piątek, 25 grudnia 2020
Rozdział 29
wtorek, 8 grudnia 2020
Rozdział 28
środa, 25 listopada 2020
Rozdział 27
Od dłuższego
czasu szłam po Hogwarcie sama. Wreszcie weszłam w jakiś korytarz, gdzie
słyszałam, że stało kilka osób. Na środku korytarza zdążyłam dostrzec Percy’ego
i Freda. Bliźniak spojrzał rozbawiony na brata.
-Żartujesz
Percy. Nie pamiętam, żebyś żartował od czasu-
Wszystko
zadziało się tak szybko. Ściana za nim eksplodowała od razu przykrywając go
gruzem. Wciągnęłam mocno powietrze nie do końca wierząc w to co się stało.
Widziałam Percy’ego z wielkimi łzami na policzkach i z przerażoną twarzą, który
szybko biegł w przeciwną do mnie stronę korytarza zauważając tam Śmierciożerców.
Poczułam dłonie na ustach i ktoś wciągnął mnie za zakręt, żeby mnie nie było
widać.
Nawet nie
miałam ochoty uciekać. Naprawdę zdałam się na to, co mogło się wydarzyć.
-Proszę, tylko
nie krzycz – usłyszałam cichy głos w uchu. Moje źrenice zaczęły się mimowolnie
rozszerzać. Dotknęłam dłoni zakrywającej moje usta i odsunęłam ją odwracając
się. Mocno wtuliłam się w klatkę piersiową mężczyzny. Zamknęłam oczy próbując
nie wydawać żadnego dźwięku. Czułam tylko, że po moich policzkach płynie
wodospad łez.
Słyszałam kroki
w moją stronę korytarza. W tym momencie nie obchodziło mnie to. Kompletnie mnie
to nie obchodziło. Tylko odwróciłam głowę, żeby wiedzieć kto idzie. Śmierciożerca
na moment tylko spojrzał w naszą stronę.
-Yax, nikogo tu
nie ma. Idziemy dalej – powiedział znany mi głos. Jak wracał uchylił lekko
maskę i zobaczyłam smutnego Barty’ego. Gdy przestałam słyszeć kroki spojrzałam
na tak samo mokrą jak moja twarz Zabiniego.
-Musimy go gdzieś
przenieść – wychrypiałam cicho. Zabini kiwnął głową. Poszliśmy do góry gruzu. Siadłam
obok i zaczęłam przekładać kawałki ściany. Gdy ujrzałam kawałek skóry zaczęłam
jeszcze bardziej płakać, trząść się. Blaise położył mi dłoń na ramieniu.
-Usiądź, ja to
zrobię – wymamrotał cicho. Kiwnęłam głową i odsunęłam się. Patrzyłam na wszystko
co robił albo starałam się. Cały czas przecierałam oczy z łez. Blaise uniósł ciało
Freda i zaczął iść w stronę jednej z sal do zajęć. Szłam za nim jak cień.
Świat się skończył,
więc dlaczego bitwa wciąż trwa, dlaczego w całym zamku nie zapadła pełna zgrozy
cisza, dlaczego walczący nie rzucili broni?
Staliśmy ramię w ramię przed drzwiami wejściowymi do Zamku. W oddali od strony Zakazanego Lasu malowało się kilka postaci. Nikt nie spodziewał się tego, co mieliśmy zaraz ujrzeć. W ramionach zapłakanego Hagrida leżało bezwładnie ciało Pottera.
-NIE!
Krzyknęła Minerwa tak przeraźliwym głosem. Nagle każdy krzyczał obelgi w stronę Śmierciożerców, każdy wrzeszczał imię Harry'ego.
-CISZA! - zawołał Voldemort. Huknęło, błysnęło i wszyscy umilkli. - Już po wszystkim! Złóż go u moich stóp, Hagridzie, tam, gdzie jego miejsce - dodał, a Hagrid ułożył Pottera na trawie. - Widzicie? Harry Potter nie żyje! Dotarło to do was w końcu, biedni naiwniacy? Był nikim! Zawsze był tylko chłopcem, który żądał, by inni poświęcali się za niego!
-Ciebie pokonał! - usłyszałam głos Rona, a czar przesrał działać. Znowu rozległ się krzyk naszej strony, póki nas ponownie nie uciszył drugi, potężniejszy huk.
-Został zabity, gdy próbował wymknąć się z zamkowych błoni - powiedział Voldemort. - Zginął, próbując ratować własną skórę-
Nagle urwał, a potem słychać było tylko huk, jęk i krzyk. Na ziemi wylądował Neville. Zatkałam dłońmi usta. Neville postawił się Czarnemu Panowi. W tłumie Śmierciożerców znalazłam tak samo przerażone jak moje brązowe oczy. Chwilę potem znowu rozległy się krzyki, rozpętał się chaos.
-NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO! - usłyszałam i zobaczyłam czarne loki padające na ziemię, a nad nimi Molly. Walczyły zacięcie, ale to Bellatriks nie doceniła Molly, to ona teraz miała skosztować jej matczynej miłości.
W momencie zapadła cisza i zaczęła się wymiana słów między Voldemortem, a Harry'm, który zmaterializował się spod peleryny-niewidki.
-Prawdziwym panem Czarnej Różdżki stał się Draco Malfoy - to zdanie uderzyło we mnie tysiąckrotnie bardziej. Wiedziałam o czym mówił, widziałam jak bardzo to rozbiło mojego Draco. Wiedziałam, że gdybym tylko mogła zabiłabym Voldemorta gołymi rękami.
-Avada Kedavra!
-Expelliarmus!
Między Potterem, a Voldemortem utworzyła się linia złożona z ich zaklęć. Wszystko stało się szybko. Czarny Pan opadł na ziemię w momencie, gdy Potter chwycił Czarną Różdżkę. Voldemort został pokonany.
Szybko zaczęłam szukać Zabiniego w tłumie, tak bardzo chciałam się do niego przytulić. Spytać czy na pewno nic mu nie jest. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i mocno przytuliłam Zabiniego.
-Wygraliśmy - wymamrotałam ze łzami w oczach. Tym razem szczęśliwymi, ale gorzkimi. Ten gładził mnie po plecach i też płakał.
-Tak się cieszę, że wygraliśmy - powiedział cicho, a ja spojrzałam na niego. Położyłam mu dłonie na policzkach i delikatnie dotknęłam jego ust moimi. Ten oddał mój pocałunek z uśmiechem. - Mamy tylko jeden problem - wymamrotał.
Na drugim pietrze w jednej z sal leżał zakrwawiony i ledwo oddychający Crouch. Usiadłam przy nim i ujęłam jego dłoń.
-Barty? - wyszeptałam. Ten spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Wyglądał strasznie. Z przystojnego mężczyzny zostało tylko mokre, brązowe spojrzenie.
środa, 11 listopada 2020
Rozdział 26
środa, 20 maja 2020
Rozdział 25
Położyłam się w jednym z nich w piżamach i czekałam na Freda, który właśnie poszedł się umyć. Schowałam list od Zabiniego w torbie leżącej blisko łóżka i zgasiłam światło zostawiając lampkę. Kilka minut później do pokoju wszedł Weasley ze zmierzwionymi, mokrymi włosami.
-Śpisz w tym bliżej wyjścia i jak przyjdą potwory ty z nimi walczysz - stwierdziłam patrząc na niego. Fred uśmiechnął się wesoło.
-Tak jest szefowo - odparł salutując. Moment później wpakował się do łóżka bliżej drzwi. Spojrzałam w jego stronę i uśmiechnęłam się blado. - Odkąd przyjechałaś jesteś taka smutna. Coś się stało? - spytał cicho patrząc na mnie.
-Naprawdę chcesz o tym słuchać? - mruknęłam cicho, a Fred kiwnął twierdząco głową. - To wszystko posypało się w dosłownie dwa dni. Najpierw Blaise dostał list od Śmierciożerców, że jeśli nie wstąpi w ich szeregi zrobią coś złego jego matce. Wyboru za bardzo nie miał, ale płakaliśmy cały dzień. To jest ostatni dzień, w którym widziałam Zabiniego i ostatni dzień bycia razem - mruknęłam, a Fred się obruszył.
-Nie jesteście razem? - spytał zdziwiony, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Blaise stwierdził, że najlepiej będzie jak się rozstaniemy, bo jest szansa wtedy, że będę miała mniej litości dla niego, jeśli kiedykolwiek staniemy przeciwko sobie - odparłam, a Weasley kiwnął głową. - Następnego dnia umarł Dumbledore. Draco się załamał. Znowu płakaliśmy. Ostatnie pół roku bardzo dużo w trójkę płakaliśmy. Niesamowicie dużo, ale wydaje mi się, że gdyby nie Blaise i Draco nie byłoby mnie tutaj - dodałam, a Fred usiadł na swoim łóżku.
-Nawet tak nie mów - wyszeptał przestraszony. Uśmiechnęłam się lekko.
-Dlatego tak się cieszę, że jednak byli - odparłam, a Fred kiwnął głową delikatnie.
-Potrzebujesz, żeby z tobą spać? Czujesz się bezpiecznie? - spytał jak prawdziwy starszy brat. Westchnęłam głęboko i kiwnęłam twierdząco głową. Fred wstał ze swojego łóżka i wsunął się pod kołdrę mojego.
-Idziemy spać? - spytałam cicho. Ten kiwnął głową i wyłączył lampkę. Odwróciłam się, a on przytulił się do moich pleców.
-Dobrej nocy Emmie - wyszeptał Fred blisko mojego ucha. Uśmiechnęłam się i szybko zasnęłam.
-Dzień dobry - usłyszałam wesoły głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam radosną twarz Freda. Uśmiechnęłam się do niego.
-Dzień dobry. Stwierdziłam, że skoro nikt tego nie robi to ja mogę - odpowiedziałam, a ten kiwnął głową i pocałował mnie w czubek głowy. Zaśmiałam się wesoło.
-Twoja osoba towarzysząca musi być szczęściarzem - stwierdził radośnie, a mój uśmiech lekko zelżał. Nie było szans, żeby Zabini tutaj był. Nawet nie chciałam tego. Chciałam go zobaczyć, ale wiedziałam, że jeśli go ujrzę to wszystko minie. Moja zaciętość. Moja silna wola. Był moim słabym punktem.
-Nie ma problemu. Pójście samej też jest spoko, będę miała was wszystkich wokół siebie - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Fred zmarszczył lekko brwi.
-Możemy iść razem. Powiem Angelinie, że ją przepraszam, ale nie dam rady - odparł, a ja od razu zaprzeczyłam ruchem głowy. Widać było, że powiedział to niechętnie, ale jak najbardziej rozumiałam jego postawę.
-Zaprosiłeś dziewczynę, która ci się podoba, to masz z nią iść - powiedziałam poważnie i uśmiechnęłam się zaraz po tym. Ten zasalutował mi i pogładził po głowie. - Ale obiecaj, że będziesz się mimo wszystko dobrze bawić - dodał ciszej, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Wysunęłam w jego stronę mały paluszek, a ten objął go swoim.
-Obiecuję.
Włosy miałam puszczone, lekki makijaż nałożony. Teraz wsuwałam się w długą, granatową sukienkę. Fred siedział na łóżku próbując zawiązać krawat.
-Zapniesz mi sukienkę? - spytałam, a ten wzniósł oczy na mnie. Uśmiechnął się lekko i wstał. Podszedł do mnie i zaczął sunąć zamkiem w górę sukienki. Patrzyłam na niego w lustrze z uśmiechem. Odwróciłam się jak skończył i wyciągnęłam mu krawat spod kołnierzyka. - Dobrze wyglądasz bez niego - szepnęłam, a ten wesoło kiwnął głową. - Angelina oszaleje na twoim punkcie - dodałam radośnie.
-Fred, Angelina przyszła - usłyszałam krzyk George'a z dołu. Odsunęłam się od chłopaka i pogładziłam go lekko po policzku.
-Pójdę z tobą. Poszukam Neville'a - odparłam, a ten kiwnął głową i oboje ruszyliśmy na dół. Uśmiechnęłam się w stronę Angeliny. - Cześć - powiedziałam wesoło i ruszyłam do wyjścia. Weszłam do namiotu i przy moim stoliku siedział już Longbottom i Luna.
-Emmie - powiedział z wesołym uśmiechem chłopak i mocno mnie przytulił.
-Dawno się nie widzieliśmy - przyznałam radośnie i usiedliśmy.
Niedługo po tym rozpoczęła się ceremonia. Była naprawdę piękna. Molly płakała w pierwszym rzędzie, a Arthur udzielał ślubu. Siedziałam między Fredem, a Longbottomem.
-Są dla siebie stworzeni - powiedział cicho Neville w moją stronę. Kiwnęłam głową twierdząco.
-Wyglądają świetnie - dodałam, a ten uśmiechnął się. Po ceremonii znowu usiedliśmy przy stolikach. Fred zaoferował się, że pójdzie po trzy drinki. Do mnie dosiadła się Angelina.
-Clementine, Fred coś o mnie dzisiaj mówił? - spytała, a ja spojrzałam na nią badawczo. - Myślę, że dzisiaj powie mi, że chce, żebyśmy byli razem - dodała z wielkim uśmiechem. Kiwnęłam głową.
-Coś o tobie wspominał - przyznałam radośnie, ale nie wiedziałam czy ma takie zamiary. Wiedziałam tylko tyle, że ona mu się podoba. Angelina uśmiechnęła się wesoło, a Fred wrócił z trzema kubkami.Upiłam trochę ze swojego i wyczułam smak Ognistej. Uśmiechnęłam się do Weasley'a. Nachyliłam się nad jego uchem. - Zaproś Johnson do tańca - mruknęłam, a ten kiwnął głową.
Przy moim stoliku często zmieniał się skład. Każdy tańczył z każdym, ale utwory były bardzo skoczne i szybkie. W końcu orkiestra stwierdziła, że puści coś spokojnego.
-Zatańczysz ze mną? - spytał pierwszy raz tej nocy Fred wyciągając ku mnie dłoń. Twarz Angeliny miała nieodgadnioną minę. Ja spojrzałam na niego pytająco, czy jest pewien, że tę piosenkę chce zatańczyć ze mną. Kiwnął twierdząco głową. Stanęliśmy na parkiecie. Moja dłoń wylądowała na jego ramieniu, a jego na moim boku. Położyłam brodę na jego piersi. Oczami widziałam co jest za jego ramieniem, ale tylko oczy mi poza nie wystawały.
-Idę na górę - powiedziałam nachylając się nad jego uchem. Ten kiwnął głową. Zaczęłam iść w stronę domu, ale Rasmus mnie przywołał.
-Gdzie idziesz?
-Do toalety - odparłam z uśmiechem, a ten kiwnął głową. Weszłam do domu i poszłam schodami na górę. Weszłam do pokoju Charliego, który nie mógł się pojawić na weselu. Nie świeciłam świateł. Usiadłam na łóżku.
Ras wyszedł po chwili spod stołu i podbiegł do mnie mocno mnie przytulając.
-Co się stało? - wymamrotałam.
-Śmierciożercy, zaatakowali nas. Hermiona, Harry i Ron gdzieś się deportowali - odparł i zaczął iść ze mną szybko do Nory. Wszyscy robili dokładnie to samo. Nikt nie wiedział co się dzieje.
Dokładnie tak zaczynała się Bitwa między dobrem, a złem. Dopiero potem okazało się, że Rufus Scrimgeour umarł z rąk Śmierciożerców i wszyscy musieli być ostrożni w dokładnie każdym aspekcie życia.
wtorek, 12 maja 2020
Rozdział 24
-Jak się czujecie? - spytałam cicho patrząc na przyjaciela. Luna zwróciła na mnie wzrok i uśmiechnęła się lekko.
-Nie jest najgorzej. Szkoda tylko dyrektora - mruknęła, a ja kiwnęłam głową. Malfoy zsunął buty i położył głowę na moich udach. Przykryłam go jego płaszczem, który powiesił przy wejściu i pogładziłam po głowie.
Nie wiedziałam czy ktoś po mnie przyjedzie na dworzec. Czy chcę kogoś narażać przez wyjście z domu. W tym momencie kompletnie nic nie wiedziałam.
Podróż do Londynu przebiegła w ciszy. Nikt nie chciał się odzywać. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
Na dworcu pożegnałam się z Longbottomem i Luną. Draco szedł za mną nieprzytomny. Rozglądnęłam się po dworcu. W końcu ujrzałam rudą czuprynę Freda.
-Draco, skarbie, jeśli tylko będziesz chciał to przychodź do mnie. Do trzeciego tygodnia lipca na pewno będę, tylko pamiętaj o sowach - poprosiłam patrząc w jego nieobecne oczy. Malfoy wzniósł je na moją osobę i kiwnął głową.
-Do zobaczenia - wyszeptał i mocno mnie przytulił. Pogładziłam go po plecach lekko. Kiedy się odsunął zniknął szybko w tłumie, a ja ruszyłam ku Fredowi. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z lekko sztucznym uśmiechem. Kiwnęłam głową i przytuliłam go lekko.
-Rasmus nie mógł przyjechać? - spytałam spokojnie. Weasley tylko potwierdził ruchem głowy. Wsiadłam do samochodu i zaczęliśmy jechać.
-Słyszałem o Albusie - powiedział cicho chłopak. Starałam się jak mogłam, żeby powstrzymać się przed ryknięciem płaczem. Nie dawałam rady.
-Fred - wyszeptałam i chrząknęłam. - Zawieź mnie do domu, proszę - dodałam jeszcze ciszej, a ten kiwnął głową i dojechaliśmy w ciszy.
O tej porze jeszcze nikogo w domu nie było. Weasley wniósł mój kufer na górę i ustawił go w pokoju. Usiadłam na łóżku.
-Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytał cicho, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Byłam na skraju wrzasku i łkania. Tak bardzo chciałam, żeby wyszedł. Co też zrobił, a w momencie, gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych ryknęłam płaczem. Nie potrafiłam się opanować, puściły wszystkie tamy.
-Uważajcie na siebie - poprosił Remus, z którym leciał George. Wszyscy kiwnęli głowami znając plan na pamięć. Ruszyliśmy spokojnie, niektórzy na miotłach, inni na Testrelach. Nawet motocykl Syriusza zagrał tu jakąś rolę.
Najpierw było spokojnie. Każdy leciał swoją drogą. Nikt nikomu nie zawadzał. Wtedy zaczęło się w powietrzu roić od Śmierciożerców. Wszyscy strzelali na ślepo zaklęciami, które miały ogłuszać. Przynajmniej te nasze. Ich były śmiertelne. Wszystko skończyło się szybko, widziałam tylko upadającą klatkę z Hedwigą, ktoś spadł z miotły. W tym szale nikt nie wiedział kto.
Zaczęliśmy patrzeć na rany dopiero pod Norą. A raczej w Norze.
-Moody nie żyje - usłyszałam zaraz po wejściu przez drzwi frontowe. Głos Hagrida był donośny. Moment po tym na ziemi wylądował George, który powoli wracał do swojej formy i Remus.
-Szybko, zwolnijcie kanapę - krzyczał Lupin. Po twarzy Weasleya leciała krew. Rasmus poleciał szybko za nimi i usilnie starał się pomóc Lupinowi odratować to co zostało z ucha chłopaka.
Gdy tylko Fred wylądował na ziemi, pognał do bliźniaka. Molly siedziała przy synu i starała się jak najbardziej załagodzić rany.
-Co z nim? - Artur upadł na kolana przed George'm, a Fred nie mógł wydusić ani jednego słowa. George poruszył się lekko.
-Jak się czujesz, Georgie? - szepnęła Molly. George pomacał sobie głowę.
-Jak uduchowiony - wymamrotał chłopak.
-Co mu się stało? - wychrypiał Fred z przerażoną miną. - Mózg ma uszkodzony?
-Jak uduchowiony - powtórzył George, otwierając oczy i patrząc na bliźniaka. - Widzisz... Jestem trochę uduchowiony, ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Molly zaszlochała głośno starając się wycierać dalej krew z chłopaka. Twarz Freda odzyskała zwyklejszą barwę.
-To żałosne - powiedział Fred. - Naprawdę żałosne. Jest tyle dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym uduchowionym?
-Mamo - powiedział George do płaczącej Molly. - Teraz będzie ci już łatwiej nas odróżnić - dodał i nawet ja się lekko uśmiechnęłam.
Nawet w obliczu takiej tragedii nie tracili humoru. Byłam niesamowicie wdzięczna za istnienie tej dwójki. Niesamowicie.
~~~
I jest kolejny. Pozdrawiam.
niedziela, 19 kwietnia 2020
Rozdział 23
Jednak nic nie mogło być takie proste. Nad Magicznym Światem zawisło widmo łysego skurwiela. Pogłoski, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać powrócił i był mocniejszy, niż kiedykolwiek. Osobiście nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Wiedziałam, że żyje, że chce nas wszystkich Nie Czystokrwistych zgładzić. Codziennie płakałam z tego powodu w ramię Zabniniego. I to nie było tak, że tylko ja byłam rozdartą babą. Od długiego czasu spałam u Blaise'a w dormitorium. Rodzice Flinta zażądali, by wcześniej wrócił do domu, więc było nas troje w dormitorium.
Codziennie Draco przynosił coraz to gorsze i bardziej mrożące krew w żyłach nowości.
piątek, 3 kwietnia 2020
Rozdział 22
Ja wtedy zazwyczaj zostawałam u nich w dormitorium i uczyłam się na zajęcia, spałam, albo gdzieś chodziłam z Nevillem. Longbottom nie miał jednak dla mnie tyle czasu ile wcześniej, bo zajmował się swoją dziewczyną. Okazało się, że Luna też go kocha, albo chociaż bardzo bardzo lubi.
Blaise wczoraj przyszedł z treningu ledwo żywy, więc chłopaki zostawili go w spokoju dzisiaj i poszli sami rano potrenować.
Dotknęłam jego twarzy delikatnie i musnęłam ustami jego usta. Jego oczy minimalnie się otworzyły. Na twarzy wyrósł uśmiech.
-Ale jesteś śliczna - powiedział jeszcze zachrypniętym od snu głosem. Zaśmiałam się wesoło i przytuliłam do jego klatki piersiowej.
-Świetnie wam pójdzie dzisiaj - odparłam cicho, a ten przytulił mnie mocno. Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. - Pójdę się umyć - stwierdziłam spokojnie, a ten kiwnął głową.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Zabrałam ręcznik i ruszyłam do łazienki. Zaczęłam ściągać koszulkę, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do dormitorium.
-Blaise, do jasnej cholery, przecież wiesz, jak bardzo mnie kochasz. Wiesz, że to chodzi o mnie, a nie o Clementine - usłyszałam znajomy głos i zamarłam na chwilę.
-O czym ty mówisz Pansy? - spytał zdziwiony głos Zabiniego. Chyba aż wstał z łóżka.
-Wiem, że chodziło o mnie. Ta umowa. Nie musisz kłamać. Nie musisz już udawać, że ją lubisz - wybełkotała Parkinson.
-Pansy, na początku faktycznie chodziło o ciebie. Ale przestało - powiedział spokojnie Blaise. - Już naprawdę nie chodzi o ciebie. To nie o ciebie się staram, a o Emmie. To z nią chcę być i ją kocham - dodał Zabini, a ja zmarszczyłam zaskoczona brwi.
-Czy ty siebie słyszysz? Naprawdę chcesz zaryzykować i być z jakaś Gryfonką? - zaczęła krzyczeć.
-Pansy, błagam cię. Chcę spokojnie dzisiaj zagrać mecz, albo go oglądnąć, wiedząc, że nie będziesz się wpieprzać tam gdzie cie nie chcą - powiedział chłopak, a ja aż wciągnęłam powietrze.
-Jesteś chujem Zabini. Największym jakiego widziałam - odparła tylko Pansy i trzasnęła drzwiami. Wychyliłam głowę z łazienki i spojrzałam na Zabiniego z wzrokiem "co tu się do cholery stało". On wzruszył ramionami.
-Nie wiem słońce, ale czuję, że na tym się nie skończy - stwierdził wzdychając. Podeszłam do niego i przytuliłam się. Ten pogładził mnie po plecach.
-Słyszałam co powiedziałeś o mnie - szepnęłam cicho, a Blaise odsunął się ode mnie i uśmiechnął lekko.
-To prawda, kocham cię Emmie, ale nie jesteś zobligowana do tego, żeby mi to mówić, jeśli nie jesteś tego pewna w tym momencie - odparł z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
-Dziękuję - powiedziałam i w końcu poszłam się umyć.
Czas do meczu szybko minął. Ruszyliśmy na stadion. Najpierw Blaise miał sprawdzić w szatni czy go potrzebują. Jeśli nie to miał dołączyć do mnie. Dzisiaj miałam siedzieć w miejscu dla Ślizgonów. Jak weszłam na trybuny to jedyne miejsce wolne, dla dwóch osób było za Parkinson.
Podeszłam tam i usiadłam na nim spokojnie. Spojrzałam na boisko.
-Co ty tu właściwie robisz? Nie masz swojej wydzielonej części trybun? - prychnęła Parkinson odwracając się do mnie. Spojrzałam na nią, ale spuściłam wzrok na boisko. - Halo, to nie jest twoje miejsce - próbowała dalej Pansy. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na nią.
-Pansy, to, że Blaise jest ze mną, a nie z tobą, nie pozwala ci w żadnym wypadku mnie obrażać czy w ten sposób się do mnie odzywać - odparłam bardzo spokojnym tonem. W tłumie zauważyłam jak Blaise przeciska się w moją stronę. Miał być koło mnie za moment.
-Nie znasz go, on cię nawet nie kocha - wycedziła przez zęby.
-Okej - odparłam wzruszając ramionami i przesunęłam się, żeby Zabini mógł usiąść koło mnie. Ta usiadła z niesmakiem na twarzy. Spojrzałam na chłopaka. Miał w dłoni dwa batoniki, z czego jeden podał mi.
-Zostały mi jakieś zapasy, pomyślałem, że możesz chcieć - powiedział z uśmiechem, a ja kiwnęłam wesoło głową.
-Dziękuję - odparłam ujmując batonika. - Nie potrzebują cię dzisiaj? - spytałam, a Blaise pokiwał głową. Chwilę później gra się rozpoczęła.
Quidditch był jak zawsze komentowany przez Lee Jordana, dobrego kolegę bliźniaków i Rasmusa. Opisywał idealnie każdy ruch. Komentował bardzo bezstronnie, a przy punktach pomagała mu pani Hooch.
Blaise położył dłoń na mojej i ujął ją lekko nie spuszczając wzroku z boiska. Bardzo się ekscytował grą.
Gdzieś w oddali mignęło mi coś złotego. Złoty Znicz. Ślizgoni mieli miażdżącą przewagę. Tylko złapanie Złotego Znicza coś by zmieniło w tabeli wyników. I dokładnie 13 minut później tak się stało. Harry złapał Złoty Znicz.
Gryfoni wygrali. Co prawda 30 punktami, ale wygrali.
-U mnie jest impreza w Pokoju Wspólnym, idziesz ze mną? - spytałam, a Blaise z uśmiechem kiwnął głową. Rozweselona hałastra szła z nami. Wszyscy cieszyli się z wygranej. Weszliśmy do Pokoju Współnego Gryfonów. Impreza rozkręcała się powoli, ale widziałam, że na jednym ze stolików leżał poncz, albo jakieś inne picie. Wśród nich oczywiście dało się znaleźć mocniejsze trunki, tylko trzeba było wiedzieć gdzie szukać.
-Pięknie rozegrane - stwierdziłam i stanęłam na palcach, by dostać się ustami do jego ust, które delikatnie musnęłam. Poczułam, że jego twarz wygina się w uśmiechu. Odsunęłam się, a ten objął mnie ramieniem i ponownie wsunął dłoń w jedną z tylnych kieszeni moich spodni.
Impreza powoli gęstniała w alkohol. Każdy był już delikatnie pijany, więc żeby nie zostać w tyle poszłam po kolejną porcję. Wracając do Zabiniego zderzyłam się z jakąś dziewczyną z niższego roku, która przestraszona spojrzała na mnie. Jej alkohol wylądował na moich spodniach, a ja tylko uniosłam lekko swoje kubeczki w górę.
-Bardzo cię przepraszam - powiedziała skruszona. Uśmiechnęłam się do niej rozbawiona.
-Nie ma problemu, naprawdę. Wypierze się - odparłam nie będąc wcale zła. Nie byłam takim okropnym człowiekiem, za jakiego zapewne uważało mnie pół Hogwartu. A to wszystko tylko dlatego, że Blaise był ze Slytherinu. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a ja śmiejąc się wesoło z sytuacji podeszłam do Zabiniego, którego to wszystko bawiło.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział zabierając ode mnie jeden kubeczek. Upił łyka alkoholu.
-Specjalnie dla ciebie - stwierdziłam wesoło, a ten objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. - A tak serio, muszę zmienić spodnie. Idziesz ze mną? - dodałam, a ten ochoczo kiwnął głową. Ruszyliśmy z kubeczkami w dłoniach do mojego dormitorium. Uchyliłam drzwi badając czy nikogo na pewno nie ma. Tym razem mieliśmy szczęście.
Tuż po wejściu Zabini rzucił się na moje łóżko i spojrzał na mnie badawczo. Podeszłam do szafy i zsunęłam z siebie spodnie. Zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu innych.
-Dla mnie mogłabyś tak zostać - stwierdził cicho, a ja uśmiechnęłam się lekko odwracając się do niego w samym swetrze. Przechyliłam głowę w bok patrząc na jego oświetloną blaskiem księżyca sylwetkę.
-W takim razie nie dziw się, że potem będą na mnie dziwnie patrzeć - odparłam rozbawiona i ruszyłam w jego stronę. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego udach okrakiem kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Dłonie Zabiniego powędrowały na moje odkryte biodra.
-Pamiętasz tę koszulę? - spytał z lekkim uśmiechem. Ja kiwnęłam twierdząco głową i zaczęłam powoli rozpinać jej guziki. - Miałem ją na sobie, jak pierwszy raz poczułem, że ktoś się o mnie troszczy, że jest ktoś, kto mnie nie opuści i dla kogo nie dałbym rady być dupkiem już nigdy w życiu - stwierdził błądząc wzrokiem po moim ciele.
-Miałeś ją na sobie, gdy ja zauważyłam, że wcale ciebie nie nienawidzę, a wręcz przeciwnie, zaczęło mi wtedy zależeć na tobie. Na tym, abyś był szczęśliwy - szepnęłam w odpowiedzi. Ten uśmiechnął się i położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego, kiedy ostatni guzik jego koszuli był rozpięty.
-Już wtedy byłem w tobie szaleńczo zakochany, ale jeszcze nie potrafiłem tego nazwać czy przyznać przed samym sobą - wymamrotał, gdy zbliżyłam twarz do jego twarzy. - Gdy zostałaś ze mną w nocy, nie posiadałem się ze szczęścia. Trzymanie ciebie w ramionach było dla mnie czymś tak niesamowitym, przepełniało mnie tyloma emocjami, a ja przecież tylko cię przytulałem - dodał patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie i musnęłam jego usta swoimi.
-Pokazałam ci, że można spać z kobietą w łóżku i wcale nie oznacza to seksu? - spytałam rozbawiona w jego usta. Ten ścisnął lekko moje biodra i zaczął podsuwać mój sweter do góry.
-Pokazałaś mi, że podziały na lepszych i gorszych nie mają sensu - odparł, a ja uniosłam ręce, by ściągnął ze mnie sweter. - Pokazałaś mi, co znaczy kochać - wyszeptał patrząc prosto w moje oczy, a ja z pasją wpiłam się w jego usta. Jego dłonie błądziły po moich plecach, a ja zsuwałam z niego koszulę. Po chwili wszystko upadło na podłogę, a my zanurzyliśmy się w szczeniackiej miłości, która na ten moment była jednym z najpiękniejszych epizodów w moim życiu.
Naprawdę dobrze pisało mi się ten rozdział. Nie wiem co jeszcze powiedzieć, naprawdę.
poniedziałek, 23 marca 2020
Rozdział 21
-Dzień dobry - powiedział cicho i położył dłoń na moim policzku. Moje serce podskoczyło do gardła ze szczęścia w tym momencie.
Przysunęłam lekko twarz do jego i pocałowałam go w usta przymykając oczy.
-Znajdźcie sobie pokój - usłyszałam głos Draco od strony innego łóżka. Odsunęłam się od Zabiniego i spojrzałam w stronę tlenionego. Złapałam poduszkę i rzuciłam w jego stronę.
-Spadaj - odparłam rozbawiona. Blaise wstał i poszedł do łazienki. Usiadłam w jego łóżku i przykryłam nogi szczelniej kołdrą.
-Nie wiedziałem, że plan z Pansy przyniesie taki obrzydliwy obrót - zaśmiał się Draco. Spojrzałam na niego zdziwiona. Uniosłam brwi. - Jesteście obrzydliwie słodcy - wyjaśnił szybko Malfoy.
-Wiedziałeś? - spytałam lekko zdziwiona.
-To chodźmy, bo słabo by było jakbyś umarła - powiedział rozbawiony. Zeszliśmy spokojnie po schodach. - On wie, że jesteśmy razem razem? - spytał łapiąc mnie za rękę.
-A jesteśmy? - zarumieniłam się lekko.
-Oh, a nie? - mruknął lekko skonsternowany Blaise. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek na moment przystając.
-Chyba tak - powiedziałam wesoło. Zobaczyłam uroczy uśmiech na jego twarz, jak wchodziliśmy do Wielkiej Sali. Blaise poszedł do siebie, a ja usiadłam koło lekko złego z twarzy Neville'a.
-Okej, już wyjaśniam - zaczęłam patrząc na niego. - Wczoraj, jak poszłam na górę to w moim dormitorium był Barty, chciał mnie pocałować. Byłam trochę roztrzęsiona, płakałam chwilę...
-Ale wszystko w porządku? - spytał lekko zaniepokojony Longbottom chwytając mnie za dłoń. Kiwnęłam głową potwierdzając.
-Poszłam do Blaise'a. Zasnęłam u niego. Obudziłam się w nocy i chyba... Chyba jesteśmy teraz normalnie razem. Nie ma Parkinson w tym układzie, tylko my we dwoje - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Neville też się lekko uśmiechnął.
-Jeśli ty jesteś szczęśliwa, to ja też jestem -stwierdził spokojnie. Ujęłam tosta i spojrzałam na niego.
Wstaliśmy i ruszyliśmy spokojnie na Eliksiry. Pod salą zobaczyłam Lunę i uśmiechnęłam się do Longbottoma.
-Będziesz siedział z Luną? - spytałam patrząc na zestresowanego chłopaka. Ten zmarszczył brwi.
-Zaraz się dowiem - powiedział odważnym głosem i podszedł do dziewczyny.
Poczułam dłoń na ramieniu i odwróciłam się z uśmiechem. Spojrzałam w ciemne oczy Blaise'a i zaśmiałam się wesoło.
-Siedzisz ze mną? - spytał z uśmiechem.
-Jak Neville będzie siedział z Luną, to tak - powiedziałam szukając wzrokiem chłopaka. Stał przy Krukonce. Zwrócił wzrok na mnie i uniósł kciuka do góry.
Blaise pocałował mnie w skroń, a drzwi sali się otworzyły. Ukazał się w nich uśmiechnięty Slughorn.
-To będzie ciekawa lekcja - mruknęłam jak już weszliśmy z Blaisem do środka. Ten zaśmiał się wesoło. O dziwo, zajęcia naprawdę szybko minęły.
Może to dobre towarzystwo?
Może to możliwość położenia głowy na czyimś ramieniu?
Może to zwyczajnie relacja z Zabinim tak na mnie działa?
-Idziemy potem do mnie? W sensie śpisz u mnie? - spytał Blaise idąc koło mnie na obiad.
-A chcesz mnie u siebie dwa dni pod rząd? - odparłam pytaniem na pytanie z uśmiechem na twarzy. Ten pokiwał radośnie głową.
-Ciebie zawsze - powiedział i pocałował mnie w czoło lekko. Uśmiechnęłam się szeroko do niego.
Był niesamowitym człowiekiem przy bliższym poznaniu.
Jak ktoś tak paskudny kiedyś mógł stać się kimś tak bliskim i tak ciepłym teraz?
-Za dwa tygodnie ma być ponoć kolejne spotkanie Klubu Ślimaka. Po meczu i świętowaniu - mruknęłam niechętnie. Blaise głęboko westchnął.
-Jedyny plus jest taki, że Slughorn patrzy na nas lepiej i tak się nas nie czepia - stwierdził, a ja potwierdziłam ruchem głowy.
Wszystkich z Klubu Ślimaka traktował lepiej, z większą dozą pobłażliwości. Jednak trochę się cieszyłam, że uczestniczyłam w tym. To był duży plus, bo odchodził dosyć trudny przedmiot, jakim są Eliksiry.
Po zjedzeniu obiadu ruszyliśmy do Zabiniego, żeby spokojnie się ulokować. Musiałam mu w końcu oddać bluzę. Żeby pewnie jutro też ją zabrać. Kto wie.
Weszliśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Dalej byłam pod wielkim wrażeniem całego wnętrza. Byłam zachwycona za każdym razem, jak tam przychodziliśmy. Blaise tylko się uśmiechał lekko i ciągnął mnie do swojego dormitorium.
-Uważaj na schodach - powiedział widząc, że nie patrzę pod nogi. Machnęłam ręką idąc spokojnie za nim. Nikt nie wie do tej pory, jakim cudem się nie wywróciłam.
Weszliśmy do środka. Draco i Marcus byli w środku. Usiadłam na łóżku Zabiniego. On klapnął tyłkiem koło mnie.
-Nie przeszkadza wam, że będę tutaj spać, prawda? - spytałam patrząc na Draco. Ten zaprzeczył ruchem głowy.
-Spoko, nie jesteś pierwsza - powiedział zza książki Flint. Blaise podszedł do niego i złapał go za kołnierz.
-Czy ty nie możesz się czasami zamknąć? - warknął, a Draco aż wstał z łóżka.
-Ale o co wam chodzi. Co mnie obchodzi, kto tu spał. Ważne, że nikogo nie skrzywdziłeś i obiecujesz, że mnie też nie skrzywdzisz - powiedziałam wzruszając ramionami przeglądając jakąś książkę leżącą na szafce Zabiniego. Ziewnęłam kartkując podręcznik z run. - Chodzisz na to? - spytałam zwracając wzrok na Blaise'a. Ten już nie trzymał Flinta za kołnierz tylko patrzył na mnie badawczo.
-Nie. Ale myślałem nad tym i muszę oddać podręcznik w końcu - odparł trochę nieufnie. Draco uśmiechał się wesoło, a Flint miał niezidentyfikowany wyraz twarzy. Ni to zaskoczony, ni to przestraszony.
-Okej - wzruszyłam ramionami.
Blaise w końcu usiadł koło mnie, ale dalej patrzył na mnie badawczo.
-Ej, serio, co mnie obchodzi z kim byłeś? Gratuluję, że z kimś byłeś. Każdy tu z kimś był. Mijamy tych ludzi codziennie na korytarzach i żyjemy dalej. Cieszę się, że teraz jesteśmy razem i tyle - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Twarz Blaise'a znormalniała. Sam nawet delikatnie się uśmiechnął. Przybliżył się lekko do mojej twarzy i pocałował mnie w czoło.
-Cieszę się, że jesteśmy razem - powtórzył po mnie, a ja zaśmiałam się wesoło. Zwróciłam wzrok na chłopaków.
-Jesteście gotowi na mecz za tydzień? - spytałam poprawiając się na łóżku. Oparłam się o ścianę za łóżkiem.
-Wiadomo. Pokonam Pottera - powiedział Malfoy prężąc muskuły z wielkim uśmiechem. Zaśmiałam się wesoło.
-W tobie nadzieja Draco - stwierdziłam radośnie. - Kocham swój dom, ale wam tak samo bardzo kibicuję. Macie mocną drużynę i bardzo zgraną - dodałam sensownie. Marcus kiwnął głową potwierdzając moje słowa.
-Wszyscy naprawdę się do tego przykładają i chcą wygrać. Myślę, że bez bliźniaków może być to trochę prostsze, ale kto wie - stwierdził Flint dyplomatycznie. Uśmiechnęłam się lekko.
Wiedziałam, że każdemu zależy na wygranej i bardzo cieszyłam się, że każdy podchodzi do tego poważnie. Osobiście kochałam Quidditcha dzięki bliźniakom i Rasmusowi. Każde stłuczenie i każda blizna na moim ciele miała swoją historię, ale zdecydowanie najwięcej było od Quidditcha.
Między chłopakami rozgorzała dyskusja o strategii gry. Mówili bardzo sensownie.
Ja wzięłam podręcznik o runach i położyłam głowę na udach Zabiniego.
Jeśli tak będą wyglądać moje najbliższe miesiące w Hogwarcie to zdecydowanie tego chcę. Cieszyłam się z każdej spędzonej z Zabinim chwili. Uśmiechnęłam się zza podręcznika do jego poważnej twarzy dyskutującej o grze. Na moment spojrzał na mnie i obdarzył mnie tak ślicznym uśmiechem, że sama sobie zazdrościłam tej relacji.
Oby trwała długo, jak najdłużej.
~~~
Pozdrawiam wszystkich w tych trudnych czasach i życzę każdemu zdrowia.
sobota, 8 lutego 2020
Rozdział 20
-Zaraz przyjdę na obiad, tylko to rzucę do dormitorium – zapewniłam z uśmiechem i potruchtałam na górę do Wieży Gryffońskiej. Weszłam po schodach do własnego dormitorium, a kartki wypadły mi z rąk na samym progu. Przeklęłam pod nosem i zaczęłam je zbierać.
-Damie nie przystoi takie słownictwo – usłyszałam senny głos dochodzący ze strony mojego łóżka. Wzniosłam głowę prędko ujmując różdżkę w dłoń. Wymierzyłam ją dokładnie w sam środek czaszki przeciwnika. Barty uniósł dłonie nad głowę.
-Co ty tu robisz? – mruknęłam opuszczając różdżkę. – Ktoś mógł cię zobaczyć – dodałam złym tonem.
-Chciałem cię zobaczyć i może dokończyć to co zaczęliśmy w łazience – stwierdził z okropnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zmarszczyłam brwi.
-Nic nie będziemy dokańczać – mruknęłam oburzona. Teraz to Barty zmarszczył brwi. Usiadł na moim łóżku.
-Chyba nie rozumiem. Tam zdawałaś się taka przekonana. Co się stało? Czy to przez Zabiniego? Nagle zaczęło ci na nim zależeć? – spytał, a z każdym słowem jego ton był coraz mniej miły. Dalej ściskałam różdżkę w dłoni na wszelki wypadek.
-Przestań – poprosiłam odsuwając się w stronę drzwi. – Idź stąd – dodałam spokojniej. Kolor twarzy Croucha powoli przypominał odcień włosów bliźniaków. Powoli podnosiłam różdżkę w jego stronę, bo co moment się przybliżał do mnie.
-Jesteś skończoną idiotką – warknął, po czym zniknął w kłębach czarnej mgły. Oparłam się o drzwi i zjechałam po nich plecami z bezsilności. Przetarłam oczy, żeby nie było widać w nich łez. Pozbierałam resztę kartek i wyszłam z dormitorium. Ruszyłam na dół nawet nie patrząc na to, kto siedzi na fotelach czy kanapie. Wyszłam z Pokoju Wspólnego i ruszyłam po schodach do Lochów. Weszłam za jakimiś Ślizgonkami do środka. Nie obchodziło mnie co oni sobie wszyscy o mnie myślą. Omiotłam tylko pokój za Zabinim, którego tam nie było. Wspięłam się po schodach i zapukałam do ich dormitorium.
-Proszę – odezwał się ze środka głos Malfoya. Otworzyłam drzwi. Flint i Malfoy siedzieli każdy na swoim łóżku i o czymś gadali. Tylko Zabini leżał, ale kiedy mnie zobaczył usiadł.
-Nie przeszkadzam? – spytałam cicho, a Blaise szybko zaprzeczył ruchem głowy. Podeszłam do jego łóżka i położyłam się koło niego. Ten oparł się o poduszki i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego bok zamykając oczy. Nie chciałam siedzieć w swoim dormitorium sama. Nie chciałam, żeby wrócił. Żeby go nakryli i zabrali do Azkabanu. Z drugiej strony nie chciałam mieć z Crouchem nic wspólnego. Kompletnie nic.
Usta Zabiniego dotknęły mojego czoła, gdy Flint i Malfoy kontynuowali rozmowę o Quidditchu. Uśmiechnęłam się blado. Czułam się tak dobrze w jego ramionach. Starałam się jednak nie zapominać dlaczego jesteśmy tak blisko. Dalej to tylko przedstawienie. Ale równie dobrze mógł mnie wyrzucić, albo powiedzieć, że przeszkadzam.
Nie zrobił tego. Nigdy mnie nie odrzucił jak do tej pory. Tak bardzo nie chciałam tego niczym burzyć. Tak dobre mieliśmy relacje, mimo że jeszcze niedawno nienawidziliśmy się tak mocno, że trudno było rozstrzygnąć kto kogo bardziej.
Z tego wszystkiego nawet nie wiem kiedy usnęłam oparta o klatkę piersiową Zabiniego.
Do pokoju rozległo się pukanie.
-Proszę – mruknął Draco. Drzwi do dormitorium uchyliły się ukazując Emmie. Widać było, że coś złego się stało. Miała lekko zaczerwienione oczy. Płakała?
-Nie przeszkadzam? – spytała cicho, a ja usiadłem na łóżku i zaprzeczyłem ruchem głowy. Ona podeszła do mojego łóżka i położyła się koło mnie. Objąłem jej ciało ramieniem i zacząłem gładzić po plecach.
-Następny mecz naprawdę musimy wygrać. Żeby nie było jak w tamtym roku, że zaczęliśmy dobrze, a potem Gryffoni nas wyprzedzili – mruknął Flint, na co pokiwał twierdząco głową Malfoy.
-To wszystko przez Pottera – przyznałem, a oni spojrzeli na mnie. – Gdyby nie on nie mieliby nic. Nie potrafiliby nawet odbić piłki. Może poza Weasleyami - dodałem.
-Okej, ale w tym roku nie ma bliźniaków – zauważył Draco. Kiwnąłem głową i nachyliłem się nad czołem Emmie. Pocałowałem je lekko.
-To lepiej dla nas – przyznał Flint. Spojrzał najpierw na zegarek, potem na Draco. – Blaise, my idziemy na kolację. Przynieść wam coś? – spytał patrząc na Emmie, która zasnęła. Kiwnąłem głową twierdząco.
-Byłbym wdzięczny – stwierdziłem, a ci wyszli z dormitorium.
Spojrzałem na Gryffonkę i westchnąłem lekko. Czemu ta piwnooka dziewczyna zaczęła dla mnie tyle znaczyć? Czemu czuję się przy niej tak niesamowicie dobrze? Dlaczego mi zależy na tym, żeby była szczęśliwa?
Wzniosłem wzrok na sufit i podrapałem się po nosie. Przytuliłem ją do siebie mocniej. Nie mogłem teraz jej powiedzieć czegoś głupiego. Nie spotykamy się naprawdę. Tutaj chodzi o Pansy. Ale czy Parkinson dalej mi się tak podoba jak kiedyś?
Zdecydowanie nie. Teraz czułem o wiele większą więź z Emmie. Ale ona dalej udawała. Dalej pamiętała o zakładzie. Prawda?
To normalne, że przyszła do mnie, po prostu się przytuliła. Czyżby?
Już nie wiedziałem, co o tym myśleć. Zamknąłem oczy i westchnąłem po raz ostatni zanim drzwi do dormitorium się nie otwarły.
Obudziłam się mocno wciśnięta w ciało Zabiniego. Uśmiechnęłam się lekko, gdy spojrzałam w dół, a nasze ciała były przykryte kołdrą. Musiał to zrobić Blaise. Rozglądnęłam się po pokoju. Malfoy i Flint już spali. Za oknem było cholernie ciemno. Zwróciłam wzrok na Zabiniego. Położyłam dłoń na jego twarzy.
-Blaise – wymamrotałam cicho i pogładziłam go po twarzy. Zabini uchylił powieki i widząc mnie uśmiechnął się lekko. – Powinnam się zbierać – dodałam, a ten zaprzeczył automatycznie zaprzeczył ruchem głowy.
-Zostań – poprosił cicho. – Prefekci teraz chodzą po korytarzach. Nie chciałbym, żebyś przeze mnie miała kłopoty – dodał z głupim uśmiechem na twarzy. Kiwnęłam głową lekko.
-Myślisz o wszystkim – przyznałam rozbawiona. Zabini pocałował mnie w czoło i spojrzał mi w oczy. W zakamarkach jego brązowych tęczówek kryła się bursztynowa poświata, którą dopiero teraz zauważyłam.
-Jeśli już tu śpisz to przydałyby się piżamy – stwierdził rozumnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Zabini wysunął się spod kołdry i podszedł do szafy. Usiadłam na jego łóżku i patrzyłam na to co robi. Wyciągnął jakiś ciemny komplet z jednej z szuflad i podął mi górę sam zostając z dołem. Spojrzałam na niego, a on zasłonił oczy dłońmi zostawiając lekkie szpary między palcami. Dokładnie tak jak się ogląda straszne filmy, albo sceny seksu przy rodzicach. Pokręciłam głową z politowaniem i wstałam odwracając się do niego plecami. Zsunęłam z siebie sweter i spodnie. Wsunęłam się w jego koszulkę do spania. Dotknęłam gładkiego materiału przylegającego do mojego ciała. Jedwab?
-Dziękuję – powiedziałam odwracając się. O mało nie wpadłam na Zabiniego stojącego tuż za mną w samym dole piżamy. Na jego twarzy widziałam ten sam głupi uśmiech co chwilę wcześniej. Spuściłam wzrok na jego łóżko i wsunęłam się pod kołdrę. Zaraz pojawił się koło mnie Blaise. Objął mnie ramieniem i spojrzał w oczy.
-Emmie? – mruknął kładąc dłoń na moim policzku. – Czemu, gdy tutaj przyszłaś wyglądałaś jakbyś płakała? – spytał, a ja mechanicznie westchnęłam i zwróciłam wzrok na sufit.
-To długa historia – przyznałam cicho. Ten pogładził mnie po plecach lekko i pocałował jeszcze raz w czoło.
-Mamy czas – wymamrotał spokojnym głosem.
Kiwnęłam głową i zaczęłam opowiadać. Od samego początku. Skąd znam Bartyego. Jak jest on dla mnie ważny. Raczej jak był dla mnie ważny.
O spotkaniu go u Longbottomów. O plastrach. O pocałunkach. O dzisiejszym krzyku. O okropnym uczuciu pustki, która zostaje mi po każdym spotkaniu z nim. O tęsknocie za starym Crouchem Juniorem.
-Nie wiedziałem – szepnął zaskoczony Zabini, gdy tylko skończyłam historię. Uśmiechnęłam się blado kiwając głową lekko.
-Wybacz, że cię tym męczę – odparłam, a Blaise prawie się zapowietrzył w złości. Oparł się na rękach i spojrzał na mnie z góry.
-Nie waż się więcej w ten sposób myśleć. Nawet nie wiesz jak cholernie się cieszę, że mi to powiedziałaś – wymamrotał strofującym tonem. W momencie jego twarz znowu wyrażała spokój. – Zależy mi na tobie – dodał ledwo słyszalnie. Oboje na chwilę zamarliśmy.
Zależy mi na tobie. Zależy mi na tobie. Zależy mi na tobie… Blaise’owi zależy… Na mnie.
Podniosłam się delikatnie z łóżka i musnęłam jego usta swoimi. Z początku wyczułam z jego strony zdziwienie, ale zaraz potem zniżył się lekko, bym mogła położyć głowę na poduszce. Położyłam dłoń na jego policzku, a druga wylądowała na jego plecach. Blaise położył jedną ze swoich dłoni na moim brzuchu i rozpiął jeden z guzików koszuli. Wsunął tam swoją dłoń i dotknął mojego nagiego brzucha. Poczułam uśmiech na swoich ustach. Położyłam drugą dłoń na plecach i zsunęłam obie na jego lędźwie. Jego usta zsunęły się na moją szyję. Odchyliłam lekko głowę do tyłu. Blaise wzniósł wzrok znad mojej szyi i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się delikatnie. Oparłam się na rękach i zaśmiałam się cicho.
-Clementine Joyce, jesteś niemożliwa – stwierdził i położył się koło mnie rozbawiony. Objął mnie ramieniem i pocałował w nos.
-Blaise Zabini, najmężniejszy ze Slytherinu. Ten co nienawidzi Gryffindoru. Co ty robisz w łóżku z Gryffonką? – spytałam z uśmiechem. Zabini położył dłoń na moim policzku i pogładził go delikatnie.
-Spędzam czas z niesamowitą kobietą, która pokazała mi, że Gryffindor nie jest wcale taki zły, jak go malują – odparł cicho, a ja położyłam moją dłoń na jego. Widziałam na raz tyle uczuć w jego oczach. Widziałam dokładnie tego chłopaka, który podał mi moje zasuszone kłosy lawendy, które wypadły z książki w pociągu.
Wtedy kompletnie nic nie wiedziałam. Chciałabym wtedy wiedzieć, że to wszystko doprowadzi do tego momentu. Że jedna książka, jedna głupia prośba rozpocznie rozdział, który tak wiele będzie dla mnie znaczył.
~~~
Ten rozdział chyba najprościej mi się pisało, mimo że jest dosyć basic.