W końcu nadszedł czas Balu z okazji Bożego Narodzenia u Malfoyów. Dalej nie byłam przekonana co do tego pomysłu, ale już podpisałam to w umowie i zapewniłam, że będę, więc wciskałam się w sukienkę koloru brudnej krwi. Niezbyt opinającą, jednak zdaniem Zabiniego, bardzo seksowną. To najważniejsze.
Miał się tam pojawić też Crouch Junior. Trochę czekałam na to spotkanie. Trochę chciałam go zobaczyć, trochę nie chciałam nigdy go widzieć na oczy. Moje myśli krążyły od jednej do drugiej.
-Clementine, ktoś do ciebie - krzyknął z dołu tata. Wsunęłam stopy w wysokie, czarne buty i narzuciłam ciemny płaszcz. Zaczęłam schodzić w dół po schodach. W drzwiach stał idealnie ubrany Blaise. Był niesamowicie przystojny w pięknej czarnej koszuli i w czarnym garniturze. Wyglądał jak chodząca perfekcja, gdy tylko jego usta wygięły się w uśmiechu ukazując zęby.
Joyce, nie zakochuj się w nim!
-Tato, to Blaise, opowiadałam ci o nim - powiedziałam stając przy nich. Podali sobie dłonie i wesoło je ścisnęli.
-Słyszałem o panu same dobre rzeczy - odezwał się pierwszy Blaise. Tata uśmiechnął się radośnie.
-Tylko przywieź jutro moją córkę całą i zdrową - powiedział spokojniejszym tonem. Blaise zapewnił go, że dokładnie tak będzie i ruszyliśmy do auta stojącego na podjeździe. Zabini uchylił mi drzwi i pozwolił wejść pierwszej. Zaraz usiadł koło mnie i spojrzał na mnie.
-Wyglądasz idealnie - powiedział cicho i przysunął swoją twarz do mojej. Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego ust swoimi. Ten delikatnie przysunął mnie do siebie i zaczął mnie czule całować. Naprawdę mi się to podobało. Był taki delikatny, kochany. Odsunęłam się po jakimś czasie i spojrzałam na niego.
-A to za co było? - spytał cicho, dalej nie odsuwając głowy ode mnie.
-Nie mogę już pocałować swojego chłopaka tak bez okazji? - spytałam drocząc się z nim. Zabini zaśmiał się, a my wylądowaliśmy pod wielkim Dworem Malfoyów.
W oknach budynku znajdowała się szyby, podzielone przez kratkę na fragmenty o kształcie rombów. Do dworu można było się dostać przez przynajmniej jedne, frontowe drzwi, otwierające się przed gośćmi bez niczyjej pomocy, do których prowadziły szerokie, kamienne schody.
Weszliśmy po nich. Zabini zapukał delikatnie do drzwi. Uchyliwszy się, wsunęliśmy się do środka. Przepych spoglądał na nas z każdego kąta. Zabrakłoby mi słów by to opisać. W progu Wielkiej Sali stał Lucjusz Malfoy. Uścisnął dłoń Blaise'a, a moją ucałował. Dygnęłam lekko.
-Miło was tutaj widzieć - powiedział poważnym tonem. Przyznaję, że pierwszy raz słyszałam jego głos. Był niski, aczkolwiek bardzo onieśmielający.
Spojrzałam na Zabiniego z lekkim uśmiechem i szturchnęłam go
w ramię.
-Zaraz wracam – powiedziałam mu na ucho, a ten kiwnął głową
i kontynuował rozmowę z Lucjuszem Malfoyem. Ruszyłam po ciemnych schodach na
pierwsze piętro. Weszłam do którejś z wielu łazienek i oparłam dłonie o umywalkę.
Spojrzałam na wrak człowieka w lustrze. Pod warstwą makijażu nie prezentowałam
się, aż tak okropnie.
Drzwi do łazienki się otworzyły. Już chciałam coś
powiedzieć, ale ujrzałam Bartyego w lustrze wchodzącego do środka i
zamykającego drzwi. Odwróciłam się w jego stronę z lekkim uśmiechem. Zmrużyłam
oczy nie wiedząc co on kombinuje.
Moment potem znalazł się przy mnie i wpił w moje usta.
Uśmiech znowu wstąpił na moją twarz. Ten podniósł mnie i posadził na szafce
koło umywalki. Splotłam swoje nogi wokół jego bioder. Położyłam dłonie na jego
klatce piersiowej. Crouch swoje usadził na moich biodrach. Smakował Ognistą
Whisky wymieszaną z moją wiśniową pomadką. Zaczęłam zsuwać z niego marynarkę.
Była cudownie miękka, aż szkoda było go jej pozbawiać. Jego usta zaczęły
schodzić na moją szyję. Odchyliłam głowę do tyłu zagryzając wargę. Zsunięta
marynarka wisiała w mojej dłoni, i już miałam ją upuścić, gdy usłyszałam kroki
zbliżające się do łazienki.
Odsunęłam Croucha od siebie z przepraszającym wzrokiem i niewiele
myśląc odkręciłam wodę w kranie mocząc tym kawałek marynarki Bartyego. Nawet
nie zauważyłam niezadowolenia na jego twarzy, gdy w drzwiach łazienki stanął
Blaise.
-Mówiłam ci, że wystarczy woda, żeby to zeszło – mruknęłam
patrząc na mokrą plamę na marynarce. Zwróciłam wzrok na Zabiniego i uśmiechnęłam
się niewinnie.
-Właśnie miałem cię szukać – stwierdził wesoło Zabini.
Crouch bardzo starał się kryć swoje rozbawienie całą sytuacją. – Tort podali,
powinnaś zejść. Jest pyszny – dodał z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
-Już schodzę – powiedziałam spokojnie i oddałam marynarkę Crouchowi.
Jego oczy wyrażały podziw i rozbawienie. Dawno go takiego nie widziałam.
-Dziękuję za pomoc Emm – odparł Barty kiwając głową trochę
zbyt zamaszyście. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam z Blaisem do wyjścia.
Ten ujął delikatnie moją dłoń schodząc ze schodów. Na środku parkietu stał
Draco razem z Pansy. Tańczyli. Spojrzałam ukradkiem na Zabiniego. Nie wyglądał
na najszczęśliwszego. Usiadłam z nim przy stole i położyłam dłoń na jego udzie.
Nachyliłam się nad nim.
-Blaise, możemy iść tańczyć. Wtedy zatańczysz też z
Parkinson. Zajmę się Draco – wymamrotałam mu na ucho. Ten spojrzał na mnie i
położył dłoń na mojej dłoni. Jego twarz rozświetlił uśmiech.
-Dobrze – powiedział radośnie i musnął lekko moje usta.
Zaśmiałam się wesoło i wstaliśmy oboje. Blaise jeszcze szybko dopił szklankę
Ognistej Whisky i ruszył na parkiet. Wiedziałam, że nie skończy się to
najlepiej, ale dałam mu się prowadzić. Był świetnym tancerzem. Jego dłonie
znajdowały się na moich biodrach, a oczy obserwowały pomieszczenie. Miałam
delikatny uśmiech na twarzy.
W pewnym momencie tego całego spisku zaczęło mi na nim
zależeć. Tak jakby był moim dobrym przyjacielem. Tak jakbym nie chciała go skrzywdzić,
a wręcz przeciwnie, bo pomóc za wszelką cenę. Z wroga stał się ważnym
człowiekiem.
-Odbijamy – usłyszałam głos Zabiniego i jego dłonie zsunęły
się ze mnie i zostały zastąpione przez Malfoya. Ten uśmiechał się do mnie
lekko.
-Blaise dawno nie był taki szczęśliwy – przyznał cicho Draco
nachylając się nad moim uchem. Na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech.
-Zasługuje na szczęście – stwierdziłam, a Draco tylko kiwnął
głową potwierdzając moje słowa. Przetańczyliśmy kilka piosenek, ale kątem oka
zobaczyłam, że Zabini usiadł na jednym z krzeseł i wgapia się w podłogę.
Przeprosiłam Malfoya i podeszłam do niego. Pansy wróciła do tlenionego.
Kucnęłam koło Zabiniego i położyłam mu dłoń na kolanie. Dokładnie tak samo
robił Fred, gdy widział, że miałam jakiś problem.
-Co jest? – spytałam cicho, gdy ten złapał kontakt wzrokowy
ze mną. Zabini zaprzeczył ruchem głowy. – Chodź, zabiorę cię do łazienki –
wymamrotałam wstając. Ten uwiesił się na mnie i ruszyliśmy po schodach na górę.
Był naprawdę ciężki, ale udało mi się go doprowadzić do łazienki. Blaise od
razu zwrócił treść żołądka. Poczekałam jeszcze chwilę, żeby nic nie zabrudził
po drodze. Te cholernie drogie dywany tak bardzo mnie kłuły w oczy. Nie
chciałam narażać się właścicielowi brudząc je.
Usiadłam obok niego na podłodze.
Położyłam dłoń na jego głowie i delikatnie ją pogładziłam.
-Emmie, chce mi się spać – wyszeptał Zabini, a ja kiwnęłam
głową. Wstałam z podłogi i podałam mu dłoń, by mógł wstać. Teraz szedł już
lepiej. Starałam się nie zwracać na nas uwagi. Weszłam do pierwszego lepszego
pokoju.
Na środku stało ogromne łóżko, a po obu jego stronach
były szafki nocne. Poza tym na podłodze
ścielił się biały, puszysty dywan. Zabini usiadł na łóżku.
-Blaise, teraz musisz mi pomóc trochę – szepnęłam, a ten
kiwnął głową. – Po prostu przez moment się nie kładź – poprosiłam i zaczęłam zsuwać
jego marynarkę. Położyłam ją na krześle obok łóżka, gdzie wylądowały również
jego koszula, spodnie i buty. Położyłam go pod kołdrą i wstałam. Ten uchylił
powieki.
-Połóż się ze mną Emmie – wymamrotał, a ja prychnęłam z
lekkim politowaniem. Zsunęłam z nóg szpilki i ściągnęłam z siebie sukienkę.
-Mogę użyć twojej koszuli? – spytałam cicho, a ten tylko coś
wymamrotał pod nosem. – Uznam to za pozwolenie – mruknęłam. Założyłam ją i
zapięłam kilka guzików. Położyłam się koło niego, a on przytulił mnie do
siebie. Do czego to doszło? Żebym ja, Clementine Joyce, musiała niańczyć
Ślizgona na spotkaniu Śmierciożerców?
Gorzej. Czułam, że robię dobrze. Nie przeszkadzało mi to.
Chciałam być tutaj z nim. Teraz zdecydowanie nie powinien być sam.
Jego usta wylądowały na moim czole i delikatnie je musnęły. Wtuliłam
się w niego mocniej. Jego oddech powoli normował się, chociaż tak okrutnie
cuchnął alkoholem.
-Dziękuję – wybełkotał tuż przed tym jak usłyszałam jego
pierwsze ciche chrapnięcie. Pokiwałam głową z politowaniem i zamknęłam oczy czując
tylko ciepło jego ramion oplatających moje ciało.
~~~
Ten rozdział bardzo mi się podoba, był już planowany od dłuższego czasu. Może dlatego mi się podoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz