Zaczynała się właśnie cisza nocna, kiedy wychodziliśmy z Zabinim z Pokoju Życzeń. Dosyć cicho wymknęliśmy się w stronę schodów, żeby tylko nikogo nie obudzić. Okazało się, że moje trampki są skrzypiące, jeśli nic innego nie wydaje głosu. Blaise musiał co chwilę mnie uciszać i próbować sam się nie śmiać. Targał mnie, gdy trzymałam go pod ramie na dół. Co chwilę przyspieszał, albo zwalniał.
Wszystko z tym głupim uśmiechem na twarzy, który dodawał mu tylko uroku. Sama nie mogłam się nie uśmiechać.
Wreszcie dotarliśmy do korytarza, który prowadził do mnie do Pokoju Wspólnego. Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Dziękuję za dzisiejszy wieczór, cieszę się, że nie musiałam tyle siedzieć u Slughorna i słuchać o mojej mamie. Naprawdę bardzo się cieszę - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-Nie ma problemu, to ja tobie dziękuję, że mnie wysłuchałaś - odparł cicho, a ja tylko machnęłam ręką, że nie ma za co. - Dobrze mi się z tobą rozmawia, ale następnym razem bierzemy Whisky - dodał, a ja zaśmiałam się cicho.
-Jak najbardziej się zgadzam - odparłam i ruszyłam w swoją stronę. Gruba Dama wydawała się trochę niezadowolona, że ją budzę i chcę przejść, ale mi już wtedy nic nie przeszkadzało.
Polubiłam tego człowieka. Polubiłam go za to kim jest, nie kogo gra. A to chyba najważniejsze, prawda?
Szybko wspięłam się po schodach i od razu położyłam zmęczona w łóżku. Nie słuchałam nawet o czym rozmawiają jeszcze dziewczyny. Naprawdę mnie to nie obchodziło.
Obudziłam się trochę za późno, by móc ogarnąć się i spokojnie pójść na śniadanie. Tylko zarzuciłam na siebie jakiś sweter i wybiegłam z plecakiem w dłoni chcąc zdążyć na ostatni moment śniadania.
Wiedziałam, że pierwszymi zajęciami była Opieka, więc trochę mi ulżyło, bo pewnie Hagrid nic mi nie zrobi. Nawet wysłucha spokojnie mojej wersji i ją poprze. Uwielbiałam tego pół-człowieka za to.
Wbiegłam do Wielkiej Sali, gdy wszyscy powoli szli już na zajęcia. Widziałam w tłumie Longbottoma, ale go nie zatrzymywałam.
Zgarnęłam dwa tosty i usiałam gdzieś najbliżej wejścia, żeby szybko je zjeść i popić zimną już kawą. Szybko to dojadłam i zaczęłam iść do wyjścia z budynku.
Weszłam na Błonia trzymając plecak z książkami w dłoni. Przetarłam drugą dłonią zaspane oczy. Muszę się lepiej wysypiać, albo nie łazić po noc z Zabinim. Mój ulubiony pół-olbrzym właśnie zaczynał swój wykład o czymś co przypominało kozę z głową lwa z ogonem smoka? Jaszczurki?
-Czy ktoś wie, co to jest za poczwara? - spytał głębokim głosem Hagrid. W klasie zapadła cakowita cisza. Każdy patrzył w boki, tylko żeby nie zostać wywołanym do odpowiedzi. Usiadłam na końcu zgromadzenia i wyciągnęłam pergamin.
-Wygląda trochę jak odwrotny sfinks, z ogonem smoka - powiedziałam głośno przypatrując się obrazkowi. Hagrid spojrzał w moją stronę i kiwnął głowę.
-To prawda, ale ten ma tylko głowę lwa, chociaż sfinks jest mniej groźny od tego potwora - stwierdził Rubeus.
Zapisałam 'Klasyfikacja Ministerwstwa Magii: więcej, niż sfinks'.
-Jeśli nawet Joyce nie wie, to nikt nie wie - powiedział półgłosem jeden ze Ślizgonów. Kilku się zaśmiało cicho. Spojrzałam w tamtą stronę, a Zabini walnął go w ramię z naburmuszoną miną. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i spojrzałam na Hagrida ponownie.
-Czy to jest chimera? - spytałam jeszcze raz zaciekawionym głosem. Rubeus, aż klasnął w dłonie.
-Jest to dokładnie chimera. Ma głowę lwa, tułów kozy i ogon smoka. Jest greckim, rzadko spotykanym potworem. Okrutnie krwiożercza i strasznie złośliwa - powiedział poważnie. - Jak niektórzy tutaj - mruknął ciszej spoglądając na obrazek. Zaśmiałam się cicho. Napotkałam rozbawiony wzrok Neville'a. Dotknęłam palcem nosa i wskazałam na niego rozbawiona. Wysłał mi buziaka w powietrzu i wróciliśmy do słuchania o strasznych chimerach.
Po zajęciach podszedł do mnie Neville i razem ruszyliśmy na Wróżbiarstwo. Miałam nadzieję, że tym razem ja trafię na Omen Śmierci.
-Słyszałem, że wyszłaś wcześniej wczoraj. Wszystko w porządku? - spytał, a ja poprawiłam plecak wiszący mi przez ramię.
-Slughorn spytał o mamę. Zaczął o niej mówić - powiedziałam spokojnie, a Neville kiwnął głową i położył mi dłoń na ramieniu. - Potem Zabini mi pomógł, udał, że musi iść do Skrzydła, żeby nie musieć go już słuchać - dodałam. Spojrzałam na Longbottoma, który był trochę skrzywiony.
-To dobrze, cieszę się. Chociaż czy jesteś pewna tej relacji? - spytał cicho. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
Naprawdę nie wiedziałam w co się pakuję. Po prostu dobrze się bawiłam mając z kim pić i do kogo się odezwać z trudnymi sprawami. To mi się naprawdę najbardziej podobało. Że nie kryjemy przed sobą trudnych rzeczy. Że nie ma z nimi problemu.
Zajęcia do obiadu minęły naprawdę spokojnie. Usiadłam normalnie przy ławie i zaczęłam jeść posiłek. Kotleta i trochę frytek popijałam sokiem dyniowym. Poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam się z wpół przeżutym jedzeniem w ustach. Zobaczyłam Zabiniego. Kawałek stołu tuż przy mnie delikatni umilkł.
-Cześć Emmie, potrzebuję twojej pomocy przy eseju z Opieki - powiedział spokojnie, a ja uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
-Możemy się po obiedzie spotkać przed drzwiami do Wielkiej Sali i pójść do biblioteki - zaproponowałam i spojrzałam na Neville'a. - Idziesz z nami? - spytałam, a chłopak pokiwał przecząco głową z lekko zmarszczonymi brwiami.
-Nie mogę, umówiłem się z Luną - przyznał, a ja kiwnęłam głową. Zwróciłam wzrok na Zabiniego.
-No to będziemy tylko my - mruknęłam wzruszając ramionami. Ten uśmiechnął się i ruszył do swojego stołu. Kontynuowałam jedzenie. - Jak ci idzie z Luną? - spytałam biorąc do ręki kubek z sokiem.
-W sumie dobrze. Miło nam się rozmawia, dzisiaj idziemy na spacer, bo ona jakichś małych robaczków chce poszukać - stwierdził wzruszając ramionami.
-Ciekawie - stwierdziłam z uśmiechem. Ten walnął mnie w ramię i wystawił język. Pokręciłam głową z politowaniem i skończyłam jeść. Widziałam, że Zabini powoli się zbiera do wyjścia. Dopiłam sok.
-Powodzenia w bibliotece - powiedział zgryźliwie Longbottom.
-Powodzenia na randce - odpowiedziałam rozbawiona i wstałam. Ruszyłam do wyjścia, przy którym wyraźnie stał Blaise. Podeszłam do niego.
-Gotowa? - spytał, a ja kiwnęłam głową i ruszyliśmy do biblioteki. Po wejściu do niej od razu skierowałam się do działu Fantastycznych Zwierząt łapiąc pozycję spisaną przez Newta Scamandera. Esej o jednorożcach już zdążyłam skończyć jakiś czas temu, więc otworzyłam drugą kopię na odpowiednim rozdziale i położyłam ją przed Zabinim.
-Pisz sensownie. Mogę ci podkreślić co jest najważniejsze i mniej więcej czego chce Hagrid, żeby mieć jakąś pozytywną ocenę - powiedziałam przeglądając kilka kartek zapisanych małym druczkiem o koniach z rogiem. Ten kiwnął głową i wyciągnął pergamin. Podkreśliłam mu delikatnie co jest dosyć ważne. Pamiętałam ten rozdział prawie na pamięć, więc tylko czytałam początek zdania i wiedziałam czy się przyda czy nie.
-Jesteś niesamowita - stwierdził Zabini patrząc na moją szybko idącą po książce rękę. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Pisz, nie gadaj - zaśmiałam się cicho podając mu książkę. - Musisz zacząć od wstępu. Dlaczego te zwierzęta uważa się za tak majestatyczne i mityczne. Potem trochę historii, gdzie znaleziono pierwszego jednorożca, kto to zrobił. Następnie wygląd i usposobienie. We wnioskach piszesz, że są niesamowite, jak ja, i dostajesz Wybitny - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Ten pokiwał z politowaniem głową.
-Jesteś walnięta, ale bardzo cię lubię - stwierdził zabierając się za czytanie podkreślonego tekstu Zabini. Westchnęłam z uśmiechem i otworzyłam książkę na Niuchaczach. Co jakiś czas patrzyłam na postęp na pergaminie Zabiniego.
Po jakiejś godzinie koło nas przeszła Pansy trzymając w dłoni jakąś
potężną książkę. Wzniosłam wzrok, tak samo zresztą jak Zabini.
-Cześć Pansy, co t-
Poszła dalej, a ja zmarszczyłam brwi. Blaise wrócił wzrokiem do swojej książki,
bijąc się z sobą samym w myślach. Spojrzałam na niego.
-Co to było? - wymamrotałam zdziwiona. Zabini nie był chyba świadomy, że
widziałam to, gdyż spłonął rumieńcem, który był widoczny, mimo jego ciemnych
policzków. Uniosłam lewą brew wyżej. - Podoba ci się Pansy? - dodałam dogłębnie
zaskoczona. Ten przyłożył swój palec do moich ust uciszając mnie.
Teraz byłam jeszcze bardziej zdziwiona.
-Musisz się tak drzeć? - spytał zakłopotany. Wzruszyłam niewinnie ramionami i
nachyliłam się nad nim, ażeby bibliotekarka nas nie wyrzuciła.
-Czemu po prostu do niej nie zagadasz? Jesteś zabawny, przystojny i
Czystokrwisty. Idealny kandydat - mruknęłam cicho. Zabini spojrzał na mnie
smutno.
-Emmie, taki to ja już byłem dawno temu. Wtedy kompletnie mnie nie zauważała,
tak jak teraz - odparł, a ja westchnęłam lekko kiwając głową. Przełożyłam
kolejną kartkę w Fantastycznych Zwierzętach. Usłyszałam nagłe zapowietrzanie
się Zabiniego. - Wiem co robić - szepnął ze wzrokiem wyrażającym czysty
geniusz. Wzniosłam na niego wzrok znad zdjęcia rodziny hipogryfów.
-Zaskocz mnie.
-Czy mogłabyś udawać, że jesteśmy razem przez jakiś czas? Nie masz chłopaka, a
ja mogę przez to zyskać Parkinson - wymamrotał, a moje oczy rozszerzyły się z
zaskoczenia. - Przecież i tak spędzamy ze sobą sporo czasu - dodał proszącym
tonem. Zmarszczyłam brwi.
-Co ja z tego będę miała? - spytałam, a ten wskazał z głupim uśmiechem na
siebie. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Jeśli tylko to, to trochę nie warto.
Zabini zamyślił się na moment.
-Obiecuję, że w żaden sposób nie będziemy poniżać, ani naruszać przestrzeni
osobistej Longbottoma - wymamrotał. Spojrzałam na książkę. To był naprawdę
dobry pomysł. Neville mógłby wtedy normalnie funkcjonować na zajęciach i nie
obrywać za byle co. Wzniosłam wzrok na czarnoskórego chłopaka i wyciągnęłam ku
niemu dłoń.
-Zgadzam się.
~~~
Ah, powiedzmy, że wracam. Wzięłam sobie za cel dokończyć tego bloga. Mam pomysł i mało czasu XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz