Kto igra ze złem, tego zło dopadnie
czwartek, 22 lipca 2021
Epilog
niedziela, 10 stycznia 2021
Rozdział 30
-Blaise? Clementine? – spytał zaskoczony i mocno nas przytulił. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Widziałam cię na liście uczniów ostatnio jak szliśmy z Zabinim i tak samo byłam zdziwiona – odparłam wesoło, a ten zaśmiał się radośnie.
-Nie tylko my wpadliśmy na pomysł kontynuowania nauki – zaśmiał się Zabini. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale wszyscy zostali uciszeni i zaczęła się ceremonia przydzielania do domów.
Najbardziej cieszyłam się na Opiekę nad Stworzeniami. Tak samo jak Opieka nad Magicznymi Stworzeniami, były to moje ulubione zajęcia i nie mogłam się doczekać, aby wiedzę z tego przedmiotu użyć na Owutemach. I dokładnie od tych zajęć zaczynaliśmy pierwszy dzień zajęć.
-Dawno się nie widzieliśmy - powiedziałam spokojnie, a ten pogładził mnie po plecach.
-Cieszę się, że przyjechaliście - odparł wesoło. Przeszłam koło niego do salonu, gdzie siedział już Ras. Wstał widząc mnie i również mnie przytulił.
-George zaraz przyjdzie, przebiera się - wyjaśnił Rasmus, a ja kiwnęłam głową siadając po przeciwnej stronie stołu. Blaise podał dłoń Rasmusowi.
-Co tam w Londynie? Coś się pozmieniało? - spytał Zabini patrząc na mojego brata. Ras wzruszył lekko ramionami.
-W sumie nie, stara bieda - odparł i zaśmiał się wesoło. George i tata przyszli w tym samym czasie. Tata położył na stole kurczaka na białym półmisku i kazał się częstować. Przywitałam się z Georgem. Wydawał się trochę oschły.
-A jak tam w Stanach, w wielkim świecie? - spytał z kolei Weasley. Nałożyłam sobie trochę sałatki na talerz.
-Spokojniej chyba, niż tutaj. Dobrze nam idzie w szkole, powoli się przygotowujemy do testów - zaśmiałam się, a George zmarszczył brwi.
-Dlatego wolisz tam siedzieć? Tam mniej bolą twoje błędy? - spytał Weasley spokojnym głosem unosząc widelec z nadzianym ziemniakiem do ust.
-George-
-Zarzucasz mi, że będąc w Stanach o wszystkim zapomniałam? - spytałam zdziwiona. Weasley kiwnął twierdząco głową. - Myślisz, że nie myślę o drugim maja codziennie? O masakrze jaka rozegrała się na naszych oczach? O śmierci Freda? Nie analizowałam miliardy razy co mogłam zrobić inaczej? Gdzie inaczej pójść, żeby nic mu się nie stało? Żeby żył? - dodałam, a z każdym pytaniem mój głos był coraz głośniejszy, wyższy i coraz bardziej się łamał.
-Tak. Tak myślę - powiedział George zadzierając nos do góry. Z mojej twarzy odpłynęła cała krew. Musiałam być blada jak ściana. Nie byłam zła. Byłam wkurwiona, smutna, kurewsko załamana.
-To źle myślisz - odparłam bez zająknięcia ostrym tonem. Kiwnęłam w stronę taty głową i wstałam. Ruszyłam w stronę własnego pokoju. Przy drzwiach do niego prowadzących nie widziałam ścian na korytarzu tak rozmazały mi widok łzy płynące z oczu.
Po jakiejś godzinie płaczu słyszałem tylko głęboki oddech. Zasnęła na moim ramieniu z wycieńczenia. Otarłem kilka łez, które spłynęły mi po policzkach i podniosłem ją. Wsunąłem jej ciało pod kołdrę i pocałowałem lekko w czoło. Westchnąłem głęboko i ruszyłem na dół po schodach. Nikogo nie było w kuchni, ale słyszałem głosy z salonu. Wszedłem tam spokojnie. Na kanapie siedział George i rozmawiał z Rasmusem. Rozmowa ucichła jak tylko mnie zobaczyli.
-Nie znałem dobrze Freda, ale wiem, że był przyzwoitym człowiekiem. Wiem również, że to co zrobiłeś nie było przyzwoite. Nawet gorzej, było zwyczajnie wredne. Emmie jest twoją siostrą - urwałem przełykając ślinę. - Waszą siostrą. Naprawdę chcesz zło Śmierciożerców przełożyć na nią? Złamać własną siostrę? - spytałem patrząc prosto w oczy George'a.
-Clementine jest twardą osobą - odparł Weasley. Rasmus spuścił wzrok na kolana.
-Nie przeczę. Jednak to nie tobie się wypłakuje w ramię. Nie wiesz o czym myśli. Co ją drażni, co chciałaby zmienić. Codziennie żałuje, że czegoś nie zrobiła z tą sytuacją, a ty naprawdę musisz być tak wielkim chujem, żeby w ten sposób do niej mówić? - dalej starałem się mówić spokojnie. Ścisnąłem tylko pięść lekko ze zdenerwowania.
-Sam byłeś Śmierciożercą-
-Żałuję tego każdego dnia i chciałbym to cofnąć, ale się nie da. Tak samo jak śmierci Freda. A Clementine żyje w tym momencie i chyba słabo by było stracić z nią kontakt, bo się ją obwinia o całe zło świata. Bo się jest największym chujem na świecie - dodałem i odwróciłem się ruszając do kuchni. Potrzebowałem kawy i chusteczki, bo z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Oparłem się o blat w kuchni i zamknąłem oczy. Poczułem dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem twarz taty Clementine. Nic nie powiedział, zwyczajnie mnie przytulił. Zamknąłem oczy dając łzom płynąć po moich policzkach.
Miałem nadzieję, że George przemyśli sobie moje słowa. Że da Clementine spokój i nie będzie chujem. Byłem wdzięczny także za ojca, pierwszego prawdziwego ojca. Nie spodziewałem się, że siadając wtedy z Clementine w barze zyskam rodzinę, ojca i, co najważniejsze, najcudowniejszą dziewczynę na świecie.
Jest to ostatni rozdział przed epilogiem. Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim, żeby ten rok był lepszy, niż poprzedni.
piątek, 25 grudnia 2020
Rozdział 29
wtorek, 8 grudnia 2020
Rozdział 28
środa, 25 listopada 2020
Rozdział 27
Od dłuższego
czasu szłam po Hogwarcie sama. Wreszcie weszłam w jakiś korytarz, gdzie
słyszałam, że stało kilka osób. Na środku korytarza zdążyłam dostrzec Percy’ego
i Freda. Bliźniak spojrzał rozbawiony na brata.
-Żartujesz
Percy. Nie pamiętam, żebyś żartował od czasu-
Wszystko
zadziało się tak szybko. Ściana za nim eksplodowała od razu przykrywając go
gruzem. Wciągnęłam mocno powietrze nie do końca wierząc w to co się stało.
Widziałam Percy’ego z wielkimi łzami na policzkach i z przerażoną twarzą, który
szybko biegł w przeciwną do mnie stronę korytarza zauważając tam Śmierciożerców.
Poczułam dłonie na ustach i ktoś wciągnął mnie za zakręt, żeby mnie nie było
widać.
Nawet nie
miałam ochoty uciekać. Naprawdę zdałam się na to, co mogło się wydarzyć.
-Proszę, tylko
nie krzycz – usłyszałam cichy głos w uchu. Moje źrenice zaczęły się mimowolnie
rozszerzać. Dotknęłam dłoni zakrywającej moje usta i odsunęłam ją odwracając
się. Mocno wtuliłam się w klatkę piersiową mężczyzny. Zamknęłam oczy próbując
nie wydawać żadnego dźwięku. Czułam tylko, że po moich policzkach płynie
wodospad łez.
Słyszałam kroki
w moją stronę korytarza. W tym momencie nie obchodziło mnie to. Kompletnie mnie
to nie obchodziło. Tylko odwróciłam głowę, żeby wiedzieć kto idzie. Śmierciożerca
na moment tylko spojrzał w naszą stronę.
-Yax, nikogo tu
nie ma. Idziemy dalej – powiedział znany mi głos. Jak wracał uchylił lekko
maskę i zobaczyłam smutnego Barty’ego. Gdy przestałam słyszeć kroki spojrzałam
na tak samo mokrą jak moja twarz Zabiniego.
-Musimy go gdzieś
przenieść – wychrypiałam cicho. Zabini kiwnął głową. Poszliśmy do góry gruzu. Siadłam
obok i zaczęłam przekładać kawałki ściany. Gdy ujrzałam kawałek skóry zaczęłam
jeszcze bardziej płakać, trząść się. Blaise położył mi dłoń na ramieniu.
-Usiądź, ja to
zrobię – wymamrotał cicho. Kiwnęłam głową i odsunęłam się. Patrzyłam na wszystko
co robił albo starałam się. Cały czas przecierałam oczy z łez. Blaise uniósł ciało
Freda i zaczął iść w stronę jednej z sal do zajęć. Szłam za nim jak cień.
Świat się skończył,
więc dlaczego bitwa wciąż trwa, dlaczego w całym zamku nie zapadła pełna zgrozy
cisza, dlaczego walczący nie rzucili broni?
Staliśmy ramię w ramię przed drzwiami wejściowymi do Zamku. W oddali od strony Zakazanego Lasu malowało się kilka postaci. Nikt nie spodziewał się tego, co mieliśmy zaraz ujrzeć. W ramionach zapłakanego Hagrida leżało bezwładnie ciało Pottera.
-NIE!
Krzyknęła Minerwa tak przeraźliwym głosem. Nagle każdy krzyczał obelgi w stronę Śmierciożerców, każdy wrzeszczał imię Harry'ego.
-CISZA! - zawołał Voldemort. Huknęło, błysnęło i wszyscy umilkli. - Już po wszystkim! Złóż go u moich stóp, Hagridzie, tam, gdzie jego miejsce - dodał, a Hagrid ułożył Pottera na trawie. - Widzicie? Harry Potter nie żyje! Dotarło to do was w końcu, biedni naiwniacy? Był nikim! Zawsze był tylko chłopcem, który żądał, by inni poświęcali się za niego!
-Ciebie pokonał! - usłyszałam głos Rona, a czar przesrał działać. Znowu rozległ się krzyk naszej strony, póki nas ponownie nie uciszył drugi, potężniejszy huk.
-Został zabity, gdy próbował wymknąć się z zamkowych błoni - powiedział Voldemort. - Zginął, próbując ratować własną skórę-
Nagle urwał, a potem słychać było tylko huk, jęk i krzyk. Na ziemi wylądował Neville. Zatkałam dłońmi usta. Neville postawił się Czarnemu Panowi. W tłumie Śmierciożerców znalazłam tak samo przerażone jak moje brązowe oczy. Chwilę potem znowu rozległy się krzyki, rozpętał się chaos.
-NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO! - usłyszałam i zobaczyłam czarne loki padające na ziemię, a nad nimi Molly. Walczyły zacięcie, ale to Bellatriks nie doceniła Molly, to ona teraz miała skosztować jej matczynej miłości.
W momencie zapadła cisza i zaczęła się wymiana słów między Voldemortem, a Harry'm, który zmaterializował się spod peleryny-niewidki.
-Prawdziwym panem Czarnej Różdżki stał się Draco Malfoy - to zdanie uderzyło we mnie tysiąckrotnie bardziej. Wiedziałam o czym mówił, widziałam jak bardzo to rozbiło mojego Draco. Wiedziałam, że gdybym tylko mogła zabiłabym Voldemorta gołymi rękami.
-Avada Kedavra!
-Expelliarmus!
Między Potterem, a Voldemortem utworzyła się linia złożona z ich zaklęć. Wszystko stało się szybko. Czarny Pan opadł na ziemię w momencie, gdy Potter chwycił Czarną Różdżkę. Voldemort został pokonany.
Szybko zaczęłam szukać Zabiniego w tłumie, tak bardzo chciałam się do niego przytulić. Spytać czy na pewno nic mu nie jest. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i mocno przytuliłam Zabiniego.
-Wygraliśmy - wymamrotałam ze łzami w oczach. Tym razem szczęśliwymi, ale gorzkimi. Ten gładził mnie po plecach i też płakał.
-Tak się cieszę, że wygraliśmy - powiedział cicho, a ja spojrzałam na niego. Położyłam mu dłonie na policzkach i delikatnie dotknęłam jego ust moimi. Ten oddał mój pocałunek z uśmiechem. - Mamy tylko jeden problem - wymamrotał.
Na drugim pietrze w jednej z sal leżał zakrwawiony i ledwo oddychający Crouch. Usiadłam przy nim i ujęłam jego dłoń.
-Barty? - wyszeptałam. Ten spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Wyglądał strasznie. Z przystojnego mężczyzny zostało tylko mokre, brązowe spojrzenie.
środa, 11 listopada 2020
Rozdział 26
środa, 20 maja 2020
Rozdział 25
Położyłam się w jednym z nich w piżamach i czekałam na Freda, który właśnie poszedł się umyć. Schowałam list od Zabiniego w torbie leżącej blisko łóżka i zgasiłam światło zostawiając lampkę. Kilka minut później do pokoju wszedł Weasley ze zmierzwionymi, mokrymi włosami.
-Śpisz w tym bliżej wyjścia i jak przyjdą potwory ty z nimi walczysz - stwierdziłam patrząc na niego. Fred uśmiechnął się wesoło.
-Tak jest szefowo - odparł salutując. Moment później wpakował się do łóżka bliżej drzwi. Spojrzałam w jego stronę i uśmiechnęłam się blado. - Odkąd przyjechałaś jesteś taka smutna. Coś się stało? - spytał cicho patrząc na mnie.
-Naprawdę chcesz o tym słuchać? - mruknęłam cicho, a Fred kiwnął twierdząco głową. - To wszystko posypało się w dosłownie dwa dni. Najpierw Blaise dostał list od Śmierciożerców, że jeśli nie wstąpi w ich szeregi zrobią coś złego jego matce. Wyboru za bardzo nie miał, ale płakaliśmy cały dzień. To jest ostatni dzień, w którym widziałam Zabiniego i ostatni dzień bycia razem - mruknęłam, a Fred się obruszył.
-Nie jesteście razem? - spytał zdziwiony, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Blaise stwierdził, że najlepiej będzie jak się rozstaniemy, bo jest szansa wtedy, że będę miała mniej litości dla niego, jeśli kiedykolwiek staniemy przeciwko sobie - odparłam, a Weasley kiwnął głową. - Następnego dnia umarł Dumbledore. Draco się załamał. Znowu płakaliśmy. Ostatnie pół roku bardzo dużo w trójkę płakaliśmy. Niesamowicie dużo, ale wydaje mi się, że gdyby nie Blaise i Draco nie byłoby mnie tutaj - dodałam, a Fred usiadł na swoim łóżku.
-Nawet tak nie mów - wyszeptał przestraszony. Uśmiechnęłam się lekko.
-Dlatego tak się cieszę, że jednak byli - odparłam, a Fred kiwnął głową delikatnie.
-Potrzebujesz, żeby z tobą spać? Czujesz się bezpiecznie? - spytał jak prawdziwy starszy brat. Westchnęłam głęboko i kiwnęłam twierdząco głową. Fred wstał ze swojego łóżka i wsunął się pod kołdrę mojego.
-Idziemy spać? - spytałam cicho. Ten kiwnął głową i wyłączył lampkę. Odwróciłam się, a on przytulił się do moich pleców.
-Dobrej nocy Emmie - wyszeptał Fred blisko mojego ucha. Uśmiechnęłam się i szybko zasnęłam.
-Dzień dobry - usłyszałam wesoły głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam radosną twarz Freda. Uśmiechnęłam się do niego.
-Dzień dobry. Stwierdziłam, że skoro nikt tego nie robi to ja mogę - odpowiedziałam, a ten kiwnął głową i pocałował mnie w czubek głowy. Zaśmiałam się wesoło.
-Twoja osoba towarzysząca musi być szczęściarzem - stwierdził radośnie, a mój uśmiech lekko zelżał. Nie było szans, żeby Zabini tutaj był. Nawet nie chciałam tego. Chciałam go zobaczyć, ale wiedziałam, że jeśli go ujrzę to wszystko minie. Moja zaciętość. Moja silna wola. Był moim słabym punktem.
-Nie ma problemu. Pójście samej też jest spoko, będę miała was wszystkich wokół siebie - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Fred zmarszczył lekko brwi.
-Możemy iść razem. Powiem Angelinie, że ją przepraszam, ale nie dam rady - odparł, a ja od razu zaprzeczyłam ruchem głowy. Widać było, że powiedział to niechętnie, ale jak najbardziej rozumiałam jego postawę.
-Zaprosiłeś dziewczynę, która ci się podoba, to masz z nią iść - powiedziałam poważnie i uśmiechnęłam się zaraz po tym. Ten zasalutował mi i pogładził po głowie. - Ale obiecaj, że będziesz się mimo wszystko dobrze bawić - dodał ciszej, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Wysunęłam w jego stronę mały paluszek, a ten objął go swoim.
-Obiecuję.
Włosy miałam puszczone, lekki makijaż nałożony. Teraz wsuwałam się w długą, granatową sukienkę. Fred siedział na łóżku próbując zawiązać krawat.
-Zapniesz mi sukienkę? - spytałam, a ten wzniósł oczy na mnie. Uśmiechnął się lekko i wstał. Podszedł do mnie i zaczął sunąć zamkiem w górę sukienki. Patrzyłam na niego w lustrze z uśmiechem. Odwróciłam się jak skończył i wyciągnęłam mu krawat spod kołnierzyka. - Dobrze wyglądasz bez niego - szepnęłam, a ten wesoło kiwnął głową. - Angelina oszaleje na twoim punkcie - dodałam radośnie.
-Fred, Angelina przyszła - usłyszałam krzyk George'a z dołu. Odsunęłam się od chłopaka i pogładziłam go lekko po policzku.
-Pójdę z tobą. Poszukam Neville'a - odparłam, a ten kiwnął głową i oboje ruszyliśmy na dół. Uśmiechnęłam się w stronę Angeliny. - Cześć - powiedziałam wesoło i ruszyłam do wyjścia. Weszłam do namiotu i przy moim stoliku siedział już Longbottom i Luna.
-Emmie - powiedział z wesołym uśmiechem chłopak i mocno mnie przytulił.
-Dawno się nie widzieliśmy - przyznałam radośnie i usiedliśmy.
Niedługo po tym rozpoczęła się ceremonia. Była naprawdę piękna. Molly płakała w pierwszym rzędzie, a Arthur udzielał ślubu. Siedziałam między Fredem, a Longbottomem.
-Są dla siebie stworzeni - powiedział cicho Neville w moją stronę. Kiwnęłam głową twierdząco.
-Wyglądają świetnie - dodałam, a ten uśmiechnął się. Po ceremonii znowu usiedliśmy przy stolikach. Fred zaoferował się, że pójdzie po trzy drinki. Do mnie dosiadła się Angelina.
-Clementine, Fred coś o mnie dzisiaj mówił? - spytała, a ja spojrzałam na nią badawczo. - Myślę, że dzisiaj powie mi, że chce, żebyśmy byli razem - dodała z wielkim uśmiechem. Kiwnęłam głową.
-Coś o tobie wspominał - przyznałam radośnie, ale nie wiedziałam czy ma takie zamiary. Wiedziałam tylko tyle, że ona mu się podoba. Angelina uśmiechnęła się wesoło, a Fred wrócił z trzema kubkami.Upiłam trochę ze swojego i wyczułam smak Ognistej. Uśmiechnęłam się do Weasley'a. Nachyliłam się nad jego uchem. - Zaproś Johnson do tańca - mruknęłam, a ten kiwnął głową.
Przy moim stoliku często zmieniał się skład. Każdy tańczył z każdym, ale utwory były bardzo skoczne i szybkie. W końcu orkiestra stwierdziła, że puści coś spokojnego.
-Zatańczysz ze mną? - spytał pierwszy raz tej nocy Fred wyciągając ku mnie dłoń. Twarz Angeliny miała nieodgadnioną minę. Ja spojrzałam na niego pytająco, czy jest pewien, że tę piosenkę chce zatańczyć ze mną. Kiwnął twierdząco głową. Stanęliśmy na parkiecie. Moja dłoń wylądowała na jego ramieniu, a jego na moim boku. Położyłam brodę na jego piersi. Oczami widziałam co jest za jego ramieniem, ale tylko oczy mi poza nie wystawały.
-Idę na górę - powiedziałam nachylając się nad jego uchem. Ten kiwnął głową. Zaczęłam iść w stronę domu, ale Rasmus mnie przywołał.
-Gdzie idziesz?
-Do toalety - odparłam z uśmiechem, a ten kiwnął głową. Weszłam do domu i poszłam schodami na górę. Weszłam do pokoju Charliego, który nie mógł się pojawić na weselu. Nie świeciłam świateł. Usiadłam na łóżku.
Ras wyszedł po chwili spod stołu i podbiegł do mnie mocno mnie przytulając.
-Co się stało? - wymamrotałam.
-Śmierciożercy, zaatakowali nas. Hermiona, Harry i Ron gdzieś się deportowali - odparł i zaczął iść ze mną szybko do Nory. Wszyscy robili dokładnie to samo. Nikt nie wiedział co się dzieje.
Dokładnie tak zaczynała się Bitwa między dobrem, a złem. Dopiero potem okazało się, że Rufus Scrimgeour umarł z rąk Śmierciożerców i wszyscy musieli być ostrożni w dokładnie każdym aspekcie życia.
wtorek, 12 maja 2020
Rozdział 24
-Jak się czujecie? - spytałam cicho patrząc na przyjaciela. Luna zwróciła na mnie wzrok i uśmiechnęła się lekko.
-Nie jest najgorzej. Szkoda tylko dyrektora - mruknęła, a ja kiwnęłam głową. Malfoy zsunął buty i położył głowę na moich udach. Przykryłam go jego płaszczem, który powiesił przy wejściu i pogładziłam po głowie.
Nie wiedziałam czy ktoś po mnie przyjedzie na dworzec. Czy chcę kogoś narażać przez wyjście z domu. W tym momencie kompletnie nic nie wiedziałam.
Podróż do Londynu przebiegła w ciszy. Nikt nie chciał się odzywać. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
Na dworcu pożegnałam się z Longbottomem i Luną. Draco szedł za mną nieprzytomny. Rozglądnęłam się po dworcu. W końcu ujrzałam rudą czuprynę Freda.
-Draco, skarbie, jeśli tylko będziesz chciał to przychodź do mnie. Do trzeciego tygodnia lipca na pewno będę, tylko pamiętaj o sowach - poprosiłam patrząc w jego nieobecne oczy. Malfoy wzniósł je na moją osobę i kiwnął głową.
-Do zobaczenia - wyszeptał i mocno mnie przytulił. Pogładziłam go po plecach lekko. Kiedy się odsunął zniknął szybko w tłumie, a ja ruszyłam ku Fredowi. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z lekko sztucznym uśmiechem. Kiwnęłam głową i przytuliłam go lekko.
-Rasmus nie mógł przyjechać? - spytałam spokojnie. Weasley tylko potwierdził ruchem głowy. Wsiadłam do samochodu i zaczęliśmy jechać.
-Słyszałem o Albusie - powiedział cicho chłopak. Starałam się jak mogłam, żeby powstrzymać się przed ryknięciem płaczem. Nie dawałam rady.
-Fred - wyszeptałam i chrząknęłam. - Zawieź mnie do domu, proszę - dodałam jeszcze ciszej, a ten kiwnął głową i dojechaliśmy w ciszy.
O tej porze jeszcze nikogo w domu nie było. Weasley wniósł mój kufer na górę i ustawił go w pokoju. Usiadłam na łóżku.
-Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytał cicho, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Byłam na skraju wrzasku i łkania. Tak bardzo chciałam, żeby wyszedł. Co też zrobił, a w momencie, gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych ryknęłam płaczem. Nie potrafiłam się opanować, puściły wszystkie tamy.
-Uważajcie na siebie - poprosił Remus, z którym leciał George. Wszyscy kiwnęli głowami znając plan na pamięć. Ruszyliśmy spokojnie, niektórzy na miotłach, inni na Testrelach. Nawet motocykl Syriusza zagrał tu jakąś rolę.
Najpierw było spokojnie. Każdy leciał swoją drogą. Nikt nikomu nie zawadzał. Wtedy zaczęło się w powietrzu roić od Śmierciożerców. Wszyscy strzelali na ślepo zaklęciami, które miały ogłuszać. Przynajmniej te nasze. Ich były śmiertelne. Wszystko skończyło się szybko, widziałam tylko upadającą klatkę z Hedwigą, ktoś spadł z miotły. W tym szale nikt nie wiedział kto.
Zaczęliśmy patrzeć na rany dopiero pod Norą. A raczej w Norze.
-Moody nie żyje - usłyszałam zaraz po wejściu przez drzwi frontowe. Głos Hagrida był donośny. Moment po tym na ziemi wylądował George, który powoli wracał do swojej formy i Remus.
-Szybko, zwolnijcie kanapę - krzyczał Lupin. Po twarzy Weasleya leciała krew. Rasmus poleciał szybko za nimi i usilnie starał się pomóc Lupinowi odratować to co zostało z ucha chłopaka.
Gdy tylko Fred wylądował na ziemi, pognał do bliźniaka. Molly siedziała przy synu i starała się jak najbardziej załagodzić rany.
-Co z nim? - Artur upadł na kolana przed George'm, a Fred nie mógł wydusić ani jednego słowa. George poruszył się lekko.
-Jak się czujesz, Georgie? - szepnęła Molly. George pomacał sobie głowę.
-Jak uduchowiony - wymamrotał chłopak.
-Co mu się stało? - wychrypiał Fred z przerażoną miną. - Mózg ma uszkodzony?
-Jak uduchowiony - powtórzył George, otwierając oczy i patrząc na bliźniaka. - Widzisz... Jestem trochę uduchowiony, ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Molly zaszlochała głośno starając się wycierać dalej krew z chłopaka. Twarz Freda odzyskała zwyklejszą barwę.
-To żałosne - powiedział Fred. - Naprawdę żałosne. Jest tyle dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym uduchowionym?
-Mamo - powiedział George do płaczącej Molly. - Teraz będzie ci już łatwiej nas odróżnić - dodał i nawet ja się lekko uśmiechnęłam.
Nawet w obliczu takiej tragedii nie tracili humoru. Byłam niesamowicie wdzięczna za istnienie tej dwójki. Niesamowicie.
~~~
I jest kolejny. Pozdrawiam.
niedziela, 19 kwietnia 2020
Rozdział 23
Jednak nic nie mogło być takie proste. Nad Magicznym Światem zawisło widmo łysego skurwiela. Pogłoski, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać powrócił i był mocniejszy, niż kiedykolwiek. Osobiście nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Wiedziałam, że żyje, że chce nas wszystkich Nie Czystokrwistych zgładzić. Codziennie płakałam z tego powodu w ramię Zabniniego. I to nie było tak, że tylko ja byłam rozdartą babą. Od długiego czasu spałam u Blaise'a w dormitorium. Rodzice Flinta zażądali, by wcześniej wrócił do domu, więc było nas troje w dormitorium.
Codziennie Draco przynosił coraz to gorsze i bardziej mrożące krew w żyłach nowości.