijała mnie wzrokiem.
-Ognista Whisky łączy ludzi - stwierdził rozbawiony Zabini. Pokręciłam głową z politowaniem i znowu zanurzyłam nos w książkę. Spojrzałam ukradkiem na zegarek. Za pół godziny miała być kolacja. Zabini najwyraźniej to wyłapał i położył mi dłoń na kolanie. Dokładnie tak jak to robił zawsze Fred. - Zdążymy na kolację - dodał spokojnie, a ja kiwnęłam głową.
-Dobrze - powiedziałam, a on podał mi swoje wypracowanie. Zaczęłam je sprawdzać dosyć skrupulatnie, jednak nie widziałam większych błędów.
-I jak?
-Bardzo dobry esej - odparłam z uśmiechem, a ten kiwnął głową. Położył pergamin na szafce i zaczął wstawać z łóżka. Podał mi dłoń. Ujęłam ją i wstałam.
-Widzimy się na kolacji - powiedział Blaise i ruszyliśmy do wyjścia z dormitorium. Zaczęliśmy schodzić na dół i za rękę wyszliśmy z Pokoju Wspólnego. Jak tylko zamknęły się za nami drzwi Blaise mocno mnie przytulił. - Dziękuję, widziałaś jak ona się na mnie patrzyła? - spytał rozanielony. Spojrzałam na niego wesoło.
-Widziałam - odparłam, gdy przytulał mnie jeszcze mocniej. Cały czas bełkotał, że mi dziękuję. Ze śmiechem ujęłam jego dłoń i zaczęłam iść w stronę Wielkiej Sali.
-Mówiłem ci już, że jesteś niesamowita? - spytał wesoło, a ja kiwnęłam głową. Ten z radości zatrzymał mnie i mocno pocałował. Oddałam spokojnie pocałunek z uśmiechem na ustach.
Byliśmy już bardzo blisko Wielkiej Sali i gdy się odsunął ode mnie to zauważyłam za Blaisem zaskoczony wzrok Neville'a.
-Leć na kolację. Potem się zobaczymy - powiedziałam do Zabiniego, a ten wesoło ruszył do Wielkiej Sali. Podeszłam do wrytego w ziemię Longbottoma.
-Czemu nic mi nie powiedziałaś? - spytał rozzłoszczonym tonem. Ja złapałam go za ramię i zaczęłam prowadzić do naszej ławy.
-To nie jest tak jak myślisz. Ale musisz mnie wysłuchać - mruknęłam półgłosem. Ten niepewnie kiwnął głową. - Zabiniemu strasznie podoba się Pansy.
Neville skrzywił twarz. Też nie wiedziałam, jak ktoś tak przystojny, jak Blaise może mieć za obiekt westchnień... No cóż, Parkinson.
-I tak sporo gdzieś wychodzimy, więc poprosił mnie czy nie mogłabym zagrać przez jakiś czas jego dziewczyny. Do tego, w umowie jest, że nie będą cię dręczyć, że będziesz normalnie funkcjonować na zajęciach - wymruczałam jednym tchem. Usiedliśmy przy ławie. Widziałam, że Neville dalej nie był za bardzo przekonany co do moich słów.
-Nie mówię, że to źle. Jestem trochę zły, ale no - urwał i podrapał się po policzku. - Chyba dziękuję - dodał trochę skonsternowanym głosem. Uśmiechnęłam się do niego łapiąc w dłoń kubek herbaty.
-Nie ma za co - powiedziałam i aż słyszałam jak przewraca oczami z lekkim uśmiechem.
~~~
Szybko poszło. Trochę chcę to skończyć. Trochę ogarnąć. Mam dużo pomysłów, dużo fragmentów. Może coś za szybko iść, ale no cóż. Bywa.
poniedziałek, 14 października 2019
Rozdział 15
Zaczynała się właśnie cisza nocna, kiedy wychodziliśmy z Zabinim z Pokoju Życzeń. Dosyć cicho wymknęliśmy się w stronę schodów, żeby tylko nikogo nie obudzić. Okazało się, że moje trampki są skrzypiące, jeśli nic innego nie wydaje głosu. Blaise musiał co chwilę mnie uciszać i próbować sam się nie śmiać. Targał mnie, gdy trzymałam go pod ramie na dół. Co chwilę przyspieszał, albo zwalniał.
Wszystko z tym głupim uśmiechem na twarzy, który dodawał mu tylko uroku. Sama nie mogłam się nie uśmiechać.
Wreszcie dotarliśmy do korytarza, który prowadził do mnie do Pokoju Wspólnego. Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Dziękuję za dzisiejszy wieczór, cieszę się, że nie musiałam tyle siedzieć u Slughorna i słuchać o mojej mamie. Naprawdę bardzo się cieszę - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-Nie ma problemu, to ja tobie dziękuję, że mnie wysłuchałaś - odparł cicho, a ja tylko machnęłam ręką, że nie ma za co. - Dobrze mi się z tobą rozmawia, ale następnym razem bierzemy Whisky - dodał, a ja zaśmiałam się cicho.
-Jak najbardziej się zgadzam - odparłam i ruszyłam w swoją stronę. Gruba Dama wydawała się trochę niezadowolona, że ją budzę i chcę przejść, ale mi już wtedy nic nie przeszkadzało.
Polubiłam tego człowieka. Polubiłam go za to kim jest, nie kogo gra. A to chyba najważniejsze, prawda?
Szybko wspięłam się po schodach i od razu położyłam zmęczona w łóżku. Nie słuchałam nawet o czym rozmawiają jeszcze dziewczyny. Naprawdę mnie to nie obchodziło.
Obudziłam się trochę za późno, by móc ogarnąć się i spokojnie pójść na śniadanie. Tylko zarzuciłam na siebie jakiś sweter i wybiegłam z plecakiem w dłoni chcąc zdążyć na ostatni moment śniadania.
Wiedziałam, że pierwszymi zajęciami była Opieka, więc trochę mi ulżyło, bo pewnie Hagrid nic mi nie zrobi. Nawet wysłucha spokojnie mojej wersji i ją poprze. Uwielbiałam tego pół-człowieka za to.
Wbiegłam do Wielkiej Sali, gdy wszyscy powoli szli już na zajęcia. Widziałam w tłumie Longbottoma, ale go nie zatrzymywałam.
Zgarnęłam dwa tosty i usiałam gdzieś najbliżej wejścia, żeby szybko je zjeść i popić zimną już kawą. Szybko to dojadłam i zaczęłam iść do wyjścia z budynku.
Weszłam na Błonia trzymając plecak z książkami w dłoni. Przetarłam drugą dłonią zaspane oczy. Muszę się lepiej wysypiać, albo nie łazić po noc z Zabinim. Mój ulubiony pół-olbrzym właśnie zaczynał swój wykład o czymś co przypominało kozę z głową lwa z ogonem smoka? Jaszczurki?
-Czy ktoś wie, co to jest za poczwara? - spytał głębokim głosem Hagrid. W klasie zapadła cakowita cisza. Każdy patrzył w boki, tylko żeby nie zostać wywołanym do odpowiedzi. Usiadłam na końcu zgromadzenia i wyciągnęłam pergamin.
-Wygląda trochę jak odwrotny sfinks, z ogonem smoka - powiedziałam głośno przypatrując się obrazkowi. Hagrid spojrzał w moją stronę i kiwnął głowę.
-To prawda, ale ten ma tylko głowę lwa, chociaż sfinks jest mniej groźny od tego potwora - stwierdził Rubeus.
Zapisałam 'Klasyfikacja Ministerwstwa Magii: więcej, niż sfinks'.
-Jeśli nawet Joyce nie wie, to nikt nie wie - powiedział półgłosem jeden ze Ślizgonów. Kilku się zaśmiało cicho. Spojrzałam w tamtą stronę, a Zabini walnął go w ramię z naburmuszoną miną. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i spojrzałam na Hagrida ponownie.
-Czy to jest chimera? - spytałam jeszcze raz zaciekawionym głosem. Rubeus, aż klasnął w dłonie.
-Jest to dokładnie chimera. Ma głowę lwa, tułów kozy i ogon smoka. Jest greckim, rzadko spotykanym potworem. Okrutnie krwiożercza i strasznie złośliwa - powiedział poważnie. - Jak niektórzy tutaj - mruknął ciszej spoglądając na obrazek. Zaśmiałam się cicho. Napotkałam rozbawiony wzrok Neville'a. Dotknęłam palcem nosa i wskazałam na niego rozbawiona. Wysłał mi buziaka w powietrzu i wróciliśmy do słuchania o strasznych chimerach.
Po zajęciach podszedł do mnie Neville i razem ruszyliśmy na Wróżbiarstwo. Miałam nadzieję, że tym razem ja trafię na Omen Śmierci.
-Słyszałem, że wyszłaś wcześniej wczoraj. Wszystko w porządku? - spytał, a ja poprawiłam plecak wiszący mi przez ramię.
-Slughorn spytał o mamę. Zaczął o niej mówić - powiedziałam spokojnie, a Neville kiwnął głową i położył mi dłoń na ramieniu. - Potem Zabini mi pomógł, udał, że musi iść do Skrzydła, żeby nie musieć go już słuchać - dodałam. Spojrzałam na Longbottoma, który był trochę skrzywiony.
-To dobrze, cieszę się. Chociaż czy jesteś pewna tej relacji? - spytał cicho. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
Naprawdę nie wiedziałam w co się pakuję. Po prostu dobrze się bawiłam mając z kim pić i do kogo się odezwać z trudnymi sprawami. To mi się naprawdę najbardziej podobało. Że nie kryjemy przed sobą trudnych rzeczy. Że nie ma z nimi problemu.
Zajęcia do obiadu minęły naprawdę spokojnie. Usiadłam normalnie przy ławie i zaczęłam jeść posiłek. Kotleta i trochę frytek popijałam sokiem dyniowym. Poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam się z wpół przeżutym jedzeniem w ustach. Zobaczyłam Zabiniego. Kawałek stołu tuż przy mnie delikatni umilkł.
-Cześć Emmie, potrzebuję twojej pomocy przy eseju z Opieki - powiedział spokojnie, a ja uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
-Możemy się po obiedzie spotkać przed drzwiami do Wielkiej Sali i pójść do biblioteki - zaproponowałam i spojrzałam na Neville'a. - Idziesz z nami? - spytałam, a chłopak pokiwał przecząco głową z lekko zmarszczonymi brwiami.
-Nie mogę, umówiłem się z Luną - przyznał, a ja kiwnęłam głową. Zwróciłam wzrok na Zabiniego.
-No to będziemy tylko my - mruknęłam wzruszając ramionami. Ten uśmiechnął się i ruszył do swojego stołu. Kontynuowałam jedzenie. - Jak ci idzie z Luną? - spytałam biorąc do ręki kubek z sokiem.
-W sumie dobrze. Miło nam się rozmawia, dzisiaj idziemy na spacer, bo ona jakichś małych robaczków chce poszukać - stwierdził wzruszając ramionami.
-Ciekawie - stwierdziłam z uśmiechem. Ten walnął mnie w ramię i wystawił język. Pokręciłam głową z politowaniem i skończyłam jeść. Widziałam, że Zabini powoli się zbiera do wyjścia. Dopiłam sok.
-Powodzenia w bibliotece - powiedział zgryźliwie Longbottom.
-Powodzenia na randce - odpowiedziałam rozbawiona i wstałam. Ruszyłam do wyjścia, przy którym wyraźnie stał Blaise. Podeszłam do niego.
-Gotowa? - spytał, a ja kiwnęłam głową i ruszyliśmy do biblioteki. Po wejściu do niej od razu skierowałam się do działu Fantastycznych Zwierząt łapiąc pozycję spisaną przez Newta Scamandera. Esej o jednorożcach już zdążyłam skończyć jakiś czas temu, więc otworzyłam drugą kopię na odpowiednim rozdziale i położyłam ją przed Zabinim.
-Pisz sensownie. Mogę ci podkreślić co jest najważniejsze i mniej więcej czego chce Hagrid, żeby mieć jakąś pozytywną ocenę - powiedziałam przeglądając kilka kartek zapisanych małym druczkiem o koniach z rogiem. Ten kiwnął głową i wyciągnął pergamin. Podkreśliłam mu delikatnie co jest dosyć ważne. Pamiętałam ten rozdział prawie na pamięć, więc tylko czytałam początek zdania i wiedziałam czy się przyda czy nie.
-Jesteś niesamowita - stwierdził Zabini patrząc na moją szybko idącą po książce rękę. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Pisz, nie gadaj - zaśmiałam się cicho podając mu książkę. - Musisz zacząć od wstępu. Dlaczego te zwierzęta uważa się za tak majestatyczne i mityczne. Potem trochę historii, gdzie znaleziono pierwszego jednorożca, kto to zrobił. Następnie wygląd i usposobienie. We wnioskach piszesz, że są niesamowite, jak ja, i dostajesz Wybitny - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Ten pokiwał z politowaniem głową.
-Jesteś walnięta, ale bardzo cię lubię - stwierdził zabierając się za czytanie podkreślonego tekstu Zabini. Westchnęłam z uśmiechem i otworzyłam książkę na Niuchaczach. Co jakiś czas patrzyłam na postęp na pergaminie Zabiniego.
Po jakiejś godzinie koło nas przeszła Pansy trzymając w dłoni jakąś potężną książkę. Wzniosłam wzrok, tak samo zresztą jak Zabini.
-Cześć Pansy, co t-
Poszła dalej, a ja zmarszczyłam brwi. Blaise wrócił wzrokiem do swojej książki, bijąc się z sobą samym w myślach. Spojrzałam na niego.
-Co to było? - wymamrotałam zdziwiona. Zabini nie był chyba świadomy, że widziałam to, gdyż spłonął rumieńcem, który był widoczny, mimo jego ciemnych policzków. Uniosłam lewą brew wyżej. - Podoba ci się Pansy? - dodałam dogłębnie zaskoczona. Ten przyłożył swój palec do moich ust uciszając mnie.
Teraz byłam jeszcze bardziej zdziwiona.
-Musisz się tak drzeć? - spytał zakłopotany. Wzruszyłam niewinnie ramionami i nachyliłam się nad nim, ażeby bibliotekarka nas nie wyrzuciła.
-Czemu po prostu do niej nie zagadasz? Jesteś zabawny, przystojny i Czystokrwisty. Idealny kandydat - mruknęłam cicho. Zabini spojrzał na mnie smutno.
-Emmie, taki to ja już byłem dawno temu. Wtedy kompletnie mnie nie zauważała, tak jak teraz - odparł, a ja westchnęłam lekko kiwając głową. Przełożyłam kolejną kartkę w Fantastycznych Zwierzętach. Usłyszałam nagłe zapowietrzanie się Zabiniego. - Wiem co robić - szepnął ze wzrokiem wyrażającym czysty geniusz. Wzniosłam na niego wzrok znad zdjęcia rodziny hipogryfów.
-Zaskocz mnie.
-Czy mogłabyś udawać, że jesteśmy razem przez jakiś czas? Nie masz chłopaka, a ja mogę przez to zyskać Parkinson - wymamrotał, a moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. - Przecież i tak spędzamy ze sobą sporo czasu - dodał proszącym tonem. Zmarszczyłam brwi.
-Co ja z tego będę miała? - spytałam, a ten wskazał z głupim uśmiechem na siebie. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Jeśli tylko to, to trochę nie warto.
Zabini zamyślił się na moment.
-Obiecuję, że w żaden sposób nie będziemy poniżać, ani naruszać przestrzeni osobistej Longbottoma - wymamrotał. Spojrzałam na książkę. To był naprawdę dobry pomysł. Neville mógłby wtedy normalnie funkcjonować na zajęciach i nie obrywać za byle co. Wzniosłam wzrok na czarnoskórego chłopaka i wyciągnęłam ku niemu dłoń.
-Zgadzam się.
~~~
Ah, powiedzmy, że wracam. Wzięłam sobie za cel dokończyć tego bloga. Mam pomysł i mało czasu XD
Wszystko z tym głupim uśmiechem na twarzy, który dodawał mu tylko uroku. Sama nie mogłam się nie uśmiechać.
Wreszcie dotarliśmy do korytarza, który prowadził do mnie do Pokoju Wspólnego. Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Dziękuję za dzisiejszy wieczór, cieszę się, że nie musiałam tyle siedzieć u Slughorna i słuchać o mojej mamie. Naprawdę bardzo się cieszę - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-Nie ma problemu, to ja tobie dziękuję, że mnie wysłuchałaś - odparł cicho, a ja tylko machnęłam ręką, że nie ma za co. - Dobrze mi się z tobą rozmawia, ale następnym razem bierzemy Whisky - dodał, a ja zaśmiałam się cicho.
-Jak najbardziej się zgadzam - odparłam i ruszyłam w swoją stronę. Gruba Dama wydawała się trochę niezadowolona, że ją budzę i chcę przejść, ale mi już wtedy nic nie przeszkadzało.
Polubiłam tego człowieka. Polubiłam go za to kim jest, nie kogo gra. A to chyba najważniejsze, prawda?
Szybko wspięłam się po schodach i od razu położyłam zmęczona w łóżku. Nie słuchałam nawet o czym rozmawiają jeszcze dziewczyny. Naprawdę mnie to nie obchodziło.
Obudziłam się trochę za późno, by móc ogarnąć się i spokojnie pójść na śniadanie. Tylko zarzuciłam na siebie jakiś sweter i wybiegłam z plecakiem w dłoni chcąc zdążyć na ostatni moment śniadania.
Wiedziałam, że pierwszymi zajęciami była Opieka, więc trochę mi ulżyło, bo pewnie Hagrid nic mi nie zrobi. Nawet wysłucha spokojnie mojej wersji i ją poprze. Uwielbiałam tego pół-człowieka za to.
Wbiegłam do Wielkiej Sali, gdy wszyscy powoli szli już na zajęcia. Widziałam w tłumie Longbottoma, ale go nie zatrzymywałam.
Zgarnęłam dwa tosty i usiałam gdzieś najbliżej wejścia, żeby szybko je zjeść i popić zimną już kawą. Szybko to dojadłam i zaczęłam iść do wyjścia z budynku.
Weszłam na Błonia trzymając plecak z książkami w dłoni. Przetarłam drugą dłonią zaspane oczy. Muszę się lepiej wysypiać, albo nie łazić po noc z Zabinim. Mój ulubiony pół-olbrzym właśnie zaczynał swój wykład o czymś co przypominało kozę z głową lwa z ogonem smoka? Jaszczurki?
-Czy ktoś wie, co to jest za poczwara? - spytał głębokim głosem Hagrid. W klasie zapadła cakowita cisza. Każdy patrzył w boki, tylko żeby nie zostać wywołanym do odpowiedzi. Usiadłam na końcu zgromadzenia i wyciągnęłam pergamin.
-Wygląda trochę jak odwrotny sfinks, z ogonem smoka - powiedziałam głośno przypatrując się obrazkowi. Hagrid spojrzał w moją stronę i kiwnął głowę.
-To prawda, ale ten ma tylko głowę lwa, chociaż sfinks jest mniej groźny od tego potwora - stwierdził Rubeus.
Zapisałam 'Klasyfikacja Ministerwstwa Magii: więcej, niż sfinks'.
-Jeśli nawet Joyce nie wie, to nikt nie wie - powiedział półgłosem jeden ze Ślizgonów. Kilku się zaśmiało cicho. Spojrzałam w tamtą stronę, a Zabini walnął go w ramię z naburmuszoną miną. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i spojrzałam na Hagrida ponownie.
-Czy to jest chimera? - spytałam jeszcze raz zaciekawionym głosem. Rubeus, aż klasnął w dłonie.
-Jest to dokładnie chimera. Ma głowę lwa, tułów kozy i ogon smoka. Jest greckim, rzadko spotykanym potworem. Okrutnie krwiożercza i strasznie złośliwa - powiedział poważnie. - Jak niektórzy tutaj - mruknął ciszej spoglądając na obrazek. Zaśmiałam się cicho. Napotkałam rozbawiony wzrok Neville'a. Dotknęłam palcem nosa i wskazałam na niego rozbawiona. Wysłał mi buziaka w powietrzu i wróciliśmy do słuchania o strasznych chimerach.
Po zajęciach podszedł do mnie Neville i razem ruszyliśmy na Wróżbiarstwo. Miałam nadzieję, że tym razem ja trafię na Omen Śmierci.
-Słyszałem, że wyszłaś wcześniej wczoraj. Wszystko w porządku? - spytał, a ja poprawiłam plecak wiszący mi przez ramię.
-Slughorn spytał o mamę. Zaczął o niej mówić - powiedziałam spokojnie, a Neville kiwnął głową i położył mi dłoń na ramieniu. - Potem Zabini mi pomógł, udał, że musi iść do Skrzydła, żeby nie musieć go już słuchać - dodałam. Spojrzałam na Longbottoma, który był trochę skrzywiony.
-To dobrze, cieszę się. Chociaż czy jesteś pewna tej relacji? - spytał cicho. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
Naprawdę nie wiedziałam w co się pakuję. Po prostu dobrze się bawiłam mając z kim pić i do kogo się odezwać z trudnymi sprawami. To mi się naprawdę najbardziej podobało. Że nie kryjemy przed sobą trudnych rzeczy. Że nie ma z nimi problemu.
Zajęcia do obiadu minęły naprawdę spokojnie. Usiadłam normalnie przy ławie i zaczęłam jeść posiłek. Kotleta i trochę frytek popijałam sokiem dyniowym. Poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam się z wpół przeżutym jedzeniem w ustach. Zobaczyłam Zabiniego. Kawałek stołu tuż przy mnie delikatni umilkł.
-Cześć Emmie, potrzebuję twojej pomocy przy eseju z Opieki - powiedział spokojnie, a ja uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
-Możemy się po obiedzie spotkać przed drzwiami do Wielkiej Sali i pójść do biblioteki - zaproponowałam i spojrzałam na Neville'a. - Idziesz z nami? - spytałam, a chłopak pokiwał przecząco głową z lekko zmarszczonymi brwiami.
-Nie mogę, umówiłem się z Luną - przyznał, a ja kiwnęłam głową. Zwróciłam wzrok na Zabiniego.
-No to będziemy tylko my - mruknęłam wzruszając ramionami. Ten uśmiechnął się i ruszył do swojego stołu. Kontynuowałam jedzenie. - Jak ci idzie z Luną? - spytałam biorąc do ręki kubek z sokiem.
-W sumie dobrze. Miło nam się rozmawia, dzisiaj idziemy na spacer, bo ona jakichś małych robaczków chce poszukać - stwierdził wzruszając ramionami.
-Ciekawie - stwierdziłam z uśmiechem. Ten walnął mnie w ramię i wystawił język. Pokręciłam głową z politowaniem i skończyłam jeść. Widziałam, że Zabini powoli się zbiera do wyjścia. Dopiłam sok.
-Powodzenia w bibliotece - powiedział zgryźliwie Longbottom.
-Powodzenia na randce - odpowiedziałam rozbawiona i wstałam. Ruszyłam do wyjścia, przy którym wyraźnie stał Blaise. Podeszłam do niego.
-Gotowa? - spytał, a ja kiwnęłam głową i ruszyliśmy do biblioteki. Po wejściu do niej od razu skierowałam się do działu Fantastycznych Zwierząt łapiąc pozycję spisaną przez Newta Scamandera. Esej o jednorożcach już zdążyłam skończyć jakiś czas temu, więc otworzyłam drugą kopię na odpowiednim rozdziale i położyłam ją przed Zabinim.
-Pisz sensownie. Mogę ci podkreślić co jest najważniejsze i mniej więcej czego chce Hagrid, żeby mieć jakąś pozytywną ocenę - powiedziałam przeglądając kilka kartek zapisanych małym druczkiem o koniach z rogiem. Ten kiwnął głową i wyciągnął pergamin. Podkreśliłam mu delikatnie co jest dosyć ważne. Pamiętałam ten rozdział prawie na pamięć, więc tylko czytałam początek zdania i wiedziałam czy się przyda czy nie.
-Jesteś niesamowita - stwierdził Zabini patrząc na moją szybko idącą po książce rękę. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Pisz, nie gadaj - zaśmiałam się cicho podając mu książkę. - Musisz zacząć od wstępu. Dlaczego te zwierzęta uważa się za tak majestatyczne i mityczne. Potem trochę historii, gdzie znaleziono pierwszego jednorożca, kto to zrobił. Następnie wygląd i usposobienie. We wnioskach piszesz, że są niesamowite, jak ja, i dostajesz Wybitny - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Ten pokiwał z politowaniem głową.
-Jesteś walnięta, ale bardzo cię lubię - stwierdził zabierając się za czytanie podkreślonego tekstu Zabini. Westchnęłam z uśmiechem i otworzyłam książkę na Niuchaczach. Co jakiś czas patrzyłam na postęp na pergaminie Zabiniego.
Po jakiejś godzinie koło nas przeszła Pansy trzymając w dłoni jakąś potężną książkę. Wzniosłam wzrok, tak samo zresztą jak Zabini.
-Cześć Pansy, co t-
Poszła dalej, a ja zmarszczyłam brwi. Blaise wrócił wzrokiem do swojej książki, bijąc się z sobą samym w myślach. Spojrzałam na niego.
-Co to było? - wymamrotałam zdziwiona. Zabini nie był chyba świadomy, że widziałam to, gdyż spłonął rumieńcem, który był widoczny, mimo jego ciemnych policzków. Uniosłam lewą brew wyżej. - Podoba ci się Pansy? - dodałam dogłębnie zaskoczona. Ten przyłożył swój palec do moich ust uciszając mnie.
Teraz byłam jeszcze bardziej zdziwiona.
-Musisz się tak drzeć? - spytał zakłopotany. Wzruszyłam niewinnie ramionami i nachyliłam się nad nim, ażeby bibliotekarka nas nie wyrzuciła.
-Czemu po prostu do niej nie zagadasz? Jesteś zabawny, przystojny i Czystokrwisty. Idealny kandydat - mruknęłam cicho. Zabini spojrzał na mnie smutno.
-Emmie, taki to ja już byłem dawno temu. Wtedy kompletnie mnie nie zauważała, tak jak teraz - odparł, a ja westchnęłam lekko kiwając głową. Przełożyłam kolejną kartkę w Fantastycznych Zwierzętach. Usłyszałam nagłe zapowietrzanie się Zabiniego. - Wiem co robić - szepnął ze wzrokiem wyrażającym czysty geniusz. Wzniosłam na niego wzrok znad zdjęcia rodziny hipogryfów.
-Zaskocz mnie.
-Czy mogłabyś udawać, że jesteśmy razem przez jakiś czas? Nie masz chłopaka, a ja mogę przez to zyskać Parkinson - wymamrotał, a moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. - Przecież i tak spędzamy ze sobą sporo czasu - dodał proszącym tonem. Zmarszczyłam brwi.
-Co ja z tego będę miała? - spytałam, a ten wskazał z głupim uśmiechem na siebie. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Jeśli tylko to, to trochę nie warto.
Zabini zamyślił się na moment.
-Obiecuję, że w żaden sposób nie będziemy poniżać, ani naruszać przestrzeni osobistej Longbottoma - wymamrotał. Spojrzałam na książkę. To był naprawdę dobry pomysł. Neville mógłby wtedy normalnie funkcjonować na zajęciach i nie obrywać za byle co. Wzniosłam wzrok na czarnoskórego chłopaka i wyciągnęłam ku niemu dłoń.
-Zgadzam się.
~~~
Ah, powiedzmy, że wracam. Wzięłam sobie za cel dokończyć tego bloga. Mam pomysł i mało czasu XD
niedziela, 4 sierpnia 2019
Rozdział 14
Obudziłam się z delikatnym bólem głowy. Przetarłam oczy kłykciami i uchyliłam lekko powieki. Dziewczyny już krzątały się po dormitorium szukając ciuchów i zbierając się na śniadanie. Usiadłam na łóżku i zsunęłam nogi na podłogę. Razem z nimi wylądowała na niej czarna bluza. Zmarszczyłam brwi i podniosłam ją.
-Czy to którejś z was? - spytałam unosząc ją do góry, by była dobrze widoczna.
Dziewczyny spojrzały na mnie i jednoznacznie zaprzeczyły ruchem głowy.
-Jak przyszłaś z Hogsmeade to już miałaś ją na sobie - odparła Lavender. Kiwnęłam głową i zaczęłam się zbierać. Musiała być Zabiniego, bo szafę Longbottoma znam na pamięć. On moją zresztą też.
Kilka minut później byłam gotowa do wyjścia. Przewiesiłam plecak przez ramię i ruszyłam do Pokoju Wspólnego, a następnie do Wielkiej Sali. Po drodze dogonił mnie Neville.
-Jak tam wczorajsza randka? - spytałam wesoło. Ten uśmiechnął się do mnie bardzo delikatnie.
-Udana, pewnie Luna zgodzi się na drugą. Po zajęciach ją spytam - powiedział naprawdę mocno starając się ukryć uśmiech. Poklepałam go po ramieniu radośnie.
-Bardzo się cieszę, zasługujesz na to - odparłam siadając przy naszym stole, na naszych stałych miejscach. Ujęłam dwa tosty i posmarowałam je masłem. Zaraz po tym złapałam za kubek z kawą i upiłam łyka.
-A ty w końcu z kim wczoraj skończyłaś? - spytał Neville odwracając ku mnie głowę. Otworzyłam usta, by wyartykuować odpowiedź.
W tym samym momencie ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Zabiniego. Widziałam trochę zdziwione spojrzenie Longbottoma kątem oka.
-Cześć Blaise, mam coś co należy do ciebie - powiedziałam i zaczęłam grzebać w plecaku. Wyciągnęłam czarną bluzę i podałam mu.
-Emmie, nawet nie pamiętam, że ci ją dawałem - zaśmiał się Ślizgon. Jego śmiech był niesamowicie dźwięczny.
-To po co podszedłeś? - spytałam trochę zdziwiona. Zabrał bluzę i przewiązał ją sobie na biodrach.
-Chciałem ci podziękować za wczoraj. Mam nadzieję również, że się dzisiaj na spotkaniu Klubu Ślimaka zobaczymy - odparł wesoło patrząc mi w oczy. Pokiwałam radośnie głową.
-Jeszcze mnie Slughorn nie zaprosił, ale jeśli to zrobi to jak najbardziej - stwierdziłam, a ten kiwnął głową i ruszył do swojego stolika. Spojrzałam na trochę zaskoczonego Neville'a.
-Czyli z nim skończyłaś? - spytał lekko zawiedzionym głosem. Uśmiech zszedł z mojej twarzy i tylko wzruszyłam ramionami.
-Rasmusa i bliźniaków nie ma. Tobie nie chciałam wchodzić na głowę, bo od dawna się cieszyłeś na tą randkę. Poszłam do baru i przyszedł, pogadaliśmy tylko - wyjaśniłam spokojnie. Longbottom chwilę na mnie patrzył i dotknął mojej dłoni.
-Jeśli tylko spróbuje ci coś zrobić to go zabiję - powiedział nachylając się nad moim uchem. Zaśmiałam się wesoło i zasalutowałam.
Taki przyjaciel to największy skarb.
Powoli zaczęliśmy wychodzić po śniadaniu z Wielkiej Sali. Znowu poczułam dłoń na ramieniu. Tym razem jednak był to Slughorn.
-Słucham Profesorze? - mruknęłam z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego oczy aż się zaświeciły.
-Dzisiaj o 20 w moim gabinecie jest kolejne spotkanie Klubu Ślimaka. Zapraszam cię Clementine - powiedział bardzo wesoło, a ja kiwnęłam głową.
-Postaram się być. Dziękuję za zaproszenie - odparłam i ruszyłam na zajęcia.
-Czy to którejś z was? - spytałam unosząc ją do góry, by była dobrze widoczna.
Dziewczyny spojrzały na mnie i jednoznacznie zaprzeczyły ruchem głowy.
-Jak przyszłaś z Hogsmeade to już miałaś ją na sobie - odparła Lavender. Kiwnęłam głową i zaczęłam się zbierać. Musiała być Zabiniego, bo szafę Longbottoma znam na pamięć. On moją zresztą też.
Kilka minut później byłam gotowa do wyjścia. Przewiesiłam plecak przez ramię i ruszyłam do Pokoju Wspólnego, a następnie do Wielkiej Sali. Po drodze dogonił mnie Neville.
-Jak tam wczorajsza randka? - spytałam wesoło. Ten uśmiechnął się do mnie bardzo delikatnie.
-Udana, pewnie Luna zgodzi się na drugą. Po zajęciach ją spytam - powiedział naprawdę mocno starając się ukryć uśmiech. Poklepałam go po ramieniu radośnie.
-Bardzo się cieszę, zasługujesz na to - odparłam siadając przy naszym stole, na naszych stałych miejscach. Ujęłam dwa tosty i posmarowałam je masłem. Zaraz po tym złapałam za kubek z kawą i upiłam łyka.
-A ty w końcu z kim wczoraj skończyłaś? - spytał Neville odwracając ku mnie głowę. Otworzyłam usta, by wyartykuować odpowiedź.
W tym samym momencie ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Zabiniego. Widziałam trochę zdziwione spojrzenie Longbottoma kątem oka.
-Cześć Blaise, mam coś co należy do ciebie - powiedziałam i zaczęłam grzebać w plecaku. Wyciągnęłam czarną bluzę i podałam mu.
-Emmie, nawet nie pamiętam, że ci ją dawałem - zaśmiał się Ślizgon. Jego śmiech był niesamowicie dźwięczny.
-To po co podszedłeś? - spytałam trochę zdziwiona. Zabrał bluzę i przewiązał ją sobie na biodrach.
-Chciałem ci podziękować za wczoraj. Mam nadzieję również, że się dzisiaj na spotkaniu Klubu Ślimaka zobaczymy - odparł wesoło patrząc mi w oczy. Pokiwałam radośnie głową.
-Jeszcze mnie Slughorn nie zaprosił, ale jeśli to zrobi to jak najbardziej - stwierdziłam, a ten kiwnął głową i ruszył do swojego stolika. Spojrzałam na trochę zaskoczonego Neville'a.
-Czyli z nim skończyłaś? - spytał lekko zawiedzionym głosem. Uśmiech zszedł z mojej twarzy i tylko wzruszyłam ramionami.
-Rasmusa i bliźniaków nie ma. Tobie nie chciałam wchodzić na głowę, bo od dawna się cieszyłeś na tą randkę. Poszłam do baru i przyszedł, pogadaliśmy tylko - wyjaśniłam spokojnie. Longbottom chwilę na mnie patrzył i dotknął mojej dłoni.
-Jeśli tylko spróbuje ci coś zrobić to go zabiję - powiedział nachylając się nad moim uchem. Zaśmiałam się wesoło i zasalutowałam.
Taki przyjaciel to największy skarb.
Powoli zaczęliśmy wychodzić po śniadaniu z Wielkiej Sali. Znowu poczułam dłoń na ramieniu. Tym razem jednak był to Slughorn.
-Słucham Profesorze? - mruknęłam z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego oczy aż się zaświeciły.
-Dzisiaj o 20 w moim gabinecie jest kolejne spotkanie Klubu Ślimaka. Zapraszam cię Clementine - powiedział bardzo wesoło, a ja kiwnęłam głową.
-Postaram się być. Dziękuję za zaproszenie - odparłam i ruszyłam na zajęcia.
~~~
Ruszyłam powoli do gabinetu Slughorna. Nie byłam dalej przekonana co do tych spotkań, ale miałam człowieka, który chciał mi tam pomóc. Nie chciał tak samo jak ja tam siedzieć, ale nie mógł zawieść Slughorna. Ani mnie.Nacisnęłam na klamkę i uchyliłam drzwi. Wszyscy już byli. Zostało tylko jedno wolne miejsce. Uśmiechnęłam się najpierw do Profesora, potem do Zabiniego, który trzymał to miejsce dla mnie.
-Clementine, witamy - powiedział wesoło Slughorn, a ja kiwnęłam głową w jego stronę siadając koło Ślizgona.
-Dobry wieczór - odparłam wystarczająco głośno, żeby mnie usłyszał.
-Ominęły cię najświeższe ploteczki - stwierdził rozbawiony Zabini nachylając się nad moim uchem.
-Coś ciekawego? - spytałam ujmując szklankę z wodą. Ten zaprzeczył ruchem głowy.
-Nie wiem na co ty tutaj liczysz - odparł wesoło. Wzruszyłam lekko ramionami i upiłam kilka łyków wody.
-Ominęły cię najświeższe ploteczki - stwierdził rozbawiony Zabini nachylając się nad moim uchem.
-Coś ciekawego? - spytałam ujmując szklankę z wodą. Ten zaprzeczył ruchem głowy.
-Nie wiem na co ty tutaj liczysz - odparł wesoło. Wzruszyłam lekko ramionami i upiłam kilka łyków wody.
-Jak już mówisz o ploteczkach to na coś ciekawego - odparłam, a ten rozbawiony dźgnął mnie w bok i już miał coś odpowiedzieć, jednak przerwał mu Profesor.
-Może pan Zabini opowie coś o swoich rodzicach? - zaproponował Slughorn niespodziewanie. Ślizgon spojrzał na niego i z szacunkiem kiwnął głową.
-Moja mama w tym momencie siedzi w domu. W dzień chodzi do pracy w Ministerstwie Mag-
-A twój ojciec? - przerwał mu Potter kąśliwie. Oczywiście musiał o coś takiego zapytać. Wszyscy wiedzieli, że jego rodzice się rozwiedli. Krążyło nieskończenie wiele plotek o tym. O zabiciu jego dziadków przez jego ojca. O separacji. O jego przynależności do Śmierciożerców. Nikt nigdy jednak nie chciał tych plotek zdementować. Porozmawoać z Blaisem.
-Moja mama w tym momencie siedzi w domu. W dzień chodzi do pracy w Ministerstwie Mag-
-A twój ojciec? - przerwał mu Potter kąśliwie. Oczywiście musiał o coś takiego zapytać. Wszyscy wiedzieli, że jego rodzice się rozwiedli. Krążyło nieskończenie wiele plotek o tym. O zabiciu jego dziadków przez jego ojca. O separacji. O jego przynależności do Śmierciożerców. Nikt nigdy jednak nie chciał tych plotek zdementować. Porozmawoać z Blaisem.
Zabini zachowując zimną krew spojrzał w jego stronę. Uśmiechnął się bardzo delikatnie.
-Nie mam ojca - powiedział pewnym, niskim głosem.
Miałam wrażenie, że wszystkie rozmowy na ułamek sekundy zamilkły.
-Nie mam ojca - powiedział pewnym, niskim głosem.
Miałam wrażenie, że wszystkie rozmowy na ułamek sekundy zamilkły.
Slughorn zwrócił głowę w moją stronę. Chciał szybko to zatuszować, zapomnieć. Więc czekałam na kolejne kretyńskie pytanie.
-Twój tata musi być dumny z brata - stwierdził wesoło. - Twoja mama najpewno też by była. Niesamowita kobieta - westchnął, przypominając sobie dobre chwilę pełne mojej mamy. - Pamiętam, jak Frances chodziła na moje zajęcia. Wybitnie mądra kobieta. I te jej niesamowite oczy. Zawsze ukazywały taką mądrość w tak młodej osobie - dodał, a ja kiwnęłam głową. Zajął się kolejną osobą.
Lekko posmutniałam, jednak Zabini to zauważył i położył dłoń na moim kolanie. Dokładnie tak, jak robił to Fred.
Uśmiechnęłam się do niego blado. Ten zwężył oczy i nachylił się nade mną.
-Chcesz się stąd wyrwać? - spytał, a ja szybko kiwnęłam twierdząco głową. Blaise złapał za widelec i niby przypadkiem go upuścił. W momencie zanurkował pod stołem, a wracając mocno w niego czymś uderzył. Aż całym stołem zatrzęsło. Wyszedł trzymając się za czubek głowy.
-Blaise, wszystko w porządku? - spytał Slughorn, a Zabini kiwnął głową niemrawo. - Clementine, Blaise chyba gorzej się czuje, mogłabyś go odeskortować do Skrzydła Szpitalnego? - dodał trochę zaniepokojony mężczyzna.
-Dobrze panie profesorze - odparłam i wyciągnęłam ramię w stronę Zabiniego. On podparł się na niej i tak wyszliśmy z gabinetu.
W momencie, gdy zamknęły się za nami drzwi jego dłoń zsunęła się z głowy i uśmiechnął się do mnie.
-Wiedziałam, że nic ci nie jest - zaśmiałam się idąc z nim, dalej pod rękę w stronę schodów. Ten wzruszył ramionami.
-Chciałaś stąd wyjść - przypomniał i zaczął nas kierować w górę zamku. Już chciałam otworzyć usta, by spytać gdzie idziemy. Zabini położył palec na swoich i szedł dalej schodami.
W końcu weszliśmy na siódme piętro. Zaczął chodzić koło ściany, a ja zmarszczyłam brwi.
-Co - przerwało mi otwieranie się ściany. Czy to był ten sławny Pokój Życzeń?
Weszłam do środka, wydawał się dosyć małym pokojem. Jednak cały był wyłożony puszystym, ciemnym dywanem. Na środku stały trzy białe kanapy i kilka foteli w różnych kolorach. Usadowiłam się na jednej z kanap rozkładając na nią nogi. Zabini siadł na fotelu obok mnie. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
-Podoba ci się tutaj? - spytał, na co ja pokiwałam głową twierdząco. - Pomyślałem, że nie chcesz tam rozmawiać o ważnych rzeczach. Tutaj też nie musisz, ale jeśli potrzebujesz o czymś porozmawiać to cię słucham - powiedział patrząc mi pewnie w oczy. Wzniosłam na moment wzrok w górę i znowu kiwnęłam głową.
-Nie lubię rozmów o mojej mamie - powiedziałam dosyć cicho. Zabini kiwnął głową.
-Dlaczego? - spytał spokojnie. Nie musiał mnie słuchać, jednak sam zaproponował trudną rozmowę.
-Znaczy się, uwielbiam o niej rozmawiać, ale mam wrażenie, że wszyscy ją znali. Ja nie miałam tego przywileju i chyba zazdroszczę tych wszystkich historii z nią - mruknęłam, a Zabini nachylił się nade mną i położył dłoń na mojej dłoni. Uśmiechnęłam się blado.
-Chcesz wiedzieć dlaczego nie mam ojca? - spytał po chwili ciszy Blaise.
-Jest o tym wiele spekulacji. Każdy znajduje inny powód - odparłam i spojrzałam na niego.
-Wiem - stwierdził. - Od małego byłem ja, mama i ojciec. Wstąpił do Śmierciożerców jak miałem może cztery lata. Wtedy w domu rozpętało się piekło. Moja mama nienawidziła całym sercem Śmierciożerców, czyli automatycznie ojca. Kiedy nie wiedział, jak 'przemówić' do mamy, zaczął stosować wobec nas przemoc. Najpierw bił mamę, potem jeśli dalej na niego krzyczała bił i mnie. Wtedy cichła.
Moja dłoń mocniej ścisnęła dłoń Zabiniego. Cały czas patrzyłam mu w oczy.
-Jak dostałem list z Hogwartu steierdziłem, że nie mogę tak jej zostawić. Powiedziałem mamie, że albo się gdzieś wyprowadzimy, albo nie idę do Hogwartu - przystanął na tym ultimatum, żeby spleść nasze ręce razem. Gładziłam go po dłoni. - Wyprowadziliśmy się. Do tej pory nas nie znalazł. Nie wiem czy szukał. Jednak nikogo już więcej z rodziny nie skrzywdził - przyznał Zabini i uśmiechnął się blado. Kiwnęłam głową.
-Dziękuję, że mi to powiedziałeś - stwierdziłam cicho i uśmiechnęłam się lekko.
-Dziękuję, że słuchałaś - odparł, a ja kiwnęłam głową. Resztę wieczoru rozmawialiśmy o mniej poważnych rzeczach, a ja miałam wrażenie, że powstanie z tego dosyć miła relacja.
O dziwo, bardzo się z niej cieszyłam. Czy aż tak się różniliśmy, czy po prostu nigdy nie rozmawialiśmy poważnie?
~~~
Trochę mnie nie było. Ale stwierdziłam, że może to będę reaktywować? Kto wie. Pozdrawiam z Nowego Jorku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)